Wywiad udzielony KAI przez abp. Józefa Michalika,
przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski
Kościelna Komisja Historyczna odnalazła w IPN-ie materiały stwierdzające, że Ksiądz Arcybiskup w latach 1975-1978 był wpisany na listę tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa. Nie towarzyszą temu jednak żadne podpisy Księdza Arcybiskupa ani inne dowody współpracy. Czy Ksiądz Arcybiskup jest zaskoczony informacjami zawartymi w dokumentach IPN-u?
– Jestem zaskoczony, gdyż jestem do końca przekonany, że znam swój życiorys. Nigdy nie podjąłem żadnej formy współpracy z SB. Przyznam, że w tej dziedzinie, czyli jeśli chodzi o ewentualne kontakty z SB, zawsze byłem bardzo ostrożny. [...] Nigdy nie podpisywałem żadnych oświadczeń o ewentualnej współpracy, nigdy nie przyjmowałem żadnych prezentów od przedstawicieli służb ani jakichkolwiek wynagrodzeń.
Czy zdarzył się przypadek, kiedy zaproponowano Księdzu Arcybiskupowi współpracę?
– Tak, jeden raz, kiedy zdecydowanie odmówiłem. Pierwszy raz przyszło mi się spotkać z przedstawicielem służb w 1961 r., kiedy byłem klerykiem seminarium łomżyńskiego. Wyjechałem na wakacje do rodziców, a wówczas wydano prawo, iż każdy musi się meldować, nawet w przypadku, gdy odwiedza własnych rodziców. Nie dopełniłem tego i natychmiast wezwano mnie na rozmowę, podczas której powiedziano mi, że grozi mi za to grzywna lub nawet więzienie. Dodano uprzejmie, że sankcje mogą być pominięte, jeśli w jakiś sposób zechcę współpracować. Oczywiście nie wyraziłem zgody na jakąkolwiek współpracę i powiedziałem, że gotów jestem nawet na więzienie. Odpowiedziano: No, niech ksiądz nie będzie taki zuchwały, ale zachowajmy dyskrecję co do tego spotkania. Obiecałem, owszem, że tego dnia nic nikomu nie powiem, bo był wieczór, ale że jutro opowiem o tym proboszczowi, a przy najbliższym spotkaniu rektorowi seminarium. Tak też uczyniłem. Wydawało mi się wówczas, że sprawa została definitywnie załatwiona, gdyż nigdy później współpracy mi nie proponowano. Tymczasem akta znalezione w IPN-ie pokazują, że w tym momencie zarejestrowano mnie jako kandydata do współpracy, czyli figuranta.
Czy i kiedy były następne kontakty ze służbami lub propozycje z ich strony?
– Tak jak wspomniałem, bezpośrednich propozycji współpracy nigdy już nie było. Natomiast kolejnymi okazjami do rozmów były moje prośby o paszport, jakie składałem. W 1969 r. zostałem skierowany przez mojego biskupa na studia do Rzymu. Kiedy odbierałem paszport w urzędzie paszportowym, owszem, była rozmowa, ale propozycja współpracy nie padła. Nikt też w Rzymie podczas studiów się do mnie nie zgłaszał z żadnymi podobnymi propozycjami. [...]
A co konkretnie działo się po 1975 r. Czym się Ksiądz Arcybiskup zajmował?
– Pracowałem w seminarium łomżyńskim. Jako wykładowca niejednokrotnie wyjeżdżałem za granicę, przygotowując wykłady podczas wakacji. Jechałem na miesiąc do Rzymu i dzień w dzień chodziłem do biblioteki. Byłem też za granicą na Kongresie Eucharystycznym, uczestniczyłem w różnych zjazdach naukowych itp. W mojej teczce w IPN-ie te wszystkie wyjazdy są odnotowane, ale nie ma sprawozdań z żadnych rozmów. [...] Jest to tylko teczka paszportowa, zawierająca kilkadziesiąt stron, począwszy od otrzymania pierwszego paszportu przy okazji wyjazdu na studia, aż do ostatniego otrzymania i odebrania paszportu w końcu lat 80. Są też fotokopie, pięć kartek, rzekomego zarejestrowania mnie najpierw jako figuranta w 1961 r., a potem jako tajnego współpracownika w 1975 r. Nie ma żadnych innych dokumentów, nie ma żadnych moich podpisów. Słowem nie ma żadnych dowodów ani mojej winy, ani mojej cnoty. I na tym cały ten „dowcip” ubecji polega.
A czy nie miał Ksiądz Arcybiskup wrażenia, że był śledzony, inwigilowany, podsłuchiwany?
– Przez całe życie wiedziałem, że byłem podsłuchiwany, dlatego zachowywałem ostrożność. [...]
W 1978 r. w aktach IPN-u znajduje się informacja o wyrejestrowaniu Księdza Arcybiskupa. Czy to wiązało się z jakimś spotkaniem i odmową współpracy?
– Nie, nie było żadnej rozmowy. W lutym 1978 r. wyjechałem do Rzymu do pracy w Papieskiej Radzie Świeckich i jako rektor Papieskiego Kolegium Polskiego. To wyrejestrowanie nastąpiło bez mojej wiedzy. Może te kilka miesięcy mojego pobytu w Rzymie były potrzebne komuś, aby się jeszcze wykazać. Nie rozumiem tego.
Dziś Ksiądz Arcybiskup otwarcie informuje o swojej sytuacji i zawartości swoich akt. Co spowodowało, że Ksiądz Arcybiskup zdecydował się na taką szczerość?
– Zawsze głosiłem, że należy stanąć w prawdzie. Uważam, że jeśli odnalazły się takie akta, to natychmiast muszę to powiedzieć ludziom i wiernym Kościoła. Zawsze uważałem, że trzeba stać w prawdzie. Nigdy nie uciekałem przed prawdą, dlatego i dziś otwarcie to mówię. Niech więc mnie teraz ludzie ocenią: odrzucą bądź zaakceptują.
Czy Ksiądz Arcybiskup liczy, że taka właśnie postawa otwartości będzie zachętą dla innych biskupów lub księży, których akta są znacznie bardziej obciążające?
– Uważam, że taka forma otwartości i szczerości jest jedynym słusznym wyjściem z tej sytuacji. Natomiast nikomu niczego nie będę radzić, bo każdy ma własne sumienie. Druga sprawa, o której chcę powiedzieć, to fakt, że ta moja obecna sytuacja powinna być przyczynkiem na temat wiarygodności akt znajdujących się w IPN-ie. Potrzebna jest ich rzetelna analiza i krytyka zgodnie z warsztatem, jakim dysponuje historyk. Natomiast nie można przed tymi papierami „klękać” i traktować ich jako ostatecznej wyroczni. Trzeba pamiętać, że ubecy, którzy wyprodukowali dokumenty na mój temat, służyli systemowi i jego celom. Ze smutkiem obserwuję reakcję wielu historyków, dla których te akta są „biblią” czy świętością. Jest to naiwna i fałszywa postawa. Zarówno do tych akt, jak i do oceny ludzi należy podchodzić z dużym krytycyzmem. Informacje tego typu trzeba, owszem, przyjmować, ale nie należy im święcie wierzyć. Trzeba je dokładnie sprawdzać. Zresztą tajna instrukcja SB z 1973 r. mówiła, że można zarejestrować rzekomego współpracownika bez jego wiedzy i bez jego podpisu.
Czy odkrycie przez Kościelną Komisję Historyczną tych niewiarygodnych – jak twierdzi Ksiądz Arcybiskup – akt na jego temat nie zmienia opinii Księdza co do potrzeby kontynuowania weryfikacji akt IPN-u na temat biskupów i księży, o czym zdecydowali biskupi 12 stycznia br.?
– Nie ma innej drogi niż droga stawania w prawdzie. Nawet jeśli ta prawda jest bolesna. Trzeba też umieć znosić oszczerstwo, bo przecież dokumenty na mój temat są zwykłym oszczerstwem. Mam jednak spokojne sumienie.