Wolno powiedzieć: „Pani Tysiąc chciała popełnić aborcję”. Wolno powiedzieć: „Aborcja jest zabiciem dziecka”. Ale zdanie będące logicznym wnioskiem z tych dwóch poprzednich – „Pani Tysiąc chciała zabić własne dziecko” – jest już zakazane. Jeśli wypowiemy je publicznie, zostaniemy ukarani. Tak jak Tomasz Terlikowski, znany publicysta katolicki, piszący także dla „Przewodnika Katolickiego”.
Skazany za poglądy
Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że Tomasz Terlikowski ma przeprosić Alicję Tysiąc
i ma jej zapłacić 10 tys. zł zadośćuczynienia. Dla ojca czwórki dzieci to ogromna suma, ale i tak powinien się cieszyć, że nie jest to tyle, ile żądała powódka. Pierwotnie bowiem miało to być 100 tys. zł dla niej i 30 tys. dla feministycznej organizacji Feminoteka. Czym tym razem tak bardzo naraził się znany z jednoznacznych, publicznie głoszonych poglądów katolik? Kilka lat temu Alicja Tysiąc chciała usunąć ciążę, obawiając się, że urodzenie dziecka może jej grozić utratą wzroku. Lekarze odmówili wykonania legalnej aborcji, dopuszczalnej w Polsce ze względów zdrowotnych. Pani Alicja urodziła córeczkę, ale po porodzie jej wzrok się pogorszył, przyznano jej nawet pierwszą grupę inwalidzką. Pani Tysiąc złożyła skargę na Polskę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, domagając się odszkodowania za to, że nie mogła dokonać aborcji (czyli mówiąc wprost, zabić swojego dziecka) wtedy, gdy chciała. Trybunał w Strasburgu, ta specyficznie najważniejsza wyrocznia naszych czasów, przyznał jej 25 tys. euro zadośćuczynienia, zwracając m.in. uwagę na brak w polskim prawie możliwości odwołania się od decyzji lekarzy. Obecnie Alicja Tysiąc działa w organizacjach kobiecych, jest też stołeczną radną wybraną z listy SLD. Poczuła się ona jednak dotknięta słowami Tomasza Terlikowskiego, który w książce opisującej jej historię napisał jednoznacznie: „Zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że Alicja Tysiąc nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa – jest absurdalne. Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą?”. Tomasz Terlikowski zarzucał jej też „moralną obrzydliwość”, skoro skarżyła się w trybunale, że nie „pozwolono jej zamordować dziecka”.
Czy prawda obraża?
W uzasadnieniu wyroku sędzia Agnieszka Bedyńska-Abramczyk mówiła, że pozwany ma prawo jako katolik nazywać aborcję zabójstwem. Podkreśliła przy tym, że są osoby, które mają inny pogląd, a aborcja jest w Polsce częściowo dopuszczalna prawnie.
Według sądu zwrot pozwanego można było rozumieć w ten sposób, że powódka chciała zabić własne dziecko – co z powyższych względów sąd uznał za dziennikarstwo „nierzetelne”. Zdaniem sądu trzeba zawsze oceniać kontekst takiej wypowiedzi – czy mowa o naruszeniu wartości, czy o konkretnej osobie. „Pozwany nie działał w ramach kampanii przeciw aborcji, a jego wypowiedzi były skierowane przeciw powódce” – dodała sędzia. Oświadczyła, że „żaden światopogląd nie upoważnia do obrażania innych osób i że zestawienie nazistów z powódką jest poniżające i krzywdzące”. Po wyroku Terlikowski powiedział, że nie czuje się przekonany przez sąd. Dodał, że nie uważa „aby nazwanie zabicia dziecka zabiciem dziecka było obraźliwe. Prawda nie obraża” – oświadczył. Alicja Tysiąc nie chciała komentować wyroku. Ona już raz zarobiła na katolickich publicystach i to o wiele większą sumę. W latach 2007–2008 tygodnik katolicki „Gość Niedzielny” opublikował artykuły naruszające później zdaniem sądu dobre imię Alicji Tysiąc. We wrześniu 2009 r. Sąd Okręgowy w Katowicach nakazał gazecie przeproszenie kobiety i wypłacenie jej 30 tys. zł tytułem zadośćuczynienia. Gazeta złożyła skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego, uznając rozstrzygnięcie za niesprawiedliwe i naruszające wolność słowa, ale już w grudniu media podały, że między Alicją Tysiąc a tygodnikiem doszło do ugody, zgodnie z którą pani Tysiąc nie oczekuje przeprosin od tygodnika, a „Gość Niedzielny” wycofał skargę kasacyjną, płacąc jej jednocześnie za to żądanie 30 tys. zł. Co jednak w sytuacji, w której gazety nie będzie stać na taki gest? Ma zbankrutować?
