Inwestor: ludzie dobrej woli od morza do gór, nadzór: Anioł Stróż, kierownik budowy: Opatrzność Boża, wykonawcy: sp. z o.o. - 51 proc. Pan Bóg, 49 proc. ludzie dobrej woli – napisał ktoś na symbolicznej tablicy informacyjnej budowy świątyni Opatrzności Bożej.
- To będzie około siedemdziesięciu metrów, o tam, gdzie sięga ramię tego najwyższego dźwigu - pokazuje ks. Krzysztof Mindewicz, proboszcz warszawskiej parafii pw. Opatrzności Bożej, pytany o wielkość najsłynniejszej z budowanych obecnie polskich świątyń. W ochronnym kasku na głowie, sprawnie lawirujący w gąszczu rusztowań, niezliczonych podestów, schodów i pryzm piachu, przypomina raczej wziętego budowlańca niż przyszłego gospodarza miejsca, które już za kilka lat ma stać się Wotum Wdzięczności Narodu Polskiego za odzyskaną niepodległość.
Cztery Drogi
Jedno jest pewne - świątynia Opatrzności Bożej na pewno nie będzie odizolowanym kolosem, stojącym samotnie w szczerym polu. Już teraz w bezpośrednim sąsiedztwie budowy jak grzyby po deszczu wyrastają bowiem apartamentowce oraz zupełnie nowe warszawskie osiedla. I nic w tym dziwnego, bo to teren bardzo modnego przecież Wilanowa.
Niektórzy utyskują jednak, że te domy stoją trochę za blisko. Proboszcz Mindewicz nie zgadza się z takimi opiniami: - Dzięki temu świątynia nie będzie samotna, ale otoczona domami, tętniąca życiem, a że sąsiedztwo jest bliskie – cóż, i tak wykorzystaliśmy maksymalnie to, co było możliwe do wykorzystania. Teren świątyni zajmuje przecież zaledwie sześć hektarów. To naprawdę niewiele, jak na tak wielką budowlę – przekonuje.
Rzeczywiście, pewne pojęcie o skali całego tego przedsięwzięcia może dać już choćby liczba osób pracujących jednocześnie przy budowie świątyni. W zależności od rodzaju wykonywanych prac waha się ona od 70 do 200, a w porywach nawet do 300 osób. Efekty pracy takiej armii ludzi widoczne są gołym okiem: stoją już zarówno wszystkie świątynne mury, jak i otaczające ją z czterech stron potężne filary. Do ostatecznego, znanego z wizualizacji komputerowych wyglądu, brakuje jeszcze tylko kilkudziesięciometrowej przeszklonej kopuły, która zwieńczy całą budowlę.
Wszystko wskazuje więc na to, że obecna świątynia Opatrzności Bożej nie podzieli losu swoich nigdy niezrealizowanych poprzedniczek – zarówno pierwotnego projektu autorstwa Jakuba Kubickiego, wybranego osobiście przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, jak i międzywojennej koncepcji zakładającej stworzenie na Polach Mokotowskich świątyni większej od paryskiej katedry Notre-Dame.
Na plus dzisiejszych budowniczych Wotum Narodu procentuje przede wszystkim wierność raz wybranej koncepcji. Od czasu bowiem, gdy w 1999 roku zwyciężył projekt warszawskich architektów Lecha i Wojciecha Szymborskich, zmieniły się w nim jedynie detale. Koncepcja całego otoczenia świątyni opiera się nadal na idei Czterech Dróg, którymi Polacy dążyli do wolności: Modlitwy, Cierpienia, Oręża i Kultury. A skoro cztery drogi, to i cztery bramy, cztery portale, cztery pylony i tyleż dziedzińców. W środku natomiast świątynia została podzielona na trzy części: sakralną, muzealną oraz Panteon Wielkich Polaków.
Sacrum w świetle
Nawa główna, i od razu zaskoczenie – tutaj trzeba naprawdę wysoko zadzierać głowę, a przecież obecne wnętrze to dopiero połowa planowanej wysokości świątyni.
Dotknięcie przestrzeni jest jednak w tym miejscu wyjątkowo mocne. A kiedy jeszcze dojdzie kopuła, wrażenie to zostanie dodatkowo spotęgowane przez naturalne światło wpadające z góry. - Prześwietlona ma być zarówno centralna część świątyni, jak i obszar między kopułą a nawą boczną. Główna myśl projektu zakłada, żeby poprzez konstrukcję i grę świateł wyrażała się idea Opatrzności Bożej czuwającej nad człowiekiem - tłumaczy ks. Mindewicz, wskazując środek świątyni, przez który będzie wpadało światło z kopuły, dochodząc aż do podziemi świątyni i tworząc tym samym jej centralną oś.
Przestrzennie nie znaczy jednak, że przytłaczająco. Owszem, świątynia jest monumentalna, ale wędrując po jej wnętrzu bez trudu można znaleźć miejsca niszowe, by nie powiedzieć wręcz kameralne. Takie będą właśnie cztery kaplice w nawach bocznych. Ksiądz proboszcz zatrzymuje się przed jedną z nich. – Oto przyszła kaplica sprawowania sakramentów, czyli codziennej Eucharystii, sakramentu pokuty i pojednania. Tutaj w atmosferze intymności będzie można także kontemplować czy wyrażać swoje dziękczynienie Panu Bogu – mówi. To również jedna z idei przewodnich świątyni: wotum narodowego dziękczynienia w sąsiedztwie cichego, osobistego „dziękuję” pojedynczego człowieka.
Stąd też wziął się pomysł obchodzonego co roku, zawsze w pierwszą niedzielę czerwca, Dnia Dziękczynienia, który ma być szczególna okazją do powiedzenia „dziękuję” Opatrzności Bożej. Nie jest to przypadkowa data, bo właśnie czerwiec to miesiąc pielgrzymek Jana Pawła II do Polski. - Wszyscy za mało dziękujemy. Rozpoczynamy więc od zwykłego słowa „dziękuję”. Kiedy jestem zdolny dziękować na płaszczyźnie międzyludzkiej, mogę dziękować Bogu za to, co się dzieje wokół mnie i za to, co przynosi On w historii – mówił kilka tygodni temu inicjator ustanowienia Dnia Dziękczynienia, metropolita warszawski ks. abp Kazimierz Nycz.
Krypty jeszcze puste
Paradoksalnie najwięcej „życia” jest dziś chyba w podziemiach świątyni, gdzie zlokalizowany został Panteon Wielkich Polaków. Pełni on funkcję czegoś w rodzaju dolnego kościoła, w którym już teraz odbywają się nabożeństwa i dokąd przyjeżdżają zorganizowane grupy pielgrzymów. Przyciągają ich przede wszystkim groby spoczywających tu pierwszych „Wielkich”: ks. Jana Twardowskiego i kapelana rodzin katyńskich ks. Zdzisława Peszkowskiego oraz symboliczny grób Jana Pawła II. Ten ostatni nie jest li tylko wierną kopią grobu znajdującego się w watykańskich katakumbach, bo - jak zaznacza ks. Mindewicz - pod jego płytą umieszczona została chusta, którą ocierano pot z czoła Ojca Świętego w dniu jego śmierci.
W każdej z wnęk przeznaczonych dla zasłużonych, a jest ich 25, przewidziano miejsce na trzy trumny i sześć urn z prochami, plus dodatkowe miejsca na sarkofagi pomiędzy niszami. Na razie jednak wnęki stoją puste…
W przeciwieństwie do Panteonu w fazie planów pozostaje nadal trzecia część świątyni: muzeum Jana Pawła II i Stefana Kard. Wyszyńskiego. W tej chwili trwają prace nad koncepcyjną stroną muzeum. Za chwilę rozstrzygnięty zostanie konkurs na projekt ekspozycji muzealnej - wiadomo już na pewno, że będzie to muzeum narracyjne, wykorzystujące nowoczesne środki przekazu, bo tylko tego typu muzea mają dziś rację bytu. Wiadomo też, że na kanwie dwóch wybitnych postaci – Prymasa Tysiąclecia i Papieża Polaka – opowiadać ono będzie historię naszego kraju oraz historię Kościoła na przełomie dwóch wieków i dwóch systemów władzy.
- Świątynia ma uczyć oraz przypominać o tym, co się wydarzyło w roku 1989 i za co należy powiedzieć Panu Bogu „dziękuję”. Upadek systemu komunistycznego, a zwłaszcza dysponującego olbrzymią liczbą wojska, szpicli i głowic atomowych Wielkiego Brata, cała ta przemiana, podczas której nie padł ani jeden wystrzał – wszystko to nie zrobiło się samo. Bo nie mogło. Dokonał tego Pan Bóg poprzez mężów opatrznościowych: Papieża i prymasa Wyszyńskiego – mówi ks. Mindewicz, podkreślając, że jest to szczególnie istotne właśnie dziś, kiedy historiografia zachodnia koncentruje się jedynie na upadku muru berlińskiego.
Proboszcz od Opatrzności
Kto wie, czy równie ważne jak budowa samej świątyni, nie jest jednak także tworzenie wspólnoty parafialnej, która zagospodaruje jej przestrzeń. Bo od tego, jakiej jakości będzie to codzienne życie duchowe, zależy w dużej mierze, czym wypełnią się mury wotywnej świątyni. Ale ks. Mindewicz pozostaje optymistą, podkreślając, że jest nie tylko kapłanem pracującym w parafii Opatrzności Bożej, ale także kapłanem głęboko w Boską Opatrzność wierzącym. I wielokrotnie doświadczającym Jej w swoim życiu. Ot, choćby w fakcie, że niespełna 40-letni dziś kapłan rok temu został proboszczem właśnie świątyni Opatrzności Bożej, stając się jednocześnie najmłodszym proboszczem całej archidiecezji warszawskiej, w której, jak żartobliwa wieść głosi, objęcie probostwa za życia jest niemożliwe.
- Po części jest to też zasługa moich „osobistych świętych”: ojca, po śmierci którego przeniesiono mnie z parafii w Pruszkowie tutaj, do Wilanowa. I mojej najmłodszej siostrzenicy Antoniny, która urodziła się rok temu w Niedzielę Wielkanocną, a Pan Bóg zabrał ją do siebie w Święto Wniebowstąpienia, dokładnie czterdzieści dni później… A zaraz potem ja zostałem proboszczem. Bardzo to wszystko symboliczne – mówi ks. Mindewicz.
Jego młoda parafia już funkcjonuje, chociaż podobnie jak świątynia, znajduje się cały czas w fazie budowy. I to w sensie dosłownym. Bo ciągle wokół powstają nowe domy. Na razie więc ksiądz proboszcz przede wszystkim stara się poznać wszystkich swoich parafian. Z dotychczasowych wizyt duszpasterskich rysuje się już jednak pewnie przekrój, decydujący o przyszłej specyfice parafii: jego parafianie to głównie młode małżeństwa z małymi dziećmi. To dla nich zorganizował cieszące się dużym powodzeniem niedzielne Msze św. o godz. 12, podczas których na środek kaplicy, pełniącej tymczasowo funkcję kościoła parafialnego, wyciągane są zabawki.
Ks. Mindewicz nie ukrywa, że rozwijanie życia parafialnego jest dla niego o tyle łatwiejsze, iż bezpośrednio nie musi odpowiadać za budowę świątyni, bo tym zajmuje się archidiecezja warszawska. Ale za to jako wiceprezes zarządu Centrum Opatrzności Bożej jest zobowiązany do zbierania funduszy na ten cel. Zadanie ma zaś o tyle utrudnione, że świątynia jest budowana tylko i wyłącznie z ofiar wiernych. Wyjątek stanowi dotacja z budżetu państwa udzielona tylko i wyłącznie na stworzenie części muzealnej obiektu.
- Mamy płynność finansową i zabezpieczone pewne środki, które pozwalają podejmować kolejne kroki. Udaje się też pozyskiwać coraz szerszy krąg ofiarodawców i sponsorów – głównie poprzez rozsyłanie materiały, foldery i podziękowania dla darczyńców. To owocuje, bo coraz więcej osób systematycznie, co miesiąc, wpłaca kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt złotych. Ale oczywiście potrzeby są nadal duże, bo inwestycja jest ogromna – dodaje proboszcz.
Pytany o przewidywalną datę zakończenia budowy, rozkłada ręce. – Optymalnie byłoby, gdyby udało się zamknąć całą konstrukcję w stanie surowym otwartym na koniec przyszłego roku, a w 2011 roku osiągnąć etap stanu surowego zamkniętego. Wtedy można byłoby już myśleć o wprowadzaniu do świątyni pierwszych wiernych – rozmarza się ks. Mindewicz.
KONTO BANKOWE, NA KTÓRE DARCZYŃCY MOGĄ WPŁACAĆ DATKI NA BUDOWĘ ŚWIĄTYNI OPATRZNOŚCI BOŻEJ:
Centrum Opatrzności - Wotum Narodu
ul. Miodowa 17/19; 00-246 Warszawa
47 1240 6218 1111 0010 1762 7073
|