Logo Przewdonik Katolicki

Defibrylatory dla odważnych

Ewa Derowska
Fot.

Media niedawno obiegła wiadomość, że w Krakowie ani razu nie został użyty żaden z 18 ogólnodostępnych defibrylatorów, rozmieszczonych w newralgicznych punktach miasta. Wszystkie były dostępne i dobrze oznakowane. Zapewne podobnie jest w całej Polsce. Zamiast w razie potrzeby szukać tych urządzeń i udzielać pomocy, wolimy zadzwonić na pogotowie i czekać.

 

 

AED, czyli automatyczny, zewnętrzny defibrylator użyty odpowiednio wcześnie może przywrócić akcję serca u osoby, u której ustało krążenie. Jego obsługa nie jest skomplikowana, wymaga tylko wykonania bardzo łatwych czynności, np. przyklejenia elektrod na ciele poszkodowanego. Zresztą po otwarciu opakowania i włączeniu urządzenia od razu usłyszymy głosowe komendy co robić. Automat sam oceni rytm i elektryczną czynności serca. Jeśli będzie potrzeba użycia prądu, usłyszymy komendy: „sprawdź, czy nikt nie dotyka poszkodowanego”, „przygotuj się do wstrząsu”, „ładuj”, „wstrząs” itp. Jeśli to od razu nie pomoże, automat poda komendę: „rozpocznij resuscytację krążeniowo oddechową”, po dwóch minutach znowu usłyszymy komendę: „odsuń się, oceniam rytm” itd. Czyli wszystko wykonuje się pod dyktando – tłumaczy Jakub Rychlik, prezes Polskiego Zrzeszenia Ratowników Medycznych. Bez defibrylatora wszystko idzie mniej sprawnie, a im później przywrócimy akcję serca, tym mniejsze szanse na przeżycie ofiary wypadku. Ideałem byłoby, gdyby w przypadku zatrzymania krążenia pogotowie dotarło do poszkodowanego w ciągu 4-5 minut, albo w tym czasie został użyty defibrylator. Potem z powodu niedotlenienia następują nieodwracalne zmiany w mózgu.

Teoretycznie każdy przeciętny Polak powinien poradzić sobie z użyciem defibrylatora. Większość miała w szkole zajęcia z PO, jeździ samochodami, a w czasie kursu na prawo jazdy są obowiązkowe zajęcia z pierwszej pomocy, także w pracy są obowiązkowe szkolenia z BHP. Niestety w praktyce jest różnie. Większość ludzi nigdy nie ćwiczyła resuscytacji na fantomie, dlatego dobrze byłoby, aby z defibrylatora korzystała osoba przeszkolona. Nawet jeśli w budynku, gdzie znajduje się defibrylator, jest ktoś oddelegowany do jego obsługi, to w życiu często pojawiają się nieprzewidziane sytuacje. Często bywa tak, że gdy pojawia się potrzeba udzielania pomocy, to albo ta osoba wyszła i niemożna jej znaleźć, została oddelegowana do innej pracy, jest na zwolnieniu, albo na urlopie. Nie każdy właściciel aparatu pozwoli na skorzystanie z niego przez osoby postronne. Jeśli jednak będziemy świadkiem czyjegoś ataku serca czy nagłego zatrzymania krążenia, wezwaliśmy karetkę, ale jesteśmy blisko defibrylatora, to jeśli nikt nie zareaguje na nasze wołanie, zamiast tracić cenne minuty na szukanie ratownika, zdejmijmy defibrylator ze ściany i sami postarajmy się udzielić pomocy. Żaden sąd nas za to nie skaże.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki