Logo Przewdonik Katolicki

Dokąd (po)mogła dopłynąć Arka?

Joanna Sopyło
Fot.

Czy gorąca wiara ludzi gromadzących się w krakowskiej Arce Pana, w okresie PRL, przetrwała w Nowej Hucie do dziś?

 

Czy gorąca wiara ludzi gromadzących się w krakowskiej „Arce Pana”, w okresie PRL, przetrwała w Nowej Hucie do dziś?

 

Historia „Arki Pana”, a właściwie parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski, zaczęła się wraz z pomysłem wybudowania Nowej Huty – wzorowego socjalistycznego miasta, w którym miało nie być Boga. Funkcjonariusze PZPR nie przewidzieli jednak, że ludzie, którzy mieli się pod Krakowem osiedlić, pochodzili w większości ze wsi położonych na południu Polski, gdzie wiara katolicka ma głębokie korzenie i jest regularnie kultywowana. Dlatego też nie spodziewali się, że ich decyzja spowoduje falę protestów i wolnościowych manifestacji.

 

Tu tworzyła się historia

Nową Hutę zaczęto budować 25 czerwca 1949 roku. Jej podstawę stanowił kombinat metalurgiczny i miało w niej mieszkać ok. 100 tys. ludzi. Dzielnica powstała na planie półkola, szerokie ulice przeznaczone były na wiece poparcia dla komunistycznej władzy - tylko na kościół nie było wystarczająco miejsca.

Na terenie Bieńczyc, czyli jednej z wsi, która miała wejść w skład Nowej Huty, znajdowała się wtedy niewielka kapliczka, która szybko stała się zbyt mała, żeby pomieścić ludzi z okolicy, przychodzących się modlić. Dlatego trzy lata później, w czerwcu 1952 roku, ks. Eugeniusz Baziak, ówczesny arcybiskup Krakowa, założył w Bieńczycach parafię Najświętszego Serca Pana Jezusa, której proboszczem mianował ks. Stanisława Kościelnego, licząc, że dzięki temu będzie szansa na wybudowania tam kościoła.

Po długich staraniach o świątynię, w związku z odwilżą po śmierci Stalina i wydarzeniami października 1956 r., władza ustąpiła – wyznaczono teren pod budowę na skrzyżowaniu ulic Marksa i Majakowskiego (dzisiaj skrzyżowanie ul. Obrońców Krzyża i ul. Stanisława Mikołajczyka), ok. 500 m od kaplicy, przy której dotychczas się gromadzono. Nastawieni entuzjastycznie ludzie przenieśli stamtąd  krzyż i wkopali go w miejsce przeznaczone na kościół.

Radość trwała krótko, bo stosunki między komunistami a Kościołem zaczęły wracać do dawnego stanu i 14 października 1959 roku pozwolenie na budowę cofnięto. Zabrano również parafianom zebrane dotychczas 2 miliony złotych przeznaczone na budowę i rozwiązano Komitet Budowy Kościoła, który zajmował się m.in. drukowaniem cegiełek, ze sprzedaży których pieniądze miały zostać przeznaczone na sfinansowanie budowy. Rok później władze zobowiązały obywateli do usunięcia przeniesionego krzyża.

 

Zwycięski pierwszy etap

Jednak nowohucianie postanowili bronić symbolu męki Pańskiej. Gdy wynajęci przez władze robotnicy zaczęli usuwać krzyż, wokół nich gromadzili się ludzie, którzy próbowali ich powstrzymać i rzucali wyzwiska pod ich kierunkiem. Stopniowo do obrony krzyża dołączało więcej osób, natomiast robotnikom przyszła na pomoc MO. Spór przerodził się w regularną bójkę, po której wiele osób trafiło do szpitala.

Atmosfera w Nowej Hucie była napięta, milicja patrolowała wszystkie możliwe miejsca, w powietrzu unosiły się opary gazu łzawiącego. Przepychanki między władzą a ludźmi trwały jeszcze kilka dni. Mieszkańcy Nowej Huty gromadzili się pod krzyżem, modlili, zostawiali znicze.

Ostatecznie 29 kwietnia wokół placu pojawiło się ogrodzenie, a na nim tabliczki z napisem „Szkoła tysiąclecia”. Jednak krzyż pozostał – władze nie odważyły się go usunąć. Pierwszy etap walki zwyciężyli nowohucianie. Opisy tamtych dni można przeczytać zarówno w przewodniku Mariana Kordaszewskiego „Arka Pana”, jak i w książce „Gdy nadszedł czas budowy Arki” autorstwa ks. Józefa Gorzelanego, od 1965 roku proboszcza parafii w Bieńczycach, który zagrzewał ludzi do tworzenia wspólnego dzieła.

 

Dążąc do celu

Od tego czasu wiara w ludziach była jeszcze silniejsza. Żeby pokazać władzy swój sprzeciw, ludzie przybywali tłumnie pod kaplicę. W słońcu czy w deszczu przychodzili się modlić, zbierali pieniądze na tacę, żeby w końcu kościół mógł powstać. Dzisiaj księża z parafii w Nowej Hucie potwierdzają, że tamte wydarzenia pozostają w pamięci ich uczestników i umacniają w nich wiarę. – Parafia przy „Arce Pana” jest bardziej religijna niż inne – myślę, że jedną z przyczyn jest właśnie ta walka – nie tylko o krzyż, ale o to, żeby kościół był. To wywoływało i wywołuje postawę religijną – ocenia ks. Edward Bania, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Królowej Polski.

Od 1965 roku pracami budowlanymi kierował ks. Józef Gorzelany, którego ówczesny arcybiskup Karol Wojtyła mianował proboszczem bieńczyckiej parafii. Gdy władze wydały zgodę na budowę świątyni, ogłoszono konkurs na jej projekt – wygrał go Wojciech Pietrzyk. Zaprojektowanie bryły i wnętrza kościoła było kolejnym wyzwaniem, bo budowla miała być kościołem, który nie wyglądałby jak kościół po to, żeby władze pozwoliły kontynuować jego budowę.

W październiku 1967 kardynał Wojtyła poświęcił plac pod budowę i wbił pierwszy kilof. To symboliczne wydarzenie zapoczątkowało budowę Arki Pana – kościoła, który, jak mówi Marian Kordasiewicz, budował cały świat. Ludzie ze wszystkich krajów, w tym rozrzucona po świecie Polonia, słysząc o historii nowohuckiej świątyni przysyłali pieniądze. Na plac budowy przyjeżdżały zachodnie telewizje, żeby pokazać, jak przebiegają prace. Śmiało można stwierdzić, że ten kościół ludzie budowali gołymi rękoma – bo władza robiła wszystko, żeby im działanie utrudnić i m.in. nie udostępniała maszyn oraz zabraniała tego robić również przedsiębiorstwom. Po dziesięciu latach budowa kościoła dobiegła końca – 15 maja 1977 r. odbyła się Msza konsekracyjna.

 

Starsi pamiętają

Wtedy parafia Matki Bożej Królowej Polski była jedną z najludniejszych – liczyła 100 tys. wiernych, a Mszę odprawiano co godzinę od 6.00 rano do 19.00 lub nawet do 20.00. Jednocześnie Nowa Huta była najsilniejszym ośrodkiem PZPR w całej Polsce. Stopniowo, ze względów organizacyjnych, jedna duża parafia ulegała podziałom na mniejsze – dzisiaj jest ich dziesięć. Część osób, które pamiętały czasy PRL-u i walki o kościół zmarła, ale w tych, którzy żyją, nadal pozostaje gorąca wiara w Boga – podgrzewana wspomnieniami tamtych lat.

- W tych, którzy bronili krzyża, wiara pozostała do dziś, a można powiedzieć, że jest nawet jeszcze mocniejsza. Oni musieli się bardzo nacierpieć przez wiele lat, m.in. broniąc krzyża i dzięki temu wytrwali w wierności – mówi ks. Edward Baniak. Frekwencja na Mszach, jak podaje ksiądz Baniak, wynosi ponad 60 proc., co w porównaniu np. z parafią pw. św. Maksymiliana Kolbego, w której na Mszę przychodzi 30 proc. wiernych, jest wysokim wynikiem. Marian Kordaszewski, autor przewodnika „Arka Pana” i jedna z osób, które towarzyszyły jej budowaniu mówi, że jednak niestety w większości ludzie, którzy przychodzą do tego kościoła, robią to zwyczajowo i poświęcają „Arce Pana” tylko godzinę tygodniowo.

 

Turyści zamiast telewizji

On sam bywa tu prawie codziennie, a jeszcze kilka lat temu, gdy był młodszy - teraz ma ok. 80 lat - spędzał tu każdy dzień, oprowadzając turystów po wnętrzach kościoła i tłumacząc jego symbolikę.

Wbrew pozorom do „Arki Pana” przyjeżdża wielu zagranicznych gości – zastąpili oni zachodnie media, które pojawiały się, żeby dokumentować kolejne etapy budowy kościoła. Marian Kordaszewski stara się im przybliżać symbolikę kościoła i przekazywać informacje o jego znaczeniu, ale boi się, że wkrótce go zabraknie i świadomość symboliki będzie ginęła. – Mam 80 lat, ja już jestem zmęczony. A kto to będzie robił za mnie, przecież ja tu jestem właściwie codziennie – mówi.

