Zdaniem Kościoła współżycie seksualne kobiety i mężczyzny niemających ze sobą ślubu kościelnego jest grzechem. Czy rozgrzeszenie z tego grzechu jest ważne, gdy nie do końca żałuje się za popełniony czyn? Trudno przecież żałować czegoś, czego dokonało się z miłości do drugiego. Również postanowienie poprawy jest trudne, gdyż nie można założyć, że się to już nie stanie, bo to czysto ludzka rzecz...
Ola
Różne mogą być wyrazy międzyludzkiej miłości. Darzący się miłością wzajemną kobieta i mężczyzna wkraczają na drogę ku coraz pełniejszemu byciu razem, aż do stworzenia małżeńskiej komunii (a więc najgłębszej z możliwych) wspólnoty osób. Wyrazem tej głębokiej jedności jest także seksualne pożycie małżonków.
Kościół naucza, że celem, dla którego małżonkowie jednoczą się ze sobą, jest okazanie sobie miłości. Akt małżeński winien jednak spełniać także postulat odpowiedzialności i zawsze być otwarty na życie. To głównie z tego powodu katolicka etyka seksualna zakazuje podejmowania współżycia osobom niezwiązanym sakramentalnym węzłem. Dzieci, które mogą stać się owocem pożycia, mają bowiem prawo do tego, by przyjść na świat i wzrastać w rodzinie. Drugim istotnym powodem, dla którego katolik winien nie podejmować jakiejkolwiek aktywności seksualnej przed i poza małżeństwem, jest ochrona osoby ludzkiej przed sprowadzeniem jej do rangi przedmiotu użycia. Człowiek, który został zraniony przez grzech pierworodny doświadcza bowiem pokus, by nawet miłość zdjąć z piedestału i traktować przedmiotowo.
Przystępując do spowiedzi świętej, należy żałować za popełnione grzechy. Wystarczającym jest więc uznanie własnej winy, zaciągniętej poprzez przekroczenie przykazania Bożego. Taka postawa warunkuje ważność rozgrzeszenia. Nie żałujemy tego, że kochamy, ale tego, że nie znaleźliśmy odpowiednich i godziwych środków do wyrażenia miłości. Podobnie jest też z postanowieniem poprawy. Warunkiem ważności sakramentu jest postanowienie, że będziemy dążyć do tego, by grzechu więcej nie popełnić, a także unikać okazji do niego.