Dziennikarze (nie)prawdopodobni
ks. Dariusz Madejczyk
Fot.
Drodzy i Szanowni Czytelnicy!
Tzw. przeciek dotyczący raportu komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, z którego wynika, że WSI chciały na początku lat 90. przejąć kontrolę nad mediami i miały pozyskać 115 osób z grona dziennikarzy, specjalnie mnie nie zaskakuje. Tak ze standardami moralnymi, jak i z rzetelnością w naszym dziennikarstwie było i jest, jak mi się...
Drodzy i Szanowni Czytelnicy!
Tzw. przeciek dotyczący raportu komisji weryfikacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych, z którego wynika, że WSI chciały na początku lat 90. przejąć kontrolę nad mediami i miały pozyskać 115 osób z grona dziennikarzy, specjalnie mnie nie zaskakuje. Tak ze standardami moralnymi, jak i z rzetelnością w naszym dziennikarstwie było i jest, jak mi się zdaje, nie najlepiej. Sprawa dziennikarzy-agentów właściwie w jakimś stopniu podsumowuje moje ostatnie obserwacje związane z sytuacją w prasie, telewizji i radiu.
Coraz bardziej mam wrażenie, że media – jak to kiedyś powiedział abp Gądecki do dziennikarzy – to nie żadna „czwarta władza”, ale ludzie na usługach czwartej władzy. Daleki jestem od przesady w ocenach, ale z coraz większym niesmakiem biorę do ręki pewne tytuły prasowe, zwłaszcza gdy widzę, jak powoli staczają się w dół i zbliżają do prasy brukowej.
Mniej więcej półtora roku temu, po wakacyjnej przerwie – z dwóch tytułów regionalnych (notabene tego samego właściciela) – zniknęły rubryki, które dotykały życia duchowego i religijnego. Dziwiłem się, bo wydawało mi się, że miały swoich odbiorców; potwierdzały to zresztą rozmowy ze znajomymi. Stopniowo i coraz częściej oba tytuły lubiły też „dowalić” Kościołowi – oczywiście, żeby mu pomóc... Krytyka, nawet gdy czasem wydawała mi się słuszna, daleka była, w moim przekonaniu, od intencji, które byłbym gotów uznać za krystalicznie czyste. Gdy u końca minionego roku połączone tytuły „zabłysnęły” żenującym z dziennikarskiego punktu widzenia materiałem na temat Synodu Archidiecezji Poznańskiej, miałem ochotę wycofać redakcyjny abonament… Ale czym tę gazetę zastąpić? Dodatek regionalny do ogólnopolskiego dziennika to trochę za mało…
Nie mogę znieść dziennikarstwa, które ma za motto jedno słowo: „prawdopodobnie”. Jeżeli coś jest prawdo-podobne to znaczy, że jest to tylko podobne do prawdy. Ale z tą prawdą niewiele ma wspólnego; w gruncie rzeczy jest po prostu nieprawdą, czyli kłamstwem.
Gdy więc czytam tekst, w którym co drugie słowo to „prawdopodobnie”, przypomina mi się reklama podkreślająca, że „prawie” robi wielką różnicę. Dla mnie „prawdopodobnie” też robi wielką różnicę. Nawet gdyby w ostatecznym rozrachunku okazało się, że dziennikarz miał rację, nie zgadzam się na dziennikarstwo, w którym wpierw rzuca się oskarżenia, a potem szuka dowodów. Nie zgadzam się, bo obrzydzeniem napawają mnie metody opierające się na przekonaniu, że cel uświęca środki.
Nikogo tu dziś nie bronię. Nie bronię, bo chcę zwyczajnie być wiarygodny, a nie prawdopodobny. Staję w obronie dziennikarstwa – dziennikarstwa rzetelnego, uczciwego, wolnego od myślenia z czasów, gdy na dziennikach widniał napis „Organ PZPR”. Staję w obronie dziennikarstwa, które nie będzie na usługach – ani władzy, ani pieniędzy, ani nawet wyższego czytelnictwa i sprzedaży.