Październik zalicza się do cichych okresów roku kościelnego. W ciągu ostatnich stuleci jako miesiąc Różańca, miesiąc cierpliwej modlitwy, zyskał jednak szczególne oblicze.
Modlitwa straciła dziś jakby w Kościele swe oczywiste znaczenie. Musimy więc na nowo odnaleźć drogę do Boga słuchającego i przemawiającego, a raczej musimy przyjąć dar tej drogi. Zacznijmy spokojnie w tej refleksji od modlitwy różańcowej. Dlaczego właściwie pozdrawiamy Maryję? Czy nie sprowadza to nas może na jakąś boczną drogę, kiedy to przecież Chrystus stanowi centrum?
Można na to odpowiedzieć najpierw w sposób najzupełniej pozytywistyczny: Pozdrawiamy Ją, bo odpowiada to proroctwu, a zatem i wezwaniu Pisma Świętego: „Odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie narody” (Łk 1, 48). Idąc dalej za tą odpowiedzią, natrafiamy na motyw głębszy. Bóg Niewidzialny i Wieczny objawił się w tym świecie przez ludzi, którzy niejako nadali Mu imię: Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba. Poprzez ludzi stało się rozpoznawalne Jego oblicze. Wspominając wdzięcznie tych ludzi, wielbimy Jego samego. Przemilczelibyśmy cząstkę Jego chwały, gdybyśmy przestali błogosławić tych, w których On sam się objawił. Chwalimy Go w ludziach, którzy stali się naczyniami Jego łaski. Oni bynajmniej nie stoją nam na drodze do Boga, lecz ukazują nam Go.
kard. Józef Ratzinger, w: „Służyć Prawdzie. Myśli na każdy dzień”,
tłum. ks. Albert Warkotsch,
Poznań-Warszawa-Lublin 1983, s. 286.