Tegoroczne obchody uroczystości Najświętszej Maryi Panny Częstochowskiej miały szczególne znaczenie. W bieżącym roku przypada bowiem 50. rocznica zainaugurowania na Jasnej Górze (26 sierpnia 1957 r.) Wielkiej Nowenny, czyli przygotowania do obchodów tysiąclecia chrztu Polski w 1966 r. Tego samego dnia, przed pięćdziesięciu laty, rozpoczęła się peregrynacja kopii obrazu jasnogórskiego przez wszystkie parafie w Polsce.
Inicjatorem tych wydarzeń był kard. Stefan Wyszyński, słusznie nazywany Prymasem Tysiąclecia. Myśl o nowennie zrodziła się w czasie, gdy Prymas był uwięziony przez ówczesne władze. Nowenna miała wprowadzić treść Ślubów Jasnogórskich z 1956 r. w codzienne życie Polaków. Ofensywie ideologicznej komunistów przeciwstawił on wielki program duszpasterski, mający na celu religijną i moralną odnowę oraz zintegrowanie wierzących i zachowanie tożsamości narodowej przez Polaków. Każdy rok Wielkiej Nowenny miał swoje hasło nawiązujące do przyrzeczeń Jasnogórskich Ślubów Narodu. Program Wielkiej Nowenny był realizowany wokół kolejnych haseł: wierność Bogu, Kościołowi i jego pasterzom, życie w łasce Bożej, umocnienie małżeństwa i rodziny, miejsce i rola młodzieży, ochrona życia, sprawiedliwość i miłość społeczna, walka z wadami narodowymi.
Komuniści bali się zarówno programu związanego z nowenną, jak i wędrówki obrazu przez Polskę. Ludzie wychodzili bowiem ze swoich domów i kościołów na ulice, aby manifestować swoją wiarę. Było to niewątpliwie przełamywanie strachu. Stąd też nie dziwi fakt, że w końcu władze komunistyczne postanowiły aresztować obraz jasnogórski i pilnować go na Jasnej Górze. Trwało to sześć lat. Wtedy to ponownie Prymas Tysiąclecia wykazał swoją ogromną intuicję i postanowił, że odtąd będą peregrynowały puste ramy obrazu. Wrażenie wiernych, którzy gromadzili się przed tymi ramami, było ogromne.
Przypominamy dzisiaj te wydarzenia, bo warto o nich wiedzieć i pamiętać. Warto też uczyć się, w jaki sposób Prymas Wyszyński prowadził Kościół w szalenie trudnych warunkach i jak z tej przeprawy wyszedł zwycięsko. A przecież nie wszyscy w łonie samego Kościoła akceptowali ten program. Nie brakowało głosów oburzenia, że jest to program ludowy, pobożnościowy, nastawiony na masy. Historia przyznała jednak rację Prymasowi, a nie jego krytykom.