Księdza z bursą na szyi możemy spotkać czasem na ulicy, kiedy idzie do chorych. Ale siedzącego pod drzewem, przy drodze, pod wiatą przystanku gdzieś w lesie? Ks. Jan Kwiatkowski jako ojciec duchowny pielgrzymki zanosi Pana Jezusa do tych grup, które chcą Go w drodze adorować. Podczas postojów siada przy drodze, zapala czerwony znicz i czeka na tych, którzy będą chcieli czas odpoczynku poświęcić na modlitwę. Piesza Pielgrzymka Archidiecezji Gnieźnieńskiej jest jedną z niewielu, w której jest możliwość przeżycia etapu eucharystycznego – swoistej procesji Bożego Ciała na szlaku.
Skąd pomysł adoracji Jezusa Eucharystycznego w drodze?
– O takim pomyśle usłyszeliśmy od kierownika pielgrzymki łódzkiej na ogólnopolskim spotkaniu w Niepokalanowie. Pomyślałem wtedy, że to się może udać i u nas. Człowiek potrzebuje przecież namacalnych znaków, i Bóg o tym wie, dlatego daje się nam w Chlebie. Dwa lata temu zaproponowaliśmy to księżom przewodnikom po raz pierwszy – i okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Po co taka adoracja?
– To już w drodze okazuje się, że ludzie tego potrzebują. Choćby wcześniej byli rozbawieni i rozbiegani – na ten moment się zatrzymują, milkną. Na pielgrzymce potrzebny jest czas, kiedy ludzie nic nie mówią, kiedy mogą wejść w dialog z tym, co usłyszeli do tej pory. Obecność Jezusa Eucharystycznego mobilizuje do ciszy bardziej niż cokolwiek innego. Obserwuję, że kiedy wchodzę z Jezusem do grupy, coś się w niej zmienia. Ludzie pokornieją, są gotowi iść bezradni i bezbronni wobec Jezusa. I wtedy On może robić rzeczy wielkie.
Jak to wygląda na postojach? Przecież nie wszędzie jest kaplica?
– Na postojach zwyczajnie kładę Pana Jezusa obok i tak sobie siedzimy razem. Modlę się brewiarzem. Czasem ktoś klęknie obok. Widzę, że są tacy, którzy podczas przerwy w drodze nie chcą przerywać rekolekcji. Że potrzebują kaplicy w drodze, miejsca, gdzie mogą się zatrzymać. I kiedy inni chodzą, biegają – oni klękają między nimi i patrzą na Jezusa, w podręcznej, polowej monstrancji, położonej na ręczniku...
Jak ludzie przeżywają tę obecność Jezusa?
– Dostałem kilka minut temu sms-a od srebrnej grupy z Murowanej Gośliny: „Sreberka bardzo by chciały, żeby Pan Jezus znów szedł z nami w cielesnej postaci. Czy będzie to jeszcze możliwe?”. Wczoraj w tej właśnie grupie miałem natchnienie, żeby powiedzieć im o kobiecie, która chciała tylko dotknąć szaty Jezusa. I po czasie adoracji w ciszy zaproponowałem, aby spróbowali jak ta kobieta podejść do Jezusa. Oni wszyscy poszli do przodu, przeciskali się – a ksiądz Marcin, ich przewodnik, kładł na każdego z nich bursę i odmawiał słowa błogosławieństwa. To są dla mnie właśnie znaki. Kiedy ludziom pokażemy nie siebie, ale Jezusa – to do Niego pójdą, to będą chcieli z Nim być.
Księdza pewnie też takie doświadczenie zmienia, prawda?
– Jest mi to potrzebne. W ciągu roku nie ma czasu, między parafialnymi festynami i katechezą w szkole, na spokojne bycie przed tabernakulum. Czasem moje jedyne bycie w kościele to ta godzina, kiedy odprawiam Mszę Świętą. A tu widzę, jak ważny jest ten czas, kiedy nic nie mówię. Kiedy ważny jestem nie ja, ale On, kiedy ludzie nie na mnie czekają i nie mnie chcą słuchać. I tu już nie mam mu gdzie uciec, nie muszę do niczego się spieszyć. To są moje rekolekcje. Bieganie i gorliwość są cenne – ale bez Jezusa, bez bycia wyłącznie dla Niego, trudno jest powiedzieć i zrobić coś mądrego i dobrego.