Polacy wydali w ubiegłym roku 3 mld zł na suplementy diety – wynika z najnowszych danych IMS Health Poland, opublikowanych w marcu tego roku. Produkty te wprost zalewają rynek i są intensywnie reklamowane. W 2012 r. reklamodawca rekordzista zainwestował w reklamę telewizyjną suplementów 850 mln zł. W czasie ostatnich igrzysk olimpijskich zobaczyliśmy więcej reklam suplementów diety, niż usłyszeliśmy o naszych medalistach.
– Zgodnie z ustawodawstwem unijnym i polskim suplementy diety to żywność, zatem formalnie żółty ser i tabletka suplementu to ta sama kategoria – mówi prof. Zbigniew E. Fijałek, dyrektor Narodowego Instytutu Leków. – Jednak forma identyczna jak w przypadku leku – kapsułka, blister, ulotka, pudełko sprzedawane w aptece – sugeruje klientom, że mają do czynienia z czymś, co leczy. Smutny jest fakt, że większość lekarzy i konsumentów myli suplementy diety z lekami. Suplementy wywodzą się z potrzebnej grupy produktów: preparatów wielominerałowo-wielowitaminowych, które przez wiele lat w Polsce były zarejestrowane jako leki, a nawet część z nich wydawano na receptę. Potem, im byliśmy bliżej Unii Europejskiej, tym prawo stawało się bardziej liberalne dla niektórych grup produktów. W pewnym momencie stały się one suplementami, czyli żywnością. A skoro jest to żywność, to moglibyśmy dziś powiedzieć: zamiast brać pigułki, proszę iść do sklepu spożywczego, kupić pietruszkę, szczypiorek i to wyleczy. Być może nawet te warzywa lepiej by pomogły pacjentowi niż suplementy diety – mówi prof. Zbigniew E. Fijałek.
Lek w przebraniu
Jak się szacuje, w chwili obecnej na rynku jest aż 10–15 tys. różnych suplementów diety. W wielu z nich można znaleźć dziwne substancje chemiczne. Tymczasem nie ma procedur państwowych, które w sposób regularny kontrolowałyby ich jakość. Nikt nie bada czy suplement rzeczywiście zawiera to, co deklaruje producent lub czy nie zawiera czegoś więcej. Najbardziej ryzykowne są suplementy kupowane w internecie. – Nie mamy wpływu na to, co nam przywiezie kurier, co później zjadamy i jaki to będzie miało na nas wpływ. Szczególnie dwie grupy suplementów są narażone na fałszowanie: te na potencję i na odchudzanie. Jeżeli chodzi o odchudzanie, to nie udało się jeszcze stworzyć substancji, która byłaby jednocześnie bezpieczna i skuteczna. Albo działa – wtedy jest niebezpieczna, albo nie działa – wtedy jest bezpieczna. Podobnie z lekami na potencję. Nie ma substancji naturalnych, które w widoczny sposób wpływałyby na nią. Jedynym sposobem, jakim posługują się fałszerze, jest dodawanie do suplementów substancji zawartych w lekach i sprzedawanie ich jako substancji ziołowych. Jest to oszukiwanie konsumenta. Suplement nie ma prawa leczyć, bo jest żywnością. Jeżeli jednak leczy – to znaczy, że ktoś sprzedaje lek pod przykrywką suplementu, poza kontrolą bezpieczeństwa i poza prawem – mówi prof. E. Fijałek.
Inny efekt fizjologiczny
Suplementy kupowane w aptece też nie są bezpieczne. W Narodowym Instytucie Leków przebadano skład ośmiu znanych suplementów kupionych w aptece. Okazało się, że wszystkie były sfałszowane! Ostatnio w ramach projektu unijnego przebadano w całej UE ok. 370 produktów „na odchudzanie” dostępnych w różnych kanałach dystrybucji – oficjalnych i nieoficjalnych, najczęściej internetowych. Ok. 47 proc. zawierało nielegalną substancję – sybutraminę, pochodną amfetaminy. Skuteczną, ale bardzo niebezpieczną! W UE zidentyfikowano kilkanaście zgonów po jej zażyciu. Jest zatem czego się bać. Według definicji zawartej w Ustawie z dnia 25 sierpnia 2006 r. o Bezpieczeństwie Żywności i Żywienia suplement diety to: „środek spożywczy, którego celem jest uzupełnienie normalnej diety, będący skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych lub innych substancji, pojedynczych lub złożonych, wykazujących efekt odżywczy lub inny fizjologiczny…”. Zdaniem ekspertów właśnie pojęcie „inny efekt fizjologiczny” odpowiada za ogromną ofertę suplementów diety na rynku. Promowane są one jako – de facto – środki do leczenia różnych schorzeń, nie zaś „źródło witamin lub składników mineralnych”. Sytuacja ta wprowadza w błąd pacjentów, rodzi kontrowersje i trudne w interpretacji opinie.
