Logo Przewdonik Katolicki

Związki z dwupaku

Łukasz Kaźmierczak
Fot.

Z socjologiem, dr. Tomaszem Żukowskim, o małżeństwie Ligot, sprzedaży wiązanej i przywilejach dla homoseksualistów, rozmawia Łukasz Kaźmierczak


Z socjologiem, dr. Tomaszem Żukowskim,  o „małżeństwie Ligot”, sprzedaży wiązanej i przywilejach dla homoseksualistów, rozmawia Łukasz Kaźmierczak

 

„Gazeta Wyborcza” i inne liberalne media triumfalnie ogłosiły – powołując  się na sondaż TNS OBOP – że Polacy w większości popierają już związki partnerskie, w tym również związki osób homoseksualnych...

– Poczekałbym z tak mocnymi wnioskami do bardziej pogłębionych badań. To było tylko kilka pytań zadanych przez telefon pięciuset wylosowanym Polakom. Dowiedzieliśmy się, że ponad 50 proc. ankietowanych zadeklarowało swe poparcie dla projektu ustawy o związkach partnerskich, zaś ok. 40 proc. było jej przeciwnikami. Nie wiemy, co pytani o tym projekcie słyszeli, czy znali zawarte w nim, szczegółowe propozycje…

 

…ani jaki jest ich stosunek do argumentów padających w debacie na temat tej ustawy.

– Zgoda. Interpretując wynik uzyskany przez OBOP, pamiętajmy też, że badany projekt dotyczy dwóch różnych kwestii. Po pierwsze, wprowadzenia możliwości formalizowania związków osób tej samej płci. Po drugie, usankcjonowania czegoś, co można by nazwać „małżeństwem light”. Chodzi  o przyznanie kobietom i mężczyznom znajdującym się w  związkach niemałżeńskich części uprawnień i przywilejów, jakie posiadają małżonkowie. Obie te propozycje połączono w  jednym projekcie, o który zapytano następnie ankietowanych.  Rezultat to wypadkowa opinii w dwóch różnych sprawach.

 

Tymczasem w szczegółach wygląda to już zupełnie inaczej.

– Otóż to. Kiedy nieco później inny ośrodek badania opinii (CBOS) zadał odrębnie pytania o „małżeństwa light” i o związki osób tej samej płci, okazało się, że w tych dwóch kwestiach opinia publiczna ma zupełnie odmienne poglądy. Z jednej strony wyraźna większość (ponad 80 proc.) Polaków akceptuje pewien rodzaj formalizacji związków niemałżeńskich, z drugiej  zdecydowanie odrzuca możliwość zawierania formalnych związków przez osoby tej samej płci –  „za” jest 25 proc. badanych, „przeciw” 65 proc.

 

O czym to może świadczyć?

– Mamy do czynienia z próbą „sprzedaży wiązanej”, swoistym „dwupakiem”. Propozycja nieaprobowana przez większość społeczeństwa jest łączona z innym, odpowiednio opakowanym projektem. Tak, by całość mogła wydawać się atrakcyjna i dała się przeprowadzić przez parlament.

 

No tak, ale rosnąca akceptacja dla „związków partnerskich” między kobietą a mężczyzną jest jednak faktem.

– To prawda. Mamy dziś do czynienia z trendem cywilizacyjnym polegającym na  malejącej gotowości ludzi do brania większej odpowiedzialności za samych siebie i innych. Dlatego coś podobnego do małżeństwa, ale z mniejszą liczbą obowiązków, wydaje się ich pociągać. Gdyby jednak  zbadać rzecz bardziej szczegółowo – pytając choćby o poczucie bezpieczeństwa i stabilności obojga partnerów i ich dzieci w proponowanych „małżeństwach light” –  może się okazać, że proponowana dziś nowa, prawna forma związku kobiet i mężczyzn nie jest tak atrakcyjna, jak wynikałoby z sondaży.  

 

„Związki partnerskie” – cóż to w ogóle jest za sformułowanie?

– Tak, mamy tu do czynienia  z pewną semantyczną nadinterpretacją. Biorąc pod uwagę prawa i obowiązki stron, pojęcie „związku partnerskiego” pasuje bardziej do małżeństwa. Jego mniej zobowiązująca alternatywa zasługuje co najwyżej na nazwę „partnerstwa z o.o.”.

Podobnym słownym nadużyciem jest mówienie o konieczności legalizacji związków osób tej samej płci. Przecież one są już w Polsce legalne i to znacznie dłużej niż w wielu państwach Zachodu. Legalizacja to nie to samo co sformalizowanie czy przyznanie przywilejów przysługujących małżeństwom.

 

Publicysta Rafał Ziemkiewicz zauważył niedawno – moim zdaniem bardzo celnie – że tendencje liberalizacyjne w sferze obyczajowej w Polsce wynikają z naszych historycznych kompleksów wobec „cywilizowanego” Zachodu.

