Znalazł się na dnie i odkrył, że Bóg jest miłością. Dziś opowiada o tym innym.
Druga część świadectwa, wygłoszonego w parafii pw. bł. Radzyma Gaudentego w Gnieźnie.
Nie chciałem żyć
W pogotowiu opiekuńczym, od wykształconych pedagogów, którzy mieli się mną opiekować słyszałem: – Jesteś nikim. Nic z ciebie nie będzie. To trafiało w moją głowę jak młot.
Widziałem, jak starsi chłopcy wykorzystywali seksualnie młodsze dziewczynki. Widziałem, jak niszczyli im życie. Widziałem chłopca, który wyskoczył z okna. A pedagodzy powiedzieli tylko: – O, gówniarz przebrzydły, nie chciał nas słuchać.
Bałem się podejść do wychowawcy, żeby nie uderzył mnie w twarz. A on powtarzał: – Makowski, jesteś nikim.
A ja płakałem, bo myślałem, że faktycznie jestem nikim. Mówię o tym dlatego, że być może jest przy tobie twoje dziecko. Zanim powiesz mu coś głupiego, idź, wycisz się, zrób trzysta pompek, a potem wróć i powiedz mu coś wartościowego.
Słuchałem, jak powtarzają mi, że jestem nikim. I wtedy spotkałem kolegę, który podał mi rozpuszczalnik. Powiedział: – Ćpaj, chłopie. Nie będzie cię bolało, jak cię będą bić. Jak cię poniżą, to nie będziesz musiał płakać.
Zacząłem ćpać rozpuszczalnik nie dlatego, że byłem uzależniony. Po rozpuszczalniku nie bolało mnie, kiedy ktoś mnie bił albo nazywał frajerem. Już nie musiałem się bać. Płakałem sobie po cichu, potem wdychałem – i odjeżdżałem. Miałem 12 lat i nie chciało mi się żyć.
Kwitnące ogrody
W końcu przedawkowałem. Śmiali się wtedy ze mnie i wytykali mnie palcami. Znów powtarzali, że będę nikim, że skończę jak moi rodzice. Wtedy pojechałem do ośrodka dla narkomanów. Spotkałem tam starszego księdza. Pomyślałem: O, znowu kler. Będzie mi głosił kazania. Powie mi, że pójdę do piekła, bo ćpałem narkotyki. A on wyszedł przed nas, piętnastu wyluzowanych cwaniaków, wziął gitarę, usiadł na ziemi i zaczął śpiewać: „Już teraz we mnie kwitną Twe ogrody. Już teraz we mnie Twe królestwo jest”.
Pomyślałem: – O czym on śpiewa? O co mu chodzi?
A on zaśpiewał znowu: „Już teraz we mnie kwitną Twe ogrody. Już teraz we mnie Twe królestwo jest”.
Wtedy poczułem, że moje serce się otwiera i wchodzi do niego Jezus, który ma władzę nad moim życiem. Zobaczyłem Boga, który za mnie zapłacił, który za mnie umarł na krzyżu. Który powiedział mi: – Ty już sam nie musisz nic, ja ciebie kocham.
Zacząłem płakać. Powtarzałem tylko, że chciałbym wpuścić Jezusa do swojego ogrodu, żeby wyczyścił wszystkie chwasty. Wołałem do Boga, żeby przyszedł do mojego serca.
Moje nawrócenie trwało dwa miesiące. Bardzo szybko mi przeszło. Wyjechałem z ośrodka i zacząłem żyć na ulicach. Chciałem zemścić się na wszystkich, którzy mnie poniżyli. Biłem ludzi. Nienawiść w moim sercu rosła, pogrążałem się coraz bardziej. Wróciły narkotyki, amfetamina, grzyby halucynogenne, alkohol, psychotropy.
Leki psychotropowe znałem jeszcze z domu dziecka. Wiele dzieci je zażywało bez wiedzy psychiatrów, wychowawcy aplikowali je po telefonicznych konsultacjach z lekarzem. Mówili: – To są witaminki, pomogą ci. A dzieci chodziły po nich jak zombie.
Mój tata zauważył kiedyś, że jestem senny, pytał, jakie tabletki mi dają. Kazał brać je pod język i wypluwać do sedesu. Mówił: – To są ciężkie leki, nie dla ciebie. Jesteś zdrowym, żywiołowym chłopakiem, który potrzebuje opieki, a nie takich leków.
Śmierć
Po wyjściu z ośrodka wróciłem do dawnego życia. Zamordowali mojego kolegę. Moja koleżanka zaćpała się na śmierć. Widziałem kolejnych młodych ludzi, którzy padali trupem i nikt nie płakał nad nimi. Kumpel, który był dla mnie wzorem, który był moim bohaterem, najsilniejszym w domu dziecka, zasnął z papierosem i spłonął, wypaliło mu całą twarz. Siedem dni umierał w szpitalu. Zostawił żonę i dziecko. Pracuję dziś z jego synem, zapraszam go na spotkania, ale w sercu Dominika jest pustka, bo nie ma ojca.
Kasia umierała na podłodze. Pierwszy raz w życiu spotkała się z jakimiś koleżankami, a one podały jej drinka. W drinku były narkotyki. Dostała padaczki, trzy ataki pod rząd. Ludzie się śmiali, że Kasia się wygłupia, a ona umierała.
I wtedy zaczęły mi się zapalać lampki: – Ojej, ja nie jestem wieczny. Ja też umrę. Coś się może ze mną stać.
Śmiałem się kiedyś, gdy spotkałem człowieka, który powiedział mi: Są granice, których nie wolno przekroczyć. Możemy tak wsiąknąć w materialny świat, że nie uwierzymy w świat duchowy. Owszem, możesz tak żyć. Ale przyjdzie moment, kiedy z każdej minuty będziesz rozliczony. Ludzie tego świata, którzy całe życie pluli Bogu w twarz, na końcu i tak wzywali Boga. Znam takich ludzi. Taki był też mój tato. Całe życie ubliżał Bogu, ale kiedyś przyjechałem do domu i wszedłem tam po ciemku, zastałem ojca, jak płakał.
Wielu z nas płacze po cichu. Wielu z nas woła do Boga, a później znów wychodzimy w świat wmawiając ludziom, jacy jesteśmy silni. Czas i cmentarze pokazują, że nie ma wśród nas takich mocnych, których by nie zabrała śmierć. Odchodzimy, ale wcześniej mamy czas na to, żeby poznać Boga.
Trędowaty
Po kilku miesiącach życia na ulicy i z narkotykami stanąłem w oknie na czwartym piętrze. Słuchałem jakiegoś hip-hopowego kawałka i usłyszałem słowa: „Chyba każdy ma chwile, że się po cichu żegna i prosi Boga, żeby życia nie przegrać”.
I wtedy złapałem życie. Pamiętam, że pobiegłem pod kościół. Padał deszcz. Spojrzałem w niebo i mówiłem: – Jestem trędowaty! Przecież mnie też wysłali do wioski dla trędowatych, dla narkomanów i złodziei. Sąsiedzi wytykali nas palcami. Policja na ulicy pytała: – O, Makowski, co tu chcesz ukraść?
To w tej wiosce dla trędowatych nauczyłem się żyć. Nie zależało mi na opinii innych. Wiedziałem, że tak już zostanie, że będę umierał jak narkoman i złodziej.
I nagle pojawił się Jezus, który uzdrawia. Który chce pomagać takim jak ja, trędowatym. Poszedłem do kolegów i mówiłem: – Słuchajcie, Jezus może mnie uwolnić! Nie muszę umierać jak narkoman. Nie muszę być żulem, który umrze gdzieś pod płotem. Jest nadzieja!
Oni odpowiadali: – Głupi jesteś. Nie ma żadnej nadziei. Takim jak my pisana jest śmierć, a narkomanom pisana jest śmierć narkomana.
Ale ja miałem marzenie. Chciałem pracować w młodymi ludźmi. Być pedagogiem, który będzie jeździł w nimi na motorówce, będzie ich kształtował, czasem się z nimi spierał.
Wyszedłem z wioski trędowatych. W dawnych czasach trędowaci opuszczający wioskę musieli krzyczeć, że idzie trędowaty, aby ostrzec innych. Ja też szedłem ulicą i chciałem krzyczeć. Chciałem się na głos przyznawać, że jestem narkomanem, że okradłem wielu ludzi, że wielu ubliżyłem, że sobie nie radzę. Że spotkałem Boga, który zapytał: – Co chcesz, żebym ci uczynił dobrego? A ja zawołałem: – Jezusie, chcę, żebyś zmienił moje życie! Nie chcę być ćpunem, nie chcę umrzeć!
Kochaj
Zakochałem się w Bogu, kiedy zrozumiałem, że On jest artystą mojego życia. Że zaprojektował mnie tak, żebym był piękny. Przez całe życie myślałem, że mam krzywe nogi. W największe upały chodziłem w dresach, a jak mnie kumple pytali dlaczego, odpowiadałem, że tak lubię. I wciąż prześladowała mnie ta myśl, że muszę je ukrywać, bo są brzydkie. I kiedyś trafiłem w Piśmie Świętym na werset: „Jakże piękne są nogi tych, którzy zwiastują Dobrą Nowinę”. Spojrzałem wtedy w lustro i powiedziałem: – Mam piękne nogi! I zacząłem chodzić w spodenkach. W życiu naprawdę ważne jest to, co mówi Bóg, a nie to, co mówią ludzie.
Wszyscy umieramy nago. Mamy pieniądze na kontach, drogie domy i samochody – i nic z tego nie zabieramy. Gdybyśmy tylko chcieli dzielić się miłością, świat byłby inny, ale my wyłączyliśmy się na miłość. Ludzie nie mają czasu kochać, dbają o swoje finanse i karierę. A Biblia mówi, że najważniejsze jest przykazanie: kochaj.
Od dwunastu lat nie biorę już narkotyków. Skończyłem studia. Jestem instruktorem biegania, biegam w półmaratonach. Pracuję z młodymi ludźmi na ulicach. I chcę wam powiedzieć o jednej, bardzo ważnej rzeczy: to ludzie wierzący zmieniają świat. Świata nie zmieniają politycy. To przecież nie politycy, ale prości ludzie zaczęli głosić Ewangelię Jezusa, oni trafili do biednych. Od nich to się zaczęło i my również mamy tę siłę, żeby z Jezusem zmienić świat.