Z definicji suplementu diety wynika także, że preparaty te muszą mieć formę umożliwiającą dawkowanie. Są to tabletki, kapsułki, ampułki, saszetki, proszki, płyny. Na dodatek dostępne w aptekach. To sprawia, że w szerokiej opinii konsumenckiej suplementy diety traktowane są jako leki, czyli produkty lecznicze. Choć nie mają i z mocy prawa nie mogą mieć takich właściwości.
Z certyfikatem bezpieczniej
Wybór różnych, szeroko reklamowanych suplementów diety jest tak ogromny, że trudno się im oprzeć i nie zawsze kupujemy to, co jest nam rzeczywiście potrzebne. Obyśmy chociaż kupowali to, co dobrze przebadane i bezpieczne. Ma w tym pomóc wspomniany Klaster Roślinnych Produktów Leczniczych i Suplementów Diety. Powstał on w 2009 . z inicjatywy Narodowego Instytutu Leków jako odpowiedź na potrzebę regulacji rynku preparatów
niebędących lekami, a zbyt często udających leki. Początkowo Klaster skupiał się na lekach pochodzenia roślinnego, obecnie jego formuła obejmuje także suplementy diety. Certyfikat Klastra to gwarancja jakości oznaczająca, że roślinne produkty lecznicze i suplementy diety spełniają restrykcyjne normy wytwarzania, ich skład jest zgodny z deklarowanym oraz stosowanie jest bezpieczne dla pacjenta. Każdy Certyfikat jest poparty autorytetem Narodowego Instytutu Leków jako jednostki nadzorującej i przyznającej Certyfikat oraz logo promocyjne.
Na początku tego roku członkami Klastra było 17 podmiotów – firm producenckich oraz organizacji branżowych. Dla wszystkich zainteresowanych lista jest otwarta. Narodowy Instytut Leków – koordynator projektu – pozyskał dotację na zakup maszyn i urządzeń do badań leków ziołowych i odżywek produkowanych przez członków grupy. Produkty, które spełniają restrykcyjne wymogi jakościowe, będą oznaczane specjalnym certyfikatem, wydawanym na określony czas. Przynależność do Klastra ma być swoistym znakiem jakości.
Przed zażyciem pomyśl
– Podchodzimy bardzo poważnie do procedury przyznania znaku Klastra. Chcemy, aby suplementy spełniały co najmniej najniższe wymagania konieczne dla leku. Bo suplementy mogą wchodzić w interakcje z lekami – to może być niebezpieczne, szczególnie gdy suplement zawiera tę samą substancję czynną co lek. Co więcej, wiele suplementów zawiera substancje nieznane dotychczas w naszej części świata, sprowadzone z Azji czy Ameryki Południowej. Niewiele wiemy o tych substancjach, ich oddziaływaniu i interakcjach. Nikt tego nie bada, bo przecież nikt nie bada pod tym kątem żywności – mówi prof. Zbigniew E. Fijałek. Hasło przewodnie konferencji podsumowującej pierwszy etap działalności Klastra to „Rozsądek a zdrowie”. Trzeba bowiem zachować rozsądek, zastanowić się, czy suplementy diety są nam rzeczywiście potrzebne w sytuacji, gdy w sklepach nie brakuje zdrowej żywności.
Suplementy w statystykach
– Przynajmniej 30 proc. osób dorosłych zażywa różnego rodzaju suplementy diety i odsetek ten ciągle rośnie.
– Suplementy kupują głównie kobiety z wyższym wykształceniem.
– 66 proc. badanych studentów analityki medycznej, dietetyki i kosmetologii na Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku stosowało suplementy.
– 50 proc. respondentów w województwie warszawskim i poznańskim zażywało w 2013 r. preparaty witaminowo-mineralne, z przewagą produktów ze wskazaniami poprawy wyglądu zewnętrznego, a także zwiększających odporność oraz stosowanych w celu redukcji masy ciała.