– Ważniejsze jest pytanie, skąd takie tendencje wzięły się na Zachodzie. Można powiedzieć, że nasza cywilizacja zaczyna mieć kłopoty z łączeniem tego, co indywidualistyczne, z tym co wspólnotowe. Ludzie szukają samorealizacji poza tradycyjnymi tożsamościami zbiorowymi. Właśnie stąd biorą się zmiany zachodzące w sferze obyczajowości. Ta tendencja, bardzo silna w wielu krajach Europy, jest jednak ciągle tylko jednym z wariantów ewolucji całego Zachodu. Jak wynika ze światowych i europejskich badań wartości, część społeczeństw naszej cywilizacji rozwija się (i samorealizuje), zachowując wspólnotowe elementy swej tożsamości: ceniąc naród, religię, rodzinę. Wymienić tu można USA, niektóre inne kraje sfery języka angielskiego, wreszcie Polskę.

 

Polskę?

– Mimo naszych kompleksów (przezwyciężanych poczuciem narodowej dumy) i zewnętrznych, kulturowych presji przez ostatnie dwie dekady byliśmy w stanie przekształcać się, unowocześniać i rozwijać bez zasadniczej zmiany naszej tożsamości. Jest ona nadal amalgamatem tego, co indywidualistyczne i tego, co wspólnotowe. Dla większości naszych rodaków wciąż ważne są zarówno własna, osobista przyszłość, jak i Polska. Plus rodzina i Bóg.

 

Jednak w dłuższej perspektywie czasu grozi nam chyba pełna „europeizacja” obyczajowości. Kropla drąży skałę…

– Niewątpliwie mamy do czynienia ze wzrostem aprobaty dla odmienności obyczajowych, w tym również seksualnych, natomiast nadal nie ma aprobaty większości Polaków dla zrównania związków osób tej samej płci z małżeństwami, nie mówiąc już o przyznaniu takim związkom praw do opieki nad dziećmi. Pod tym względem Polacy są konsekwentni.

 

Na razie…   

– Nic nie jest dane raz na zawsze. Natomiast można powiedzieć, że owo „na razie” trwa w Polsce już od długiego czasu. Tradycyjna rodzinność i religijność Polaków sprawiają, że procesy zmian obyczajowych przebiegają u nas zdecydowanie słabiej i wolniej niż w innych krajach. Powtórzę: na pewno zwiększa się aprobata dla odmienności i tolerancja wobec osób, które z powodów kulturowych czy uwarunkowań biologicznych dokonują homoseksualnego wyboru. I owa tolerancja sama w sobie jest zjawiskiem pozytywnym. Nie musi ona jednak oznaczać, że uznajemy takie związki za równorzędne z małżeństwami. Tym bardziej więc nie powinniśmy opowiadać się za obdarzaniem ich przez państwo i społeczeństwo przywilejami, jakie przysługują jedynie małżeństwom i rodzinom. To na nie bowiem spadają obowiązki, które z samej biologii nie przysługują związkom osób tej samej płci. Mam tu na myśli rodzenie i kształtowanie następnych pokoleń.

I to jest właśnie najważniejszy, elementarny problem, który powinniśmy dostrzegać i uwzględniać, dyskutując o uprawnieniach małżeństw i związków innego rodzaju. Dlatego, rozmawiając o formach ewentualnej formalizacji związków osób tej samej płci, nie powinno się proponować rozwiązań prawnych tworzących – w ramach „sprzedaży wiązanej” –   słabsze, mniej efektywne formuły funkcjonowania związków kobiet i mężczyzn. Rodzinne „partnerstwo z o.o.” to nie jest dobry pomysł na przyszłą Polskę. 

 

Obawiam się, że takie zdroworozsądkowe argumenty nie trafiają już do środowisk wojujących od lat z naszym polskim „wstecznictwem”. Dla nich będzie to tylko  „homofobiczna mowa nienawiści”…

– Ale czy mamy inne wyjście niż racjonalna debata? Jedyna sensowna droga to budowanie takiej obecności w społeczeństwie środowisk osób tej samej płci, która nie będzie zacierać oczywistych i naturalnych różnic między tymi związkami a małżeństwem rozumianym, zgodnie z naszą konstytucją, jako związek kobiety i mężczyzny. Chodzi o to, by tolerancja dla odmienności wiązała się z przekazywaniem z pokolenia na pokolenie tego, co było, jest i miejmy nadzieję nadal będzie fundamentem społeczeństwa, czyli rodziny.

 


dr Tomasz Żukowski – socjolog, politolog, wykładowca akademicki, pracownik naukowy w Zakładzie Teorii Rozwoju Społecznego i Polityki Społecznej Instytutu Polityki Społecznej UW.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki