Albania zaskoczyła mnie od samego początku. Najpierw było przejście graniczne od strony Czarnogóry – wyjątkowo malowniczo położone tuż nad brzegiem Jeziora Szkoderskiego, jedynej ostoi pelikanów w Europie. Chwilę później wąska kręta droga w kierunku Szkodry, a przy niej, w rozsianych tu i tam wioskach, wieże katolickich kościołów.
Tego nie spodziewałem się z dwóch powodów. Po pierwsze, większość Albańczyków deklaruje się jako muzułmanie (ok. 70 proc.), katolicy stanowią jedynie ok. 10 proc. społeczeństwa (pozostałe 20 proc. ludności to prawosławni).
Po drugie, Albania w 1967 r. została ogłoszona państwem ateistycznym. W ówczesnej konstytucji albańskiej obecny był zapis: „Państwo nie uznaje żadnej religii, jednocześnie popiera i prowadzi propagandę ateistyczną w celu zakorzenienia w ludziach materialistyczno-naukowej koncepcji świata”. Co to oznaczało w praktyce? Przede wszystkim próbę całkowitego zniszczenia życia religijnego lub choćby jego przejawów.
Dzieło zniszczenia
Meczety, cerkwie i kościoły zburzono lub zamieniono na budynki świeckie: hale sportowe (np. katedra w Szkodrze stała się boiskiem do siatkówki), magazyny, pralnie, urzędy pocztowe, stodoły. Duchownych skazywano na śmierć lub zsyłkę do obozu koncentracyjnego. Tysiące wyznawców religii znalazło się w obozach pracy, w których często umierali. Zakazano modlitw, nawet w zaciszu domowym, nigdzie też nie mógł wisieć krzyż czy ikona. Niszczono dzieła sztuki sakralnej. Kodeks karny przewidywał karę śmierci dla osób przechowujących materiały religijne.
Ówczesny albański dyktator Enver Hodża, uczyniwszy Albanię pierwszym na świecie państwem ateistycznym, kontynuował dzieło zniszczenia. O tym, jak szalone pomysły rodziły się w jego głowie, a następnie były realizowane, świadczy historia Gjirokastry, rodzinnego miasta Hodży. Położona na południu kraju, otoczona górami, przez wieki rozwijała się, aby stać się jednym z największych i najpiękniejszych miast Albanii. Górująca nad miastem średniowieczna twierdza oraz oryginalne kamienne domki pokryte szarymi łupkami zachęciły komunistycznego władcę do tego, aby w 1961 r. uczynić z Gjirokastry „miasto-muzeum” – miejsce szczególnie atrakcyjne ze względów historycznych, miasto, które będzie pod specjalną troską władz. W 1967 r., po ogłoszeniu ateizmu, zburzono 12 z 13 istniejących tam meczetów! Ten jedyny ostał się ze względu na swój status pomnika kultury. Tenże „pomnik kultury” komuniści zaadaptowali na salę treningową dla cyrkowców.
Życie religijne
Warto podkreślić, że Albańczycy, mimo zagrożenia represjami, w tajemnicy przed władzami starali się praktykować swoją religię. W ukrytych wśród gór wsiach, w zamkniętych domach sprawowano liturgię, słuchano spowiedzi, błogosławiono małżeństwa.
Dopiero w listopadzie 1990 r. przywrócono swobodę praktyk religijnych. Nietrudno sobie wyobrazić, jak duże spustoszenie w duszach Albańczyków wywarła ponad 20-letnia walka władz z religią. Ksiądz Marek Gryn, salezjanin od kilkunastu lat pracujący w stolicy Albanii Tiranie, mówi, że duża część społeczeństwa w średnim wieku do dziś pozostaje religijnie obojętna. 40- czy 50-latkowie oficjalnie deklarują się jako wyznawcy jednej z dwóch religii, ale w praktyce nie prowadzą żadnego życia religijnego. W świątyniach można spotkać głównie albo ludzi starszych, którzy powrócili na łono swojego Kościoła, albo młodzież. Może cieszyć fakt, że do kościoła garną się młodzi. W czasie niedzielnej Eucharystii w kościele św. Pawła w Tiranie większość wiernych wypełniających świątynię stanowili właśnie ludzie młodzi, zaangażowani w śpiew i oprawę liturgiczną Mszy.
Ważna w odbudowie życia religijnego jest materialna pomoc innych państw. To dzięki niej powstają nowe kościoły, cerkwie i meczety.
Obecnie Albania może poszczycić się coraz większą liczbą kościołów, ale w latach 90. z miejscem do wspólnej modlitwy było naprawdę krucho. Mimo to Albańczycy potrafili sobie poradzić z tym problemem – zdarzało się, że Msze odprawiano w bunkrach! Betonowe bunkry są w tym kraju widoczne na każdym kroku: małe, na jedną osobę, z obrotową wieżą strzelniczą oraz duże, mieszczące mieszkańców całej wsi. Miały one w latach 70. chronić państwo Hodży przed zagrożeniem z zewnątrz. W całej Albanii jest ich do tej pory ponad 600 tys.!
Pod jednym dachem
Nie powinno dziwić to, że Albańczycy wracają do kościoła, wszak historia chrześcijaństwa jest w tym kraju długa. Tereny Albanii były chrystianizowane już od pierwszych wieków; później, w czasach Bizancjum, były one objęte działalnością ewangelizacyjną uczniów Cyryla i Metodego. Cała Albania pozostawała chrześcijańska przez prawie całe średniowiecze. O tym, jak prężnie rozwijało się chrześcijaństwo świadczy chociażby twierdza w Beracie, gdzie u schyłku średniowiecza na niewielkim terenie istniało 14 świątyń. W XIII w. do Albanii wkroczyli Turcy i rozpoczęła się islamizacja. Większość społeczeństwa z biegiem czasu przeszła na islam (jedni pod przymusem, inni z chęci zysku i zrobienia kariery), a ci, którzy się na to nie godzili, zbiegali w góry. Tam chrześcijaństwo przetrwało aż do początku XX w., kiedy to państwo wyzwoliło się spod jarzma tureckiego.
Dziś Albańczycy, po wiekach islamizacji i latach przymusowego ateizmu, pozostają społeczeństwem zróżnicowanym wyznaniowo. Wyznawcy obu religii współżyją bezkonfliktowo. Ksiądz Gryn zauważa, że w prowadzonej przez salezjanów szkole dużą część uczniów stanowią muzułmanie. Nierzadkie są przypadki mieszanych małżeństw czy wspólnego świętowania pod jednym dachem najpierw świąt chrześcijańskich, a później muzułmańskich.