Relacja św. Łukasza ukazuje wyraźnie, w jaki sposób Boży plan zbawienia krzyżuje się z dziejami ludzi i narodów.
Łukasz zadbał o bardzo precyzyjne zsynchronizowanie historii zbawienia z historią królów i narodów. Bóg nie działa w próżni i abstrakcji, lecz w konkretnym czasie i miejscu, pośród konkretnych ludzi i uwarunkowań politycznych czy społecznych. Żadne realia naszego życia nie są Bogu obce ani obojętne. Nie można mówić o jakichś idealnych, sprzyjających okolicznościach, które miałyby umożliwić działanie Boga. Wręcz przeciwnie: to właśnie te niesprzyjające, a nawet wrogie Bogu okoliczności, okazały się najbardziej odpowiednie dla Bożej interwencji.
Co wcale nie znaczy, że Bogu jest wszystko jedno. Bóg respektuje i uwzględnia każde nasze uwarunkowanie, każdą trudność i element oporu. Dlatego właśnie posyła najpierw cały poczet proroków, a w końcu Jana Chrzciciela, by zaprosić ludzi do współpracy w dziele zbawienia. Zaproszenie to miało bardzo skromną formę: kilka zdań zaczerpniętych z proroctw Izajasza, popartych świadectwem ascetycznego i prostolinijnego życia. I wystarczyło.
Całej potędze człowieka, reprezentowanej przez cezarów i namiestników, wszystkim wrogim siłom, światu pogaństwa i grzechu, Bóg przeciwstawia orędzie jednego skromnego pustelnika. Ale orędzie to kryło w sobie moc Słowa Bożego. Trudno tę moc przeliczyć na terytoria i bogactwa poszczególnych rzymskich prowincji czy na liczebność armii. Ale potęga prawdy i łaski, ukryta w Słowie Boga, jest jak kropla wody: z zewnątrz niepozorna, przez swą wytrwałość i nieustępliwość rzeźbi twarde skały. Po tysiącach lat z potęgi Rzymu i pychy jego władców pozostały tylko ruiny i łacińskie inskrypcje. Słowo zaś Boga trwa i nadal kształtuje ludzkie dusze: powoli, ale skutecznie.
Ale skuteczność ta jest w znacznej mierze zależna od współpracy i zaangażowania człowieka. Współpraca ta polega przede wszystkim na usuwaniu przeszkód dla działania Bożego. To Bóg wykona najtrudniejszą i najczarniejszą robotę, ale my musimy Mu na to pozwolić. Będzie to wymagało sporego wysiłku. Jednakże celem tego ludzkiego utrudzenia jest nie tyle dokonanie jakiejś przemiany serca, poprawy życia czy oczyszczenia duszy. Celem jest raczej uświadomienie sobie bezowocności tych wysiłków i uznanie swojej bezsilności wobec grzechu. Bóg nie oczekuje, że wyręczymy Go w zbawczym dziele; chce raczej, byśmy uznali, że nie jesteśmy do tego dzieła w ogóle zdolni. I żebyśmy pozostawili Mu pole do działania. On zrobi to, co najważniejsze, jeśli tylko nie będziemy Mu w tym przeszkadzali.