Objawia się niebolesnym zgrubieniem pod skórą. Łatwo go pomylić z innymi zmianami i zbagatelizować, bo przecież jakiś guzek na ciele ma prawie każdy. Jednak jeśli to mięsak tkanek miękkich, może być bardzo groźny.
Dwudziestoletnia Paulina z zachodniej Polski zgłosiła się do lekarza rodzinnego z powodu zgrubienia na udzie. Miejsce to jej nie bolało, ale wyczuwalny od tygodni guz jakoś nie znikał, a nawet jakby się powiększał. Lekarz zlecił badanie USG i na jego podstawie rozpoznał, że to krwiak, choć dziewczyna nie pamiętała, by się o coś uderzyła. Dostała skierowanie na usunięcie rzekomego krwiaka. Niestety po operacji guz szybko się odnowił i dopiero wtedy dziewczyna trafiła do Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków w Centrum Onkologii – Instytutu im. M. Skłodowskiej-Curie w Warszawie. Po dokładnej diagnostyce lekarze nie mieli wątpliwości, że to mięsak. Pacjentkę ponownie zoperowano, tym razem już o wiele radykalniej i poddano radioterapii. Wszystko wydarzyło się rok temu, kobieta czuje się dobrze, ale ta historia mogła mieć o wiele bardziej dramatyczny przebieg.
Demokratyczna choroba
Mięsaki to bardzo rzadkie nowotwory tkanek miękkich i kości. Stanowią ok. 1 proc. wszystkich nowotworów złośliwych u dorosłych i ok. 15 proc. u dzieci. – To bardzo demokratyczny nowotwór. Zachorować można w każdym wieku, bez względu na płeć. Mój najstarszy pacjent zachorował w wieku 91 lat – mówi prof. Piotr Rutkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków z Centrum Onkologii – Instytutu im. M. Skłodowskiej-Curie w Warszawie – ale może to być też roczne dziecko. W krajach UE wszystkie nowotwory rzadkie dotyczą 6 osób na 100 tys. mieszkańców. Jest ich ok. 190 typów, z czego ok. 100 to mięsaki. W UE choruje na nie ok. 3 mln ludzi. Nieleczony mięsak prowadzi do śmierci, bo daje przerzuty, głównie do płuc. Żyjemy coraz dłużej, a zatem będziemy mieli coraz więcej mięsaków.
Mięsaki najczęściej pojawiają się w mięśniach kończyn dolnych i górnych, ale mogą wystąpić wszędzie, np. w brzuchu, klatce piersiowej czy na policzku. Niekiedy rozwijają się latami, a niekiedy w ciągu kilku miesięcy. Rokowanie zależy od stadium rozwoju choroby, lokalizacji i typu nowotworu. Zasady leczenia zawsze dobierane są do podtypu mięsaka. Niektóre z podtypów występują niezwykle rzadko, np. kilka przypadków rocznie na całą Polskę. Ich diagnostyką i leczeniem nie może się więc zajmować przypadkowy lekarz, bo po prostu nie ma wystarczającego doświadczenia.
Trudne rozpoznanie
W przypadku wykrycia mięsaka podobnie jak w przypadku innych rzadkich nowotworów pacjent powinien być zawsze kierowany do ośrodka referencyjnego, który specjalizuje się w leczeniu tego typu schorzeń. Leczeniem dzieci z takimi schorzeniami zajmuje się Instytut Matki i Dziecka lub Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Jeśli chodzi o dorosłych, sytuacja wygląda gorzej. – Mięsaki są co prawda leczone w kilku ośrodkach onkologicznych, ale jedynym ukierunkowanym na ten rodzaj nowotworu jest klinika, którą mam zaszczyt prowadzić. Aby dorośli pacjenci byli właściwie leczeni, potrzebne są 3–4 takie placówki. Z drugiej strony, Polska ma szczęście być na tyle dużym krajem, że w ogóle istnieją specjaliści w leczeniu mięsaków. Na Litwie nie ma żadnego ośrodka, bo na nowotwory te choruje zaledwie 70 osób – mówi prof. Piotr Rutkowski. W niektórych dużych i bogatych krajach 90 proc. chorych na mięsaki od razu trafia na terapię do takich referencyjnych ośrodków. W Polsce jest z tym problem. Kłopot także w tym, że pacjenci nie mają charakterystycznych objawów. Najbardziej widoczną oznaką mięsaka jest niebolesny guz, jednak w tkance podskórnej lub wśród mięśni może pojawić się bardzo dużo różnych guzów, o bardzo różnych przyczynach. Mięsaka łatwo pomylić np. z tłuszczakiem, kaszakiem, krwiakiem, zakrzepicą żylną i wieloma innymi chorobami.
Czujności nigdy za wiele
Każdą zmianę trzeba dokładnie obserwować, czy np. nie zaczyna się powiększać. Wszystkie wątpliwości dobrze jest skonsultować z lekarzem. Jeśli guz przekracza 5 cm, jest to już sygnał alarmowy. Z reguły chory zauważa, że powiększa mu się obwód mięśnia nogi lub ręki, albo czuje, że coś dziwnego dzieje się w jego ciele. Naszą szczególną czujność powinien wzbudzić guzek położony nie pod samą skórą, ale głębiej, wśród mięśni. Taką zmianę należy najpierw zdiagnozować, a nie jak w przypadku Pauliny od razu usuwać i dopiero potem dokładnie badać. – Trzeba wykonać nie tylko USG, ale i tomografię komputerową bądź rezonans magnetyczny. Jeżeli pojawi się podejrzenie, że to guz, należy wykonać biopsję. Na 100 łagodnych zmian, ta jedna będzie mięsakiem. A jeżeli jest położona wśród mięśni, to jedna na 10 łagodnych zmian może być mięsakiem. Skoro mamy w Polsce tysiąc mięsaków rocznie i ponad 20 tys. lekarzy rodzinnych, to statystycznie rzecz biorąc jeden taki lekarz spotka mięsaka raz na dwadzieścia kilka lat. Chodzi o to, by nie popełnić błędu już na tym etapie – mówi prof. Piotr Rutkowski. Trochę inaczej rzecz wygląda w przypadku mięsaków kości, bo guz rosnący w kościach boli. Rocznie rozpoznaje się ich w Polsce ok. 300, głównie u dzieci i ludzi młodych, bo nowotwór ten często atakuje kości, które jeszcze rosną. Jeżeli więc młody człowiek czy dziecko skarży się na ból nogi czy ręki, nie należy tego lekceważyć. Trzeba wykonać przynajmniej zwykłe prześwietlenie rentgenowskie – to może uratować życie.
Mięsaka trzeba wyciąć
Najważniejszą metodą leczenia cały czas pozostaje chirurgia. Bez operacyjnego usunięcia guza nie ma mowy o wyleczeniu. Musi być to operacja szczególnie staranna. Terapia zawsze prowadzona jest w skojarzeniu z radioterapią albo z chemioterapią opartą na tzw. cytostatykach lub lekach ukierunkowanych molekularnie. Te leki to przełom i nadzieja onkologii ostatnich lat. Działają na konkretny cel, czyli zaburzenie w cząsteczce nowotworu. Niestety, nie ma jeszcze leków dostosowanych molekularnie do wszystkich rodzajów mięsaków, ale i tak postęp w leczeniu mięsaków jest niebywały – możemy wyleczyć 70–80 proc. tych nowotworów. Pod tym względem w wyspecjalizowanych ośrodkach osiągamy wyniki podobne do UE i USA. Mamy w Polsce świetnych lekarzy, problemem jest jednak organizacja dostępu do nich – nie każdy pacjent od razu dostaje się do ośrodka specjalistycznego. Terapia powinna być dobrana indywidualnie do pacjenta i rodzaju nowotworu, a takie leczenie mogą zapewnić tylko wspomniane już wielospecjalistyczne ośrodki referencyjne.
Mamy w Polsce świetnych lekarzy, problemem jest jednak organizacja dostępu do nich – mówi prof. Piotr Rutkowski, kierownik Kliniki Nowotworów Tkanek Miękkich, Kości i Czerniaków z Centrum Onkologii – Instytutu im. M. Skłodowskiej-Curie w Warszawie
Nie wszyscy lekarze znają się na mięsakach. Jeżeli leczy się raz, a dobrze, to po pierwsze się wyleczy, a po drugie nie leczy się pacjenta dwa czy trzy razy. Taki system jest więc tańszy. W Polsce 40–50 proc. pacjentów leczonych przypadkowo jest operowanych po kilka razy i za każdym razem operacja jest bardziej rozległa. To nie tylko niepotrzebne koszty, ale przede wszystkim niepotrzebne cierpienia pacjentów i ryzyko, że na skuteczną pomoc będzie dla nich za późno. Wzorem pod tym względem mogłaby być dla nas Francja. Tam każdy chory musi być nie tylko zdiagnozowany na poziomie histopatologicznym w ośrodku zajmującym się leczeniem mięsaków, ale później musi być osobiście w takim ośrodku skonsultowany, aby ustalić indywidualny plan leczenia. Odkąd wprowadzono takie podwójne konsultacje, okazało się, że trzeba było zmienić aż 40 proc rozpoznań.