Z abp. Thierrym Jordanem, ordynariuszem archidiecezji Reims we Francji, o duszpasterstwie młodzieży rozmawia ks. Dariusz Madejczyk
Ekscelencjo, spotykamy się w miejscu dość szczególnym, w Taizé…
- Wielu francuskich biskupów, pewnie nawet większość, przyjeżdża do Taizé. Nie jest to centrum duszpasterstwa we Francji, ale zapewne jeden z ważnych jego elementów i punktów odniesienia. Każdego roku także z mojej diecezji Reims organizowane są wyjazdy do Tazié. Sam staram się tu być przynajmniej raz na dwa, trzy lata. Te spotkania są bardzo potrzebne, ponieważ młodzież ma dzięki nim okazję znaleźć się w zupełnie nowej sytuacji.
Jak to rozumieć? Co dla Księdza Arcybiskupa znaczy ta „nowa sytuacja”?
- Taizé to miejsce, gdzie mogą odkrywać, że jest Ktoś, Kogo nosimy w naszym sercu. To jest tak, jak w Wieczerniku po zmartwychwstaniu. Apostołom wydawało się, że są sami. Wiedząc, że drzwi Wieczernika są zamknięte, byli przekonani, że są sami i że nic się już nie może zdarzyć… I oto nagle okazuje się, że Ten Ktoś, Kogo bardzo im brakowało, jest z nimi. Myśleli, że są zamknięci, sami, a On stanął przy nich.
To jest ważne doświadczenie. Często szukamy Boga daleko, poza nami, gdzieś tam, poza naszym życiem… On tymczasem jest w nas. Ten Ktoś jest w naszym sercu. To jest doświadczenie, które trzeba przekazywać. Rodziny tego dziś nie robią, bo rodzice, dziadkowie, starsze rodzeństwo o tym nie wiedzą; sami tego nie przeżyli. Musimy więc młodym ludziom pomóc odkryć Tego, Który jest w nich, w ich sercu. Taizé jest miejscem, które temu odkryciu sprzyja, daje na nie szansę.
Kto więc przyjeżdża do Taizé, jakie są obserwacje Waszej Ekscelencji?
- Ci, którzy tu są, to nie jest jakaś specjalna grupa młodzieży. Wielu przyjeżdża tutaj pierwszy raz, bo ktoś inny ich zachęcił. To jest początek. Przyjeżdżają więc, nie mając często jakiegoś większego kontaktu z Bogiem czy doświadczenia modlitwy. Przybywają z domów, w których nie mówiono o Bogu. Tutaj natomiast od razu trafiają na modlitwę. Widzą innych, którzy się modlą. Słyszą krótkie fragmenty Pisma Świętego, które są doczytywane w kościele i doświadczają ciszy.
To pierwsze doświadczenie spotkania z Bogiem i przeżycia modlitwy prowadzi wielu do stwierdzenia: chcę przyjechać tu za rok znowu. W ten właśnie sposób coś dzieje się w sercu, dokonuje się otwarcie na Boga.
Co można powiedzieć o grupie, która przyjechała z diecezji Księdza Arcybiskupa?
- Mam tu grupę 50 młodych ludzi. Jest też ze mną czterech kapłanów. Dużo z młodzieżą rozmawiamy; właściwie przede wszystkim słuchamy ich. Oni chcą być słuchani, bo nikt tego dziś nie robi, a mają mnóstwo problemów i brak im nadziei. Wielu nie wie, co robić. Mają 17-18 lat, są bardzo niedojrzali wewnętrznie. Trzeba im pomóc wzrastać, rozwijać się. Trzeba im dać oparcie, którego nie mają w domu.
W Taizé śpiewa się często „Nada te turba” - nie bój się, nie lękaj się, miej nadzieję, On wystarczy. Chrystus jest Nadzieją, której młodzi tu szukają i z którą wracają do domów. Uczą się tutaj, że jest inny świat, niż ten, który znają - zaufanie, pewność, przyszłość. Zaczynają rozumieć, że można zupełnie inaczej spojrzeć na siebie i na swoją przyszłość.
Co ich czeka, gdy wrócą do domu? Mogą rozwijać to doświadczenie wiary?
- W Reims w ramach duszpasterstwa młodzieży mamy specjalne Msze św. w niedzielę po południu. Przychodzi na nie ok. 300 młodych. Odprawiane są po południu, bo jak wiadomo, młodzież w soboty się bawi. Widać jednak, że młodzi potrzebują tego spotkania.
Także na uniwersytecie działa duszpasterstwo akademickie, które gromadzi studentów. Nie jest to łatwe pole do działania, ale bardzo potrzebne i skuteczne, efektywne. Wiadomo, że łatwiej jest nam działać z tymi co mają kilkanaście lat. Ci, którzy mają lat dwadzieścia pięć i więcej, szukają pracy, wyjeżdżają do większych miast – do Lionu czy do Lille. Tę grupę trudniej zorganizować i prowadzić.
Ilu kapłanów wspomaga Księdza Arcybiskupa w pracy duszpasterskiej?
- Kapłanów jest mało. Na 600 tys. wiernych mam ich zaledwie 80, z czego tylko 30 przed sześćdziesiątym rokiem życia. W latach mojego pobytu w Reims pochowałem 80 księży, wyświęciłem tylko czterech. W seminarium mamy obecnie 4 kleryków i 10 chłopaków, którzy kapłaństwem się interesują.
Gdy idzie natomiast o pracę duszpasterską, to jej podstawą są tzw. zespoły duszpasterskie, które opiekują się przypisanymi im sektorami duszpasterskimi. W danym sektorze jest ksiądz proboszcz i ma do pomocy starszych kapłanów, także emerytów lub księży z problemami zdrowotnymi. Każdy z nich ma jest za coś odpowiedzialny: za młodzież, liturgię czy inne sprawy. Sektor to duży okręg - nawet 50 na 50 kilometrów, obejmuje ok. 70 parafii lub ośrodków, gdzie są kościoły. Wszędzie tam trzeba dotrzeć na liturgię i w innych celach.
Mając tak niewielu kapłanów i tak wielu wiernych, którym trzeba posługiwać, diecezja zapewne korzysta też z pomocy ludzi świeckich.
- W diecezji oprócz kapłanów jest też 30 diakonów i ok. 130 osób świeckich, które pod nieobecność księdza podejmują się różnych zadań, np. prowadzą pogrzeby czy różnorakie spotkania w danej wspólnocie.
Świeccy to jest nasz ogromy potencjał. Niemniej czasami zadajemy sobie pytanie, czy właśnie ta obecność i zaangażowanie świeckich nie wpływają na spadek powołań. Ludzie chcą księży, kochają ich, ale swoich synów nie chcą dać do seminarium… Gdy im przenoszę księdza do innych zadań, pytają dlaczego? – ale nie pytają, skąd księży brać. Swoich dzieci do tej służby nie prowadzą.
Arcybiskup Thierry Jordan ur. się 31 sierpnia 1943 roku w Szanghaju w Chinach. Ukończył liceum i seminarium duchowne w Wersalu, studiował w Instytucie Katolickim w Paryżu oraz Instytucie Duchowości Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Święcenia kapłańskie otrzymała 16 grudnia 1966 roku, a sakrę biskupią 13 grudnia 1987 roku w katedrze Pontoise we Francji. Był m.in. sekretarzem kard. Jeana Villota, sekretarza Stanu Stolicy Apostolskiej, oraz biskupem pomocniczym, a potem ordynariuszem w diecezji Pontoise. W 1999 roku objął arcybiskupstwo Reims.
Więcej na http://catholique-reims.cef.fr