Dziś biblijny Hiob, który niespodziewanie utracił swoich bliskich i cały majątek, nazywa życie człowieka bojowaniem. Człowiek wzdycha do cienia, gdy zostaje porażony słońcem cierpienia. Wtedy przeżywa miesiące męczarni i noce pełne udręki. Hiobowy przekaz w sposób egzystencjalny opisuje los cierpiącego, ale jeszcze nie potrafi tego wyjaśnić do końca.
Benedykt XVI pisał o teologii sensu, twierdząc, że pytanie o sens życia, cierpienia, śmierci, jest zawsze pytaniem o Boga. Kiedy człowiek pyta, po co żyje, po co cierpi, dlaczego jego matka zmarła w młodym wieku, to ten typ pytań wprowadza go w sferę religijną.
Wielkość chrześcijaństwa polega na tym, że na te najważniejsze pytania życiowe człowieka odpowiada Chrystusem, Jego Osobą, życiem, śmiercią, zmartwychwstaniem. „Krzyż nie jest kresem – naucza papież Benedykt XVI – lecz nowym początkiem”. Ze śmiercią Chrystusa rozpoczyna się początek końca tego świata. Jego czas zostaje przedłużony dla sprawdzenia i rozwoju miłości. Zapowiedzią przezwyciężania cierpienia i śmierci człowieka jest to, o czym słyszymy w Ewangelii (Mk 1, 29–32). Jezus przebywa w Galilei w czasie swego publicznego nauczania. Ma już obok siebie pierwszych uczniów. Wchodzi do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa Szymona ma gorączkę. Jezus ujmuje ją za rękę. Gorączka ją opuszcza i kobieta zaczyna im usługiwać.
Pod wieczór uleczył chorych. Z opętanych wyrzucał złe duchy. Miały one przystęp do słuchaczy. A wszystko to w Kafarnaum, gdzie mieszkał Szymon Piotr i gdzie w ostatnich latach archeolodzy odkryli ślady jego domu – pierwszego kościoła chrześcijaństwa.
Jezus zabrania duchom nieczystym mówić, kim jest. Podobnie zakazuje mówić o sobie uzdrowionym, świadkom cudów i apostołom. On nie chce ujawniać swojej godności mesjańskiej na początku działalności, bo w wyobrażeniach Żydów Chrystus, czyli Mesjasz, miał być przywódcą politycznym i walecznym wodzem.
Dopiero cała działalność Jezusa, a po niej Męka krzyżowa i Zmartwychwstanie miały pokazać, że naprawdę ważne w Jego posłannictwie jest zbawienie ludzi. Pan w ten sposób, jak śpiewamy w psalmie, dźwiga pokornych.
To zbawienie urzeczywistnia się w każdej Mszy św. W niej umieramy z naszymi grzechami i rodzimy się do nowego życia Bożego. Do udziału we Mszy św. trzeba siebie wychować przez całe życie z łaską Bożą. Trzeba też wychowywać dzieci i młodzież. Za św. Pawłem wołajmy: „biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii” (1 Kor 9, 16). „Wszystko czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział” (1 Kor 9, 23). Św. Paweł stał się sługą dla słabych, bezbronnym wśród bezbronnych. Chciejmy go naśladować.
Coś z tej bezbronności ma chłopiec przykuty do łóżka z powodu cierpienia. Odwiedził go proboszcz z Ars – św. Jan Vianney, mówiąc: „Bardzo cierpisz, mój mały”. Chłopiec mu odpowiedział: „Dziś już nie czuję wczorajszego bólu, a jutro zapomnę o dzisiejszym”. „Chciałbyś wyzdrowieć?”, „Nie, bo zanim zachorowałem byłem zły i znów mógłbym się takim stać”. Naiwność i mądrość tego młodego ucznia Jezusa jest zadziwiająca (z Pasce spezzato, Roma 1986, s. 188).
Każda Msza św. jest źródłem i szczytem oraz misją chrześcijańskiego życia. To serce Kościoła, największy dowód Bożej miłości do nas. Wtedy na wyciągnięcie ręki obecna jest Trójca Przenajświętsza. Wspominamy ją na początku i na końcu każdej Eucharystii. Tam stale na nowo dokonuje się dzieło naszego zbawienia.