Logo Przewdonik Katolicki

Uzależnieni przez najbliższych

Anika Djoniziak
Fot.

Nie tylko alkoholik potrzebuje leczenia. W sieć alkoholowego uzależnienia wpadają także jego najbliżsi. Zwłaszcza dzieci przez długie lata doświadczają skutków alkoholowej choroby swoich rodziców.

 
Zbyt łatwo oceniamy ludzi, nie wiedząc o nich wszystkiego, brakuje nam cierpliwości, a zawrotne tempo życia pozbawia nas wrażliwości. Łatwiej pokłócić się i odejść, niż wziąć za rękę i zapytać łagodnie, co się tak naprawdę dzieje. Pierwszym krokiem jest zaufanie, drugiemu człowiekowi, ale przede wszystkim Bogu. ,,Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga”. To trzeci z dwunastu kroków DDA – Dorosłych Dzieci Alkoholików.
Dzisiaj mówi się nie tylko o dorosłych dzieciach alkoholików, ale o dzieciach z rodzin, w których rodzice byli emocjonalnie i duchowo nieobecni, z rodzin, w których codzienne życie podporządkowane było uzależnieniu: od alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu, przemocy i nie tylko. Nie jest to jednak, jak twierdzą niektórzy, trauma z dzieciństwa, którą wystarczy ,,przegadać” z terapeutą, często to walka o samego siebie przez większość życia.
 
Przerażająca bliskość
Poznaliśmy się jeszcze na studiach, w Poznaniu. Robert był na czwartym roku, kiedy ja zaczynałam, ale zawsze spotykaliśmy się w dyskusyjnym klubie filmowym. Polubiliśmy się od razu, bo dobrze nam się rozmawiało. Sympatyczny, wiecznie uśmiechnięty, można powiedzieć dusza towarzystwa, a do tego przystojny. Podziwiałam go za to, jak radzi sobie na studiach, jak o nich opowiada; na filmowych spotkaniach nie wypowiadał się dosyć długo, dopiero kiedy odbywały się w małym, stałym gronie, wtrącał kilka rzeczy od siebie, ale zauważyłam, że nie umiał wypowiedzieć szczerze swojego zdania. Zupełnie jakby szukał potwierdzenia, a gdy go nie znalazł, trzymał stronę większości. Cóż, każdy ma jakieś wady.
Spotykaliśmy się coraz częściej, a że wszystko odbywało się na stopie przyjacielskiej, nie miałam oporów, żeby proponować wyjście to tu, to tam. Na wszystko się zgadzał. Na początku ta uległość nie wzbudziła żadnych moich podejrzeń, cieszyłam się, że ktoś poświęca mi tyle czasu.
Wiele opowiadał o swoich znajomych i ich problemach, mówił też dużo o pracy, a mnie od razu włączyło się analizowanie jego relacji towarzyskich i zawodowych. Nie wypadało to dobrze, ludzie wokół Roberta nie mieli na niego pozytywnego wpływu, często pogarszali jego samopoczucie, miałam czasami wrażenie, że te spotkania (nie umiał im odmawiać) pozwalały mu zapomnieć o własnych problemach. Podobnie było z pracą, która nie dawała mu spełnienia ani zadowolenia, ale postanowił ją przyjąć, bo była i dlatego, że znajomy pomógł ją załatwić.
Jak można siebie tak traktować, nie walczyć o swoje szczęście?! Nie bardzo potrafiłam go zrozumieć, ale próba mojego wytłumaczenia mu, co robi ze swoim życiem, spowodowała reakcję odwrotną do zamierzonej. Robert zamknął się w sobie i powiedział, że nie życzy sobie, żebym mieszała się w jego problemy i je roztrząsała. To mnie zdenerwowało jeszcze bardziej i powiedziałam mu bez ogródek, że tak naprawdę on niczego nie chce zmienić w swoim życiu. Rozmowa zakończyła się jego decyzją, że nie będziemy się już spotykać, bo taka bliskość go przeraża i on nie chce, żeby ktoś tak bardzo wchodził w jego myśli i uczucia. Czułam się zraniona, urażona, rozżalona. Jak to? Ja mu ofiarowuję prawdziwą przyjaźń, a on ją odrzuca? Przecież prawdziwy przyjaciel po to jest, żeby czasem wstrząsnąć.
 
Znajoma Tomka
Po roku zrezygnowałam z dziennych studiów, a jakiś czas potem byłam z kuzynem we Wrocławiu i postanowiła się z nami zabrać do domu jego znajoma. Była tam na terapii, jak się okazało, terapii dla DDA, którą zaczęła dwa lata temu. – Byłam wtedy zupełnie inną osobą, dla obcych wiecznie wesoła i otwarta, ale tylko pozornie, wewnątrz „umierałam”. Nie do końca zdając sobie sprawę czemu…
Bałam się bliskości, prawdziwej przyjaźni, głębokich relacji, na każdą krytykę reagowałam jak na atak – agresją, negacją… I ta ciągła wewnętrzna kontrola. Podświadomie szukałam towarzystwa ludzi, którzy zarzucali mnie swoimi problemami, nie pytając o moje, bo panicznie się bałam takiej rozmowy, bałam się własnych przemyśleń i refleksji, dlatego starałam się je zagłuszać codziennością – opowiadała Marta w drodze do naszego miasta. Nagle wszystko zaczęło mi się w głowie układać – Robert! On też był DDA, a ja byłam całkowicie egoistyczna i pozbawiona wszelkiej wrażliwości! Było mi wstyd…
Kiedy poprosiłam Roberta o spotkanie, przeprosił mnie i opowiedział o swojej nieżyjącej mamie narkomance. Tylko on miał na nią jakiś wpływ, kiedy coś wzięła. Tylko jego słuchała, starszej siostry nie. Zamiast bawić się z dziećmi na podwórku, Robert sprawował rolę opiekuna uzależnionej matki. Do tej pory czuje ten lęk z dzieciństwa: czy jak wrócę po szkole do domu, będzie jeszcze żyła? Jako dziecko musiał zachowywać się jak dorosły i widocznie teraz przyszła kolej, aby odreagować to dzieciństwo, które mu zabrano... Stąd syndrom DDA.
Znaleźliśmy z Robertem najpierw stronę w internecie dotyczącą DDA (www.dda.pl), a potem trafiliśmy na ośrodek braci mniejszych kapucynów w Zakroczymiu (www.oat.com.pl). Chciał tam pojechać na terapeutyczne rekolekcje, choć bardzo się bał, bo nigdy nie czuł się pewnie ze swoją wiarą, a i z sakramentów nie korzystał zbyt często. Potem dostałam sms: ,,Tu są takie emocje, jaka ulga poczuć, że NIE JESTEM Z TYM SAM”.
Okazało się, że kapucyni nikogo do niczego nie zmuszają, dobrowolna jest Msza św., modlitwa w kaplicy; tym, co nie mogą przyjąć Komunii Świętej dawany jest chleb, nikt nie czuje się przez to napiętnowany, a kazania są wspaniałe, słucha się ich z niezwykłą uwagą. – Kiedy było coś o kochającym ojcu i tu chodziło o Boga, to nam ksiądz mówił ,,proszę nie myśleć teraz o swoim ojcu…”. Wiedział, jak skrzywiony jest obraz rodzica u DDA... – opowiadał Robert. Czas jest maksymalnie i profesjonalnie wypełniony, bracia są zawsze życzliwi i gotowi do pomocy, rozmowy, wysłuchania. – Ale tak naprawdę liczą się tam ludzie, cała masa DDA i DDD (dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych). To ich obecność sprawia, że człowiek nareszcie nie czuje się inny, niezrozumiany, nie musi się tłumaczyć ze swojego zachowania, swoich uczuć. To rozbrajające momentami naśmiewanie się z tych naszych „ułomności” było przepiękne… coś w stylu ,,Twoje DDA się odezwało” – piszą uczestnicy na forach.
 
Najtrudniejsze zaufanie
Trudno mi było opisać radość z tego, że Robert tam pojechał i nie zamierzał na tym poprzestać. Sama wiem, jak trudno jest przyznać, że nie ma się kontroli nad własnym życiem, że nie sposób panować nad wszystkim ludzkimi siłami, trzeba zaufać Komuś większemu: Opatrzności, Bogu. To także jest podstawa rozpoczęcia zdrowienia i dorastania, bo jak piszą DDA: ,,Trudne dzieciństwo nie usprawiedliwia – trudne dzieciństwo zobowiązuje. Naszym celem nie jest znalezienie wygodnego usprawiedliwienia dla wszystkich naszych wad i niepowodzeń. Celem jest wzięcie odpowiedzialności za swoje życie – a w szczególności nauczenie się przeżywania go z pozycji osoby dorosłej zamiast z pozycji zranionego dziecka – co nie jest skądinąd jedynie kwestią wyboru i często wymaga długotrwałej pracy nad sobą oraz dobrej i odpowiedzialnej terapii”.
Pierwszym krokiem jest nie tylko pójście na terapię, ale właśnie to, co najtrudniejsze – zaufanie Bogu, co doskonale widać w programie 12 kroków, który również można znaleźć na stronie internetowej. ,,1. Przyznaliśmy, że jesteśmy bezsilni wobec skutków uzależnienia – że przestaliśmy kierować własnym życiem. 2. Uwierzyliśmy, że Siła większa od nas samych może poskładać nas w całość. 3. Postanowiliśmy powierzyć naszą wolę i nasze życie opiece Boga, jakkolwiek rozumiemy Boga”. – To pierwsze trzy z dwunastu kroków, będące początkiem i podstawą zdrowienia.
 
Dlaczego o tym piszę?
Jesteśmy z Robertem dobrymi przyjaciółmi, choć nie spotykamy się już tak często, a ja już nie analizuję inwazyjnie jego problemów. Już wiem, że „nikt nie ma prawa ani władzy mówienia drugiemu, co powinien lub musi zrobić, ażeby znaleźć swoją własną drogę do wyzdrowienia”. Historia tego wrażliwego, dobrego, chociaż zagubionego człowieka nauczyła mnie większej delikatności i uważności niż ktokolwiek inny. Uświadomiła mi też, że żyjemy w świecie, w którym wymaga się od nas wiecznego uśmiechu, entuzjastycznego udziału we wszystkich propozycjach, chociaż w środku dusza krzyczy i boli.
Żyjemy w świecie, w którym wrażliwości na drugiego człowieka jest coraz mniej, w którym na co dzień bardzo szybko i bezwzględnie oceniamy i szufladkujemy ludzi. Chociaż okazuje się, że spory procent naszego społeczeństwa to DDA albo dorosłe dzieci z rodzin z jakimś uzależnieniem, każdy potrzebuje uwagi i wrażliwości, bo chociaż dziwnie się zachowuje, nigdy nie wiadomo, jaką historię nosi w sercu.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki