Zakończone efektowną wygraną „hiszpańskiej armady” piłkarskie mistrzostwa Europy okazały się też zwycięstwem Polski, choć polscy piłkarze totalnie zawiedli. Nie znaczy to wcale, że powinniśmy ulec propagandzie sukcesu, uprawianej przez rząd Donalda Tuska w związku z Euro 2012.
Nie sprawdziły się katastroficzne obawy tych komentatorów, którzy spodziewali się, że Euro 2012 będzie organizacyjną katastrofą. Udało się uniknąć komunikacyjnego chaosu czy kibicowskich zamieszek na ulicach naszych miast na wielką skalę. Nowe stadiony też zdały egzamin. Podobnie jak większość Polaków, zachowam na pewno dobre wspomnienia z trzech tygodni zmagań na boiskach Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Poznania, Lwowa, Charkowa, Doniecka i Kijowa.
Polska, biało-czerwoni!
Mecze naszych siatkarzy, piłkarzy czy szczypiornistów Wenty, występy Justyny Kowalczyk, a wcześniej Adama Małysza pokazują już od lat, że polscy kibice potrafią stworzyć wspaniałą, chyba bezprecedensową w Europie atmosferę sportowego widowiska. Jej częścią jest gremialnie śpiewany hymn, powszechna identyfikacja z narodowymi barwami czy bojowy zaśpiew „Polska, biało-czerwoni!”. Nie inaczej było podczas Euro 2012. Intensywność naszego kibicowania podczas czerwcowych meczów była wyjątkowa. Każdy mecz Polaków bił rekordy oglądalności. Kilkunastomilionowe widownie przed telewizorami, setki tysięcy ludzi w strefach kibica. Piłkarskiego bakcyla połknęli nawet ci z nas, którzy na co dzień zdecydowanie stronią od futbolu. Biało-czerwone chorągiewki na samochodach, narodowe flagi na domach, witrynach sklepów i pubów – był to powszechny widok od Bałtyku do Tatr. To było naprawdę budujące. Szkoda tylko, że ten sportowy patriotyzm nie zawsze przenosi się równie masowo na nasze postawy w życiu społecznym. Tak czy owak, polskie kibicowanie na Euro 2012 było na medal. Spontaniczne, gorące, bez agresji i szowinizmu. W tej kategorii na pewno możemy być wzorcem dla Europy.
Stadiony przyjaźni
Wbrew kłamliwej propagandzie o rzekomym polskim rasizmie, daliśmy Europie podczas czerwcowych mistrzostw wspaniały pokaz gościnności. Autorzy wyemitowanego w BBC paszkwilu Stadiony nienawiści, odstręczającego brytyjskich kibiców od wyjazdu do Polski i na Ukrainę, powinni się spalić ze wstydu. Ci zachodni dziennikarze, którzy przyjechali do naszego kraju wyłącznie po to, żeby „polować” na rasistowskie i ksenofobiczne ekscesy bardzo się rozczarowali. Prawdziwą kompromitacją dla holenderskiej gazety „De Telegraaf” i kilku skandynawskich gazet, które ochoczo podchwyciły temat, okazała się sprawa „rasistowskich wyzwisk”, jakimi krakowscy kibice mieli obrzucić piłkarzy „pomarańczowych” podczas jednego z treningów. Nadgorliwi reporterzy wzięli za obelgi, przyśpiewki fanów Cracovii. Kiedy okazało się, że w Polsce nikt „nie bije Murzynów”, zachodnie media szybko zmieniły ton i odkryły naszą spontaniczność i gościnność, rozpisywały się o urodzie Polek i zaletach naszej kuchni. Zachwycone przyjęciem w naszym kraju były reprezentacje, które podczas turnieju rezydowały w Polsce. Świetnie przygotowane ośrodki pobytowe stały się prawdziwą wizytówką dla przedsiębiorców, którzy w nie zainwestowali. A kilkunastotysięczne rzesze kibiców na treningach, to już był absolutny ewenement, niespotykany podczas wcześniejszych mistrzostw. Tego dobrego wrażenia z Polski nie były w stanie zepsuć na szczęście ekscesy towarzyszące naszemu meczowi z Rosją.
Pielgrzym Prandelli
Zachowam na pewno z czerwcowych mistrzostw kilka niezwykłych obrazków. Przede wszystkim włoskiego trenera Cesare Prandellego, który 3 razy po wygranych meczach Italii pielgrzymował pieszo nocą wraz z członkami swojej ekipy z dziękczynieniem do krakowskich sanktuariów. To był poruszający akt wiary. Postawa Prandellego ujęła mnie tak bardzo, że do końca mistrzostw kibicowałem jemu i jego drużynie. Było mi naprawdę smutno, kiedy Italia uległa znakomitym Hiszpanom. Mimo to gra włoskiej drużyny pozostawiła znakomite wrażenie, a zachowanie jej trenera można z czystym sumieniem polecić sztabowi naszej reprezentacji.
Osobnym, bardzo pozytywnym zjawiskiem turnieju byli kibice z Irlandii. Wbrew prognozom, podczas mistrzostw nie dopisali fani z bogatych Niemiec czy ojczyzny futbolu – Anglii. Najliczniejsi byli przybysze z Zielonej Wyspy. Byli ze swoją drużyną na dobre i na złe. Dokładnie tak, jak napisali na jednym z transparentów: „Dumni ze zwycięstw, wierni w porażce”. Irlandczycy zarażali swoją wiarą i wesołością, nadając mistrzostwom specyficzny koloryt. Bolesnym cieniem ich obecności podczas Euro 2012 pozostanie śmierć młodego kibica. 19-letni James Nolan utopił się nieszczęśliwie w Bydgoszczy, gdzie wspólnie z przyjaciółmi śledził występy swojej reprezentacji.
Powrót do codzienności
Mistrzostwa zakończone, wracamy do codzienności. Pociągi znów zaczną się spóźniać, z samochodów znikną biało-czerwone chorągiewki, a poczucie jedności, które towarzyszyło nam podczas meczów Polaków szybko okaże się złudzeniem. Doprowadzeni do bankructwa podwykonawcy stadionów i autostrad znów zaczną głośno domagać się pieniędzy, a operatorzy efektownych stadionów będą się biedzić nad tym, co zrobić, żeby areny Euro 2012 nie zaczęły niszczeć. Bilans zysków i strat po turnieju pewnie wyjdzie pod kreską, bo zagranicznych kibiców przyjechało za mało i zostawili za mało pieniędzy, w efekcie czego PKB nie wzrośnie tak znacząco, jak liczyli co bardziej optymistycznie nastawieni ekonomiści. Z drugiej strony, rząd Tuska będzie chełpił się organizacyjnym sukcesem mistrzostw, bagatelizując wszelkie niedoróbki i nieprawidłowości, a krytyków swojej fasadowej polityki będzie oskarżać, jak zawsze, o niczym nieuzasadnione malkontenctwo.
Z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że taki scenariusz zdarzeń czeka nas w najbliższych tygodniach. Tymczasem do rzetelnej oceny Euro 2012 potrzebny jest umiar. Nie ma co popadać w przesadną krytykę ani chełpić się nad miarę. Po prostu zdaliśmy egzamin jako gospodarz tak dużego przedsięwzięcia, co w zdecydowanie większym stopniu niż zasługą rządu, jest rezultatem społecznej mobilizacji, energii naszych przedsiębiorców, zaangażowania i kreatywności setek tysięcy Polaków. To oni zbudowali dobry wizerunek tych mistrzostw. Pokazaliśmy Europie, że stać nas na sprostanie wielkim wyzwaniom. Sobie samym udowodniliśmy, że jako naród, jako państwo nie musimy bać się wielkich projektów. Więcej, powinniśmy spróbować podejmować je częściej, bo to buduje poczucie narodowego sukcesu, wzmacnia wspólnotę. Jednym słowem – daliśmy radę.