Najpierw niespodziewane, szokujące samobójstwo chorążego Remigiusza Musia, który był jednym z kluczowych świadków w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej. Był technikiem pokładowym Jaka-40, który lądował w Smoleńsku przed prezydenckim tupolewem. Jego zeznania są w całkowitej sprzeczności z ustaleniami MAK oraz komisji Millera. Mówił w nich między innymi o tym, jak Rosjanie po katastrofie nie dbali o ciała ofiar, ale skupiali się na zbieraniu fragmentów rozbitego samolotu. Kilka dni później pojawiają się informacje o śladach materiałów wybuchowych na szczątkach samolotu. Zdementowane przez gazetę, która je opublikowała, by potem prostować to swoje dementi. Kolejna niewyjaśniona sprawa, kolejne znaki zapytania. I wreszcie kolejny powtórny pogrzeb, który nigdy nie powinien mieć miejsca. Ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski, który przekazał prezydenckie insygnia prezydentowi Lechowi Wałęsie, podkreślając tym samym ciągłość istnienia naszego państwa, miał pogrzeb, w którym nie raczył uczestniczyć ani prezydent, ani premier, ani minister spraw zagranicznych, ani marszałek Sejmu czy Senatu. Czy naprawdę tak musi być?
Manipulacja obok nas
Szok poranka 10 kwietnia 2010 r., narodowa trauma, posłużyły do natychmiastowej manipulacji narodem, który znalazł się w porażającym lęku, w przestrachu powszechnym. Tak działają sekty, oszuści – oni żerują na ludzkim bólu, na osamotnieniu w lęku, w cierpieniu po stracie. Dla mnie ta manipulacja, dezinformacja to elementy strategii przyjętej wobec Polaków przez władze – kto ma władzę, zawsze może używać siły i przemocy, przede wszystkim psychologicznej. Dzisiaj już każdy słyszał o wojnach psychologicznych, o działaniach dezinformacyjnych i dezintegracyjnych i już powszechnie wiemy, że nie są to żadne bajki, tajemne sztuki z zakresu teorii spiskowych. Tamtego strasznego poranka, w mgnieniu oka, bez chwili oddechu, ciszy, czasu na uspokojenie rozpaczy narodowej, przejęte zostały kluczowe stanowiska w państwie. Błyskawicznie, w wielkim pośpiechu, nowy prezydent zajął gabinet i fotel zabitego prezydenta, gdy jeszcze wiele godzin nie było aktu zgonu... Już około południa, najpóźniej, przeszukiwano biurka, szuflady, notesy, laptopy – tych co zginęli, a nie byli nawet zidentyfikowani. Szok spowodowany wydarzeniem pogłębiały w narodzie te czyny, nikt nie pytał o zdanie, a deptano prawo publicznie, na oczach wszystkich. Funkcjonariusze służb wyważali drzwi mieszkań, przeszukiwali osobiste rzeczy tych, co do których mogło nawet nie być pewności, że zginęli, że na pewno polecieli tym samolotem. Tu, w kraju, funkcjonariuszy okazało się w bród. Tam, gdzie powinni być zwartymi szeregami i chronić najważniejsze, najcenniejsze osoby w państwie, ich zabrakło.
W wielu najważniejszych instytuacjach państwa jakby nagle wszyscy stracili głowy. Tylko ci, którzy mieli usiąść w ciepłych jeszcze fotelach na opustoszałych w sekundy stanowiskach, przytomnie i sprawnie te stanowiska objęli, a poza nimi – jakby nigdy w kraju nie były przygotowywane scenariusze ochrony bezpieczeństwa tychże instytucji i konkretnych stanowisk, czyli plany przeciwdziałania zagrożeniom wewnętrznego bezpieczeństwa państwa... jakbyśmy to my jedyni w Europie nie zabezpieczali siebie samych na wypadek np. terrorystycznych ataków. Od tamtego dnia, przez żałobne tygodnie i kolejne miesiące dwóch i pół roku, narodowa trauma przeistaczała się we wszechogarniający lęk egzystencjalny, pogłębiające się poczucie utraty bezpieczeństwa powszechnego i indywidualnego, poczucie zbiorowej bezsilności wobec „nich“, wrócił tak wszechobecny w półwieczu totalitaryzmu komunistycznego w Polsce podział społeczeństwa na „my“ i „oni“.
Dezinformacja wokół
Od 10 kwietnia 2010 r. jest tak wiele już opisanych szokujących zdarzeń, kilkanaście niewyjaśnionych śmierci, z przewagą „samobójstw“, i to ostatnie, zaskakująco dziwne i niewytłumaczalne – chorążego Musia, najważniejszego świadka smoleńskiej tragedii. Kiedyś zapewne, może po latach, dowiemy się jednak, czy byli szantażowani, czy im grożono może zabójstwem najbliższych? Długa jest już lista tych tajemniczych straceńców. Wzrasta narodowy lęk, obawa o byt codzienny, o bliskich. Każdy widzi, czemu służyło oddanie śledztwa smoleńskiego Rosjanom – kpina z narodu polskiego, ale i podsycanie poczucia bezsilności, niemocy, bo żywy wciąż jest strach przed powtórką z historii, więzienia, zsyłki, Sybir, Kołyma, Łubianka, Mińsk, pół wieku zakazu wymawiania słowa Katyń i zakłamywanie historii narodowej, odbieranie nam prawa do poznawania bohaterów narodowych, szkalowanych, opluwanych „karłów reakcji“, gdy Kościół zwany był „reakcyjnym klerem“. Słowa klucze do tego narodowego poczucia bezsilności, lękowej rezygnacji, ucieczki w pracę czy dosłownie, na emigrację: UB i SB... ZOMO... wszechobecna cenzura... te słowa klucze zrozumiałe są wciąż dla każdego Polaka, młodym też nieobce, koszmary totalitaryzmu są wciąż żywe w wielu z nas. Kolejne etapy scenariusza manipulacji i dezinformacji – gdy okazuje się, że władze kłamały nam w oczy, bez chwili zażenowania, od samego rana 10 kwietnia 2010... o każdym centymetrze ziemi przekopanym pod Smoleńskiem, o błędach pilota, odzierano z godności generała Błasika, wreszcie wymuszono ekshumacje, kolejny szok, trauma publiczna, spostponowane zwłoki legendy Solidarności, Anny Walentynowicz, z wepchniętymi w jej głowę rękawiczkami czy szmatami, wykopywane zwłoki Teresy Walewskiej, działaczki katyńskiej, czy ostatni szok, ekshumacja i stwierdzenie zamiany zwłok prezydenta na uchodźstwie, bohaterskiego Polaka, który przeszedł przez grozę więzienia w Mińsku i 10 lat ciężkich robót na Kołymie... W tle mamy obraz niszczonego, pociętego wraku rozbitego samolotu – główny dowód zbrodni, ewentualnie zamachu, zniszczony. I nowy, z ostatniej chwili, akt dezinformacji i manipulacji narodowej – tekst w dzienniku „Rzeczpospolita“ o znalezieniu śladów materiałów wybuchowych i zawieszenie redaktora naczelnego, gdy nigdzie nie możemy się oficjalnie zapoznać z wynikami konferencji 100 czołowych naukowców, którzy potwierdzają podstawy do zaistnienia zamachu terrorystycznego na najważniejsze osoby w państwie. Dodajmy do tego obrazu zamach na Telewizję Trwam i Radio Maryja, szkalowanie autorytetów Kościoła, usuwanie z pracy ludzi związanych z prawicą polską, gorliwych katolików czy ostatnio nawet członków NSZZ Solidarność niedopuszczanych do zgodnej z ich zakresem obowiązków pracy, np. w TVP, publicznego medium, utrzymywanego ze zdzieranej z nas daniny, w zamian atakującego swoich widzów dezinformacją.
Prawda zwycięży
To normalne, zrozumiałe, że każdy z nas pragnie prawdy. Mamy prawo do poznania prawdy o naszej narodowej tragedii , a rządzący mają obowiązek ją nam udostępnić, mają nam pomóc w jej poznaniu, jeśli sami jej nie znają. To zrozumiałe, że jesteśmy tak otwarci na każdy strzęp nowej informacji o zamachu. W narodowej traumie staliśmy się jednak zbiorowo ofiarami sekciarskiej manipulacji, podchodzenia fałszywymi informacjami, pomówieniami, zastraszani kolejnymi niewiarygodnymi „samobójstwami“ i niepojętymi „wypadkami śmiertelnymi“. Przez to obojętniejemy na inne narodowe dramaty, nie tak porażające, ale takie, których koszty już ponosimy, ponosić będziemy całe dziesiątki lat, takich jak upadek stoczni, wyprzedaż narodowego majątku, walka o prawo do eksploatacji własnych złóż, choćby takich jak gaz łupkowy, czy prywatyzacja energetyki itd. Po cichu, pod osłoną smoleńskiej mgły duszącej nasz cały naród, tracimy suwerenność, swobody obywatelskie, wolność i godność osobistą i to na skalę masową. Zapadamy się w życie w niepewności i lęku. Trzy miliony młodych, profesjonalnych Polaków opuściły nasz kraj za pracą. Ucichło nagle Biuro Bezpieczeństwa Narodowego, nie ma tam autorytetu na miarę śp. ministra Stasiaka, odżyły duchy totalitarnej peerelowskiej władzy i kontroli nad umysłami. Na kłamstwach wyrastały i opierają się wszelkie dyktatury, totalitaryzmy, z kłamstwa wyrasta nienawiść do indywidualnych ludzi i do całych grup. Zostały nam dusze i moc modlitwy w przeciwstawianiu się złu, dążenie do życia w prawdzie. „Żyć w prawdzie, to być w zgodzie ze swoim sumieniem, prawda zawsze jednoczy i zespala (...) a wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych (...) podstawowym warunkiem wyzwolenia człowieka ku zdobywaniu prawdy i życia prawdą jest zdobycie cnoty męstwa, oznaką chrześcijańskiego męstwa jest walka o prawdę, przezwyciężenie ludzkiej słabości, zwłaszcza lęku i strachu (...) bać się w życiu trzeba tylko zdrady Chrystusa za parę srebrników jałowego spokoju!“ – mówił nam ponad 30 lat temu bł. ks. Jerzy Popiełuszko w strasznych komunistycznych latach PRL-u . Nie zapominajmy tych słów także i dziś w naszym wspaniałym demokratycznym świecie.
Autorka jest wiceprezesem Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy