Logo Przewdonik Katolicki

Zachować od zepsucia

ks. Dariusz Madejczyk
Fot.

Słowa, które czasem słyszymy, bywają tak znaczące, tak dotykają naszego serca, tak się odciskają w naszej pamięci i tak penetrują nasze sumienie, że choć przychodzi pokusa do złego, to jednak nie pozwalają nam przekroczyć pewnych granic. Jak sól zachowują nas od zepsucia.

 Szczypta soli na Adwent – 2

 

 

O ludziach żyjących niemoralnie, zwłaszcza gdy się tej swojej niemoralności nie wstydzili czy nawet się z nią obnosili, mówiło się kiedyś, że są kompletnie zepsuci, czyli zdeprawowani. Dziś pewne postawy, które kiedyś określano takimi słowami, zdają się być coraz częściej akceptowane. A jeśli jakiś czyn nie podlega karze zasądzanej przez wymiar sprawiedliwości, traktowany jest wręcz z pewną obojętnością. Nie znaczy to jednak, że nie ma on wpływu na nasze życie. Ma. Czasem nawet większy, niż nam się wydaje.

 

Z życia wzięte

Ktoś z moich stałych penitentów po jednej ze spowiedzi napisał do mnie SMS: „Takie krótkie przemyślenie: jak człowiek nagrzeszy, to wszystko w życiu idzie gorzej…”.

Prosta, ale jakże trafna konstatacja. Grzech zostawia ślad na naszym życiu. Zanim nie nastąpi pojednanie z Bogiem, jego piętno pozostaje na naszych myślach, czynach i słowach. Nie potrafimy się wtedy poukładać ani sami ze sobą, ani z innymi. Co gorsza, grzech blokuje nas czasem także wewnętrznie przed pójściem do spowiedzi i powrotem do Boga. Szatan, wciągając nas w swoje sidła, podpowiada od razu, że nic się nie stanie, jeśli spowiedź odłożymy na później, nie przeżyjemy w pełni Mszy św., nie przyjmiemy Jezusa w Komunii św.  

Okazuje się jednak, że coś się stanie. Coś się w nas dzieje. Stan naszej duszy – zerwanie relacji z Bogiem wpływa nieuchronnie na relacje z ludźmi i na wszystko, co dzieje się w naszym życiu. Zaczyna niepostrzeżenie ogarniać wszystko, czym żyjemy, a przy tym niszczy wrażliwość sumienia. To powiązanie grzechu i faktu, że „wszystko w życiu idzie gorzej” dla człowieka, który spowiada się sporadycznie i często przez tygodnie czy nawet długie miesiące (np. od jednej spowiedzi świątecznej do drugiej) trwa w grzechu śmiertelnym, staje się coraz trudniejsze. Nie potrafi odkryć, że sprawy te łączą się ze sobą. Szuka źródła swoich problemów daleko od siebie, choć jest ono bardzo blisko – w nim samym.

Sól ziemi

Jeśli słyszymy dziś, że mamy być „solą ziemi”, to jednym z wymiarów tego zadania jest ochrona przed zepsuciem, czyli przed grzechem, który „zalega” w naszej duszy. „Być solą ziemi” to chronić siebie i innych od zepsucia. Solenie jest jedną z najstarszych i najbardziej rozpowszechnionych metod konserwowania mięsa i wydobywania z niego bogactwa smaku. Było znane już ok. 4 tys. lat przed narodzeniem Chrystusa. W biblijnym obrazie soli warto dostrzec ten aspekt, który zachęca, byśmy utrwalali dobro w sobie i w innych. Jeśli z powodu grzechu „wszystko idzie gorzej”, to dzięki dobru i przywiązaniu do Bożych przykazań wszystko nie tylko może iść lepiej, ale na pewno pójdzie lepiej.

Zmaganie ze złem jest często bardzo trudne i mozolne. Jednak już samo przyjcie postawy, w której mówimy sobie, że nie chcemy jakiegokolwiek kompromisu ze złem, ma tę moc konserwującą, chroniącą od zepsucia, mimo iż zdarzają się nam upadki. 

 

Język zrozumiały dla wszystkich

Kiedy piszę ten tekst, w internecie toczy się dyskusja wokół rezygnacji dużej grupy dziennikarzy z pisania dla pewnego tygodnika. Stanęli solidarnie za swoim redaktorem naczelnym, który został zwolniony z pracy, bo widzą kontekst i kierunek zmian, które pójdą za tą decyzją. I wiedzą, że nie jest to kierunek, w którym oni chcieliby iść.

Zostawmy w tym momencie kwestię własności tygodnika i praw właściciela do decydowania o tym, co do niego należy. Pomińmy też kwestię szukania pracy, bo akurat ta grupa dziennikarzy dość szybko ją znajdzie. Ciekawe jest to, że mamy do czynienia z dość spektakularną decyzją, która pociągnie za sobą lawinę solidarności i lawinę krytyki. Wydaje mi się, że najważniejsze jest dziś to, że mamy dziś takie konkretne przykłady z życia wzięte, które pokazują, że w obliczu pewnych faktów, czasem trzeba i można (!) podejmować bardzo trudne decyzje. Nie można iść na kompromis. Tylko te konkretne decyzje chronią nas od zepsucia. Odcięcie się od określonych ludzi i wyjście z sytuacji, w której nie do końca wiadomo, po której stronie stoimy, pozwala normalnie żyć, czyli działać ze spokojnym sumieniem i z głęboką wewnętrzną pewnością, że jesteśmy sobą, bo nasza postawa i słowa idą w parze z naszymi intencjami.

Jasna i konkretna ocena sytuacji, nazwanie rzeczy po imieniu, powiązanie faktów i powiedzenie sobie, że tam gdzie jest zło „wszystko idzie gorzej”, naprawdę może „wszystko” zmienić. Kiedy człowiek idzie za głosem sumienia, odrzuca grzech, nie idzie na kompromis ze złem, nad głową zaczyna mu świecić słońce.

Biorąc w ten sposób odpowiedzialność za swoje życie, bierzemy też odpowiedzialność za życie innych. Zaczynamy – przypomnę słowa Benedykta XVI – mówić „językiem zrozumiałym dla wszystkich: przykładem swego życia i pełnionych dzieł miłosierdzia”. To jest właśnie ta sól, która chroni od zepsucia.

 

Adwentowo

Pewnie w wielu sytuacjach jesteśmy w stanie przypisać sobie dobre intencje. Przecież w ogóle mamy intencję, by dobrze żyć. Chcemy bronić określonych wartości, żyć bez grzechu, dawać dobry przykład innym. Jednak przy okazji rachunku sumienia i spowiedzi św. wiele razy widzimy, że coś nam się nie udało. Pragnienia idą swoją drogą, a my swoją…

Św. Paweł w Liście do Rzymian mówi: „Nie rozumiem bowiem tego, co czynię, bo nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę – to właśnie czynię (…) Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę” (Rz 7, 15.19). Ten bolesny rozdźwięk, o którym pisze apostoł, jest stałym elementem naszego życia i poszukiwań związanych z pracy nad sobą. Proponuję jednak, by w Adwencie zadać sobie bardzo konkretne pytanie: Przed czym ja się muszę chronić, jakie niebezpieczeństwo mi zagraża, gdzie są źródła czy korzenie zła, które chcę wyeliminować?

Być może jest w naszym życiu jakiś grzech, do którego powracamy. Zazwyczaj ma on wciąż te same korzenie, pojawia się w określonym kontekście. Gdy się dobrze zastanowimy, może się okazać, że skuteczna praca nad sobą zacznie się dopiero wtedy, gdy przesuniemy punkt ciężkości. Zamiast biadolić nad samym grzechem i tym, że nie udaje nam się go pokonać, trzeba sobie zadać pytanie, gdzie są jego początki? Jak rodzi się pokusa? Czasem wystarczy unikać określonych sytuacji, niebezpiecznych miejsc czy spotkań, które prowadzą nas do zła, by nad naszą głową słońce na nowo zaświeciło pełnym blaskiem

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki