Gdy nasze oddziały partyzanckie przystępowały do akcji „Burza”, oddziały OUP–UPA pod dowództwem Wasyla Sydora rozpoczęły ludobójstwo Polaków w Małopolsce Wschodniej, zwłaszcza w okręgach Tarnopol i Lwów. Oprócz upowców rzezi dokonywała sformowana wiosną 1943 r. przez Niemców 14. Ochotnicza Dywizja SS „Galizien”. Na terenie Małopolski Wschodniej do największych mordów doszło w Podkamieniu i Hucie Pieniackiej, która została zrównana z ziemią. Odpowiadając na zbrodnie upowców partyzanci z Lubelszczyzny zniszczyli kilkadziesiąt wsi ukraińskich, m.in. 10 marca 1944 r. Sahryń. „Zło zawsze ciągnie drugie zło” – powie po latach arcybiskup metropolita przemyski Józef Michalik. Jednak porównując działania nacjonalistów ukraińskich i polskiego podziemia nie można stawiać między nimi znaku równości. Pierwsze miały charakter zorganizowany, drugie były wynikiem działań niektórych dowódców. Łącznie w polskich akcjach odwetowych zostało zgładzonych ponad 15 tys. Ukraińców.
Zachowajmy we wdzięcznej pamięci ok. 1300 Ukraińców – znanych z nazwiska i anonimowych – udzielających pomocy Polakom z Kresów Wschodnich. Ostrzegali przed napadem, wskazywali drogi ucieczki, udzielali schronienia podczas napadu, zatajali miejsca ukrycia poszukiwanych, grupy pościgowe kierowali na fałszywy trop, ukrywających się zaopatrywali w żywność i odzież. Podtrzymywali na duchu poddanych eksterminacji, okazywali gesty dezaprobaty dla zbrodniarzy oraz brali pod opiekę (a często na długoletnie wychowanie) sieroty po zamordowanych. Pamiętajmy, że decyzja o udzieleniu pomocy była aktem heroicznym. Pomagający Polakom byli uważani za zdrajców; kilkuset poniosło śmierć. Na odruchy solidarności i miłosierdzia zdobywali się zazwyczaj Ukraińcy starszego pokolenia, kierujący się zasadami religijnymi. Byli to głównie ewangelicy, baptyści, świadkowie Jehowy. Sporadycznie prawosławni i grekokatolicy.
Jako naród żywimy wdzięczność wobec Ukraińców, którzy pokonali strach i zachowali człowieczeństwo. Wobec ryzykujących życiem i tych, którzy zginęli w imię najwyższych wartości. Po przemianach ustrojowych, w Polsce pojawił się postulat upamiętnienia „sprawiedliwych”. Na odsłoniętym w 1999 r. we Wrocławiu monumencie-mauzoleum upamiętniającym ofiary zbrodni wołyńskiej, umieszczono urnę z ziemią z grobu Ukraińców zamordowanych przez UPA. Trzy lata później umieszczono tam tablicę ku czci Ukraińców, którzy zginęli, ratując Polaków. Na wzór izraelskiego Instytutu Yad Vashem planowany jest w przyszłości polski „ogród sprawiedliwych”.
Wróćmy do wydarzeń sprzed lat. Po zajęciu Wołynia przez Armię Czerwoną w pierwszym kwartale 1944 r., władze radzieckie przystąpiły do zwalczania upowców. Liczące ok. 15 tys. oddziały UPA „Północ” przeszkadzały sowietyzacji zajętych terenów. Walki były krwawe. Z 26 tys. czerwonoarmistów do 15 sierpnia 1945 r. śmierć poniósł prawie co drugi.
Na rozprawieniu się z ukraińskim podziemiem szczególnie zależało I sekretarzowi Komunistycznej Partii Ukrainy Nikicie Chruszczowowi. W latach 1944–1946 na terenie zachodniej Ukrainy przeprowadzono ok. 40 tys. operacji wojskowych. Zginęło ponad 120 tys. nacjonalistów, 110 tys. aresztowano. Wśród nich przywódców OUN i UPA. Stepana Banderę, lidera UPA, ukrywającego się w Monachium pod fałszywym nazwiskiem Stefan Popiel, 15 października 1959 r. zabił agent KGB Bohdan Staszynski, zawodowy zabójca. Do czynu przyznał się rok później. Trudno uwierzyć, że ojcem Stepana, głównego organizatora zbrodni dokonanych w latach 1943–1944 na Polakach z Wołynia i Galicji Wschodniej był greckokatolicki kapłan i działacz społeczny Andrij Bandera, a matką Myrosława z domu Głodzinska: córka duchownego greckokatolickiego…