A symbolika „Arki Pana” jest rzeczywiście bogata i warto wiedzę o niej podtrzymywać. – Siedem schodów do ołtarza – siedem darów Ducha Świętego, tabernakulum w kształcie kuli ziemskiej otoczone kołami, które przecinają ramiona krzyża, co przywołuje na myśl ster łodzi, krzyż-maszt, bez którego kościół by się nie utrzymał i podłoga z marmuru symbolizująca potop, z którego Arka ma być bezpiecznym ratunkiem, czy ołtarz w kształcie dłoni Chrystusa – wymienia po kolei autor przewodnika. Tej symboliki jest w kościele jeszcze więcej, a pan Marian każdy z elementów opisuje ze szczegółami. W ten sposób chce przekazać charakter tego kościoła – udowodnić, że ta symbolika czyni go tak szczególnym. Z przykrością stwierdza, że niedzielni katolicy nie będą umieli przekazać tej wiedzy kolejnym pokoleniom. – Ten kościół trzeba zrozumieć, a oni go nie rozumieją – stwierdza z żalem.

 

Co z tego pozostało dzisiaj?

Podtrzymywać warto też historie budowy pozostałych kościołów w Nowej Hucie - „Arka Pana” była pierwsza i o nią toczyła się najbardziej zaciekła walka, co nie znaczy, że kolejne parafie miały łatwiej. Idea stworzenia świątyni w południowej części Bieńczyc zrodziła się w 1981 r., a kamień węgielny pod budowę późniejszego kościoła pw. św. Brata Alberta wmurowano w 1986 roku, parafia Matki Boskiej Częstochowskiej na os. Szklane Domy otrzymała pozwolenie na budowę świątyni w 1981 roku.

- Księża z mojego pokolenia budowali kościoły i każdy wymagał próśb, proszenia, ofiar, wyrzucania z pracy. W Oświęcimiu, gdzie budowałem kościół, ludzie walczyli o pozwolenie 17 lat. Dostali je dopiero, gdy kończył się komunizm. Każdy kościół ma swoją walkę o krzyż, tylko przy pozostałych nie było czołgów i milicji. Budowa pozostałych świątyń w Nowej Hucie jest okupiona cierpieniem i poniżeniem, ofiarą – zauważa ksiądz Baniak.  Jednak podtrzymywanie pamięci o wydarzeniach z okresu PRL-u to domena starszych osób, które w nich uczestniczyli. Dla młodych ludzi, jak stwierdza ks. Filip Badurski z parafii pw. św. Maksymiliana Kolbego w Nowej Hucie-Mistrzejowicach, to tylko puste słowa o historii… – Starsi w jakimś sensie opierają swoją wiarę na wydarzeniach, które miały miejsce kilkadziesiąt lat temu, natomiast dla młodych ludzi to nic nie znaczy – mówi.

Mimo że księża wracają do wydarzeń z czasów komunistycznych - opisują, jak powstawały parafie, to dla młodzieży są to zupełnie nowe rzeczy. – Osobiście staram się o tym wspominać – przyprowadzam młodzież do grobu księdza Józefa Kurzei (jednego z twórców parafii w Mistrzejowicach - formalnie nie był proboszczem, bo parafię ustanowiono po jego śmierci, ale zwyczajowo był tak traktowany – przyp. red.), mówię o problemach z początków parafii, ale dla nich są to zupełnie nowe zagadnienia, bo w domu się o tym nie mówi – stwierdza z przykrością ks. Badurski. Potwierdza to sytuacja, której sama byłam uczestniczką. Młoda dziewczyna, pracująca w hostelu, zapytana przez mnie o to, jak dojechać do „Arki Pana”, odpowiedziała pytaniem: a co to jest?

Mimo tych przeciwności, o „Arce” i kościołach, które odegrały podobną rolę, należy przypominać, bo jak zaznacza w przewodniku Marian Kordaszewski: „Wobec liczących po kilkaset lat świątyń Krakowa, kościół – „Arkę” w Bieńczycach trudno nazwać budowlą historyczną. A jednak jest nią rzeczywiście. Kościół ten, wznoszony uparcie sercem i pracą ówczesnej, blisko stutysięcznej społeczności parafii w Nowej Hucie (największej wtedy w Europie), na przekór woli władz państwowych, którym marzyło się tu pierwsze socjalistyczne miasto bez Boga, stał się żywym symbolem historii rozwijającej się na naszych oczach”.

 

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki