Modlitwa zawsze była ważnym elementem mojego życia. Pierwszych modlitw nauczyli mnie rodzice i babcia. To było „odmawianie pacierzy”, przy których bardziej koncentrowałem się, aby się nie pomylić niż na kontakcie z Adresatem, do którego je kierowałem.
Choć nie bardzo miałem wtedy świadomość tego, co robię, myślę, że to był ważny element rozwoju życia modlitewnego, gdyż rodzice nauczyli mnie wierności modlitwie.
Odkrywanie Pisma Świętego
Jako nastolatek zacząłem zastanawiać się nad sensem modlitwy. Przestało mi wystarczać samo „odmawianie pacierzy”. To chyba naturalne, że jeśli coś do kogoś mówimy, to chcielibyśmy usłyszeć, co ta osoba nam na to odpowie. Podobnie rozwijała się moja modlitwa. Pragnąłem usłyszeć odpowiedź, szukałem własnych słów, aby wyrazić to, co chciałem przekazać Bogu. Nie bardzo jednak wiedziałem, gdzie szukać i w jaki sposób.
W tym czasie zacząłem poznawać modlitwę wspólną. Coraz więcej do mnie docierało z Mszy św., coraz bardziej rozumiałem, co robię, gdy jestem w kościele. I choć zdarzało się, że przyłapywałem się na spoglądaniu na zegarek podczas Eucharystii, to pragnąłem porozumieć się z Bogiem, mówić do Niego i słyszeć, jak On mówi do mnie.
Wtedy – dzięki księdzu Szymonowi, który trafił do mojej parafii – zacząłem czytać Pismo Święte. To był wielki przełom w mojej modlitwie! Ten wielki Bóg, do którego do tej pory ja mówiłem, zaczął też mówić do mnie, przez karty Biblii. To było niesamowite odkrycie! Ja mogę mówić o moich radościach, smutkach, potrzebach, oczekiwaniach, lękach, a Bóg, a Jezus, mi odpowiada. Zacząłem codziennie czytać Pismo Święte: to już nie był monolog, zaczął się dialog. Bóg z pewnością i przedtem do mnie mówił – m.in. przez przyrodę
i innych ludzi – ale tak naprawdę dopiero teraz zacząłem to dostrzegać. Moja modlitwa stała się rozmową. Wielokrotnie zdarzało mi się – i tak jest do dzisiaj – że czegoś nie rozumiałem albo nie wiedziałem, co zrobić, więc prosiłem Jezusa o pomoc. Często jeszcze tego samego dnia natrafiałem na takie fragmenty Pisma Świętego, w których Bóg dawał mi odpowiedź. To z kolei powodowało wielką wdzięczność i podziw dla Tego, który jest moim Bogiem, dla Jezusa. I miało odzwierciedlenie w mojej modlitwie, w której obok prośby i dziękczynienia, pojawiało się coraz częściej uwielbienie.
Modlić się z innymi
W tym czasie Bóg prowadził mnie do modlitwy z innymi. Najpierw była to wspólnota „Przemienienie”, potem „Zbawiciel” i wreszcie Szkoła Nowej Ewangelizacji. W nich po raz pierwszy spotkałem się z modlitwą równoczesną, gdy wszyscy zebrani naraz modlą się swoimi słowami do Boga, wypowiadają swoją modlitwę. Tu zobaczyłem, że Bóg mówi do swoich dzieci także przez proroctwa, przekazywane przez inne osoby. To niesamowite, jak bardzo Jezus nas kocha i troszczy się o nas, jak na różne sposoby chce nam o tym powiedzieć.
Oto np. przed rokiem podczas modlitwy okazało się, że jest wśród nas małżeństwo, które od wielu lat bezskutecznie stara się o dzieci i nie wiadomo dlaczego nie może ich mieć. A Bóg właśnie do nich mówi, aby się nie martwili, gdyż ich modlitwy zostaną wysłuchane. Zaczęliśmy się modlić o wypełnienie Bożych słów. Po trzech miesiącach od tego zdarzenia poczęło się dziecko, a kilka tygodni temu dostałem SMS-a z informacją, że już szczęśliwie przyszło na świat! Bóg jest wielki i wspaniały. I chce się z nami komunikować.
Z modlitwą przez życie
Chcę jeszcze wspomnieć o modlitwie rodzinnej, z żoną i dziećmi, w której staramy się razem usłyszeć, co Bóg chce nam powiedzieć. Modlitwie, która nas jednoczy, dodaje sił, pozwala przezwyciężać kryzysy. Modlitwie, przez którą odkrywamy, że Jezus troszczy się o nas. Dzięki temu, gdy coś się dzieje niedobrego, czymś naturalnym jest dla nas przyjście w modlitwie przed tron Boży i prośba o Jego pomoc. Tak np. uprosiliśmy Pana Jezusa o uleczenie młodszej córeczki z choroby lokomocyjnej.
Ponad rok temu przez kilka dni byłem bardzo zapracowany. Nie mogłem wygospodarować czasu na modlitwę, a wieczorem byłem tak zmęczony, że zasypiałem. Czułem, że brakuje mi kontaktu z Jezusem, że jestem coraz słabszy. Robiłem się nieznośny, aż w pewnym momencie nakrzyczałem na córkę. Zacząłem się zastanawiać: co ja robię, dlaczego wszystko mnie denerwuje? Wszystko zostawiłem
– nawet najpilniejsze sprawy – i poszedłem porozmawiać z Tym, który jest Źródłem siły, pokoju, miłości. Z Jezusem. Ta lekcja mocno wryła się w moją pamięć.
Nie wyobrażam sobie życia bez rozmowy z Bogiem. Bez oddawania Mu rano całego dnia, mojej rodziny i bliskich, mojej wspólnoty, bez prośby o opiekę w drodze do pracy, o pomoc w każdej czynności dnia. Nie wyobrażam sobie życia bez modlitwy z innymi, bez Eucharystii, bez spotkań we wspólnocie, bez modlitwy z moją żoną i dziećmi. Nie wyobrażam sobie życia bez Boga i bez dialogu z Nim, w którym kiedy On mówi, ja słucham, kiedy ja mówię, wiem, że On słucha.