Bronić wolności słowa
Można powiedzieć oczywiście, że nic się jeszcze nie stało. Tomasz Terlikowski odwoła się od wyroku albo jego przyjaciele i znajomi zrobią publiczną zrzutkę pieniędzy „w obronie wolności słowa i przekonań” i będzie po sprawie. W końcu 10 tys. zł nie jest zawrotną kwotą, gdy uwzględnimy liczbę popierających Tomasza Terlikowskiego przyjaciół internautów. Ale przecież nie to jest sednem tej sprawy. Nie łudźmy się – takie wyroki mają ogromne znaczenie dla wolności słowa w każdym demokratycznym kraju. Nie da się opisywać życia społecznego bez odniesień do konkretnych osób i sytuacji, bez tego opis staje się abstrakcyjny i oderwany od rzeczywistości, a przez to kompletnie niezrozumiały dla odbiorcy. Ilu publicystów będzie mogło jednak sobie pozwolić na takie głoszenie konkretnych i opartych na realnym „tu i teraz” poglądów, skoro zostaje ono wycenione na bardzo wysokie dla przeciętnego dziennikarza sumy, których on i jego redakcja w zdecydowanej większości po prostu nie mają. Poza tym, pozostaje jeszcze jedna sprawa – prawda. Zapłacenie komuś takiego „zadośćuczynienia” oznacza pośrednie przyznanie się do tego, że się kogoś obraziło, czyli mówiąc wprost, przyznanie się do tego, że powiedziało się nieprawdę. To bardzo szkodliwa praktyka, oznacza bowiem relatywizm moralny, a w tak fundamentalnych sprawach jak walka o ochronę życia nie powinno być miejsca na żadne kompromisy.
– Okazało się, że polskie sądy proponują rozwiązania zupełnie absurdalne – mówi Tomasz Terlikowski w rozmowie z Jolantą Hajdasz
Jak przyjął Pan wyrok nakazujący Panu przeproszenie Alicji Tysiąc za określenie uniemożliwienia jej aborcji mianem tego, że odmówiono jej zabicia dziecka?
– Byłem zaskoczony, bo miałem nadzieję, że podobny wyrok w sprawie przeciwko „Gościowi Niedzielnemu” był jednak tylko błędem, prawnym niedopatrzeniem. Jednak okazało się, że tak nie jest i że polskie sądy proponują rozwiązania zupełnie absurdalne. Ale warto też mieć świadomość, że ten wyrok oznacza nie tylko moją przegraną, ale także klęskę Alicji Tysiąc. Jej postulaty finansowe zostały obrócone w pył i sąd przyznał jej trzynastokrotnie mniejszą kwotę niż ta, której się domagała, a treść przeprosin została całkowicie zmieniona. W istocie można więc powiedzieć, że choć ja przegrałem, to i ona nie wygrała. Istotniejsze jednak od tego jest uzasadnienie, które moim zdaniem – w pewnych swoich częściach – rodzi poważne niebezpieczeństwo zakneblowania sądowego obrońców życia.
Taki wniosek nasuwa się po wysłuchaniu uzasadnienia tego wyroku.
– Tak. Najbardziej zaskoczyło mnie to zupełnie pokrętne wyjaśnienie, że wprawdzie jako katolik czy człowiek mam uważać, że aborcja jest zabiciem człowieka, i mogę ją nawet tak określać, ale tylko w sytuacji ogólnej. Jeśli te same słowa odnosić się będą do konkretnego przypadku czy do konkretnej osoby, to wówczas będą już obraźliwe i trzeba będzie za nie odpowiadać karnie. I dlatego, choć można powiedzieć, że aborcja jest zabiciem dziecka, to nie można już o kimś, kto chciał dokonać aborcji powiedzieć, że chciał on zabić dziecko. Takie rozumowanie jest oczywiście zupełnie absurdalne i pozbawia możliwości mówienia prawdy w konkretnych przypadkach. Zaskakujące i niebezpieczne jest także zakazanie odwoływania się do przykładu sytuacji prawnej, która całkowicie sfalsyfikowała pozytywizm prawny, czy przekonanie, że prawo stanowi moralność, czyli do historii III Rzeszy czy przykładu Eichmanna właśnie.
Jakie będą konsekwencje tego wyroku dla Pana i dla tych, którzy publicznie zajmują się działaniem na rzecz obrony życia?
– Ten proces jest kolejnym krokiem na drodze do kneblowania ust obrońcom życia w Polsce. I to mimo, iż wiem, że mogło być o wiele gorzej i trudniej. Jeszcze kilka takich procesów i wyroków, a nagle okaże się, że każda wypowiedź krytyczna wobec aborcjonistów będzie mową nienawiści. Ale o wiele niebezpieczniejsze niż te wyroki są trwające obecnie prace nad zmianą prawa dotyczącego dyskryminacji. Gdyby te zapisy obowiązywały obecnie, zostałbym skazany już nie w procesie cywilnym, ale karnym. I nie byłoby zmiłuj. Dlatego potrzebne jest ogromna walka, by zablokować te zmiany.