Czy Włocławek z liczbą bezrobotnych przekraczającą 9,5 tys. może oznaczać dla kogoś szansę na lepsze życie? Na darmową miskę zupy z pewnością nie czekają przybywający do Włocławka obywatele Wietnamu. Z typową dla siebie pracowitością zakładają kramy z odzieżą na bazarach lub ośrodki małej gastronomii.
Jeśli imigranci mają polskich współmałżonków, a takich jest wielu, nie potrzebują specjalnego pozwolenia na pracę – wyjaśnia Katarzyna Radomska, inspektor z Wydziału Spraw Cudzoziemców włocławskiej delegatury Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy.
Manh Leszczyńska przyjechała do Włocławka 15 lat temu. Właściciele stoisk na bazarze nazywają ją po prostu Marysią. Mówiąc o najważniejszych dla niej wartościach, na pierwszym miejscu stawia pracę, na drugim miłość, na trzecim kulturę, co – jak wyjaśnia – sprowadza się przede wszystkim do nauki języków: polskiego, angielskiego i francuskiego. – Obecnie ludziom w Wietnamie żyje się lepiej, niż wtedy gdy przyjeżdżałam do Polski, ale mimo że bardzo tęsknię, nie myślę o powrocie. Moje córki są półkrwi Polkami i chodzą do polskich szkół; jedna z nich, Dorota, jest uczennicą Gimnazjum im. ks. Jana Długosza. Od sześciu lat mam polskie obywatelstwo i teraz mój dom jest tutaj – stwierdza.
O wiele gorzej radzą sobie w Polsce imigranci rumuńscy. Mimo że z chwilą przystąpienia ich kraju do Unii Europejskiej mogą oni przebywać na terytorium RP legalnie, przez członków naszego społeczeństwa są traktowani z niechęcią. Często nie przyznają się do nich nawet lokalni Romowie.
Basa Tomica przyjechała do Włocławka w marcu br. Wraz z rodziną mieszkała u szwagra, lecz kiedy zaczęło tam dochodzić do aktów agresji, musiała uciekać. Tuż przed Wielkanocą Basa, z sześcioosobową gromadą dzieci i wnucząt znalazła się na dworcu. Niektóre z nich miały na bosych nogach sandały, a temperatura na początku kwietnia była wyjątkowo niska. – U nas w Rumunii jest bieda jeszcze większa niż w Polsce, chcemy pracować i jak tylko znajdziemy mieszkanie, mąż otworzy stoisko z odzieżą – twierdzi praktycznie.
Zameldowanie jest podstawą rozpoczęcia działalności gospodarczej, bez tego imigrantom pozostaje tylko zbieranie pieniędzy na ulicach. Tomasz Marciniak z Zakładu Badań Kultury UMK przyznaje, że uliczne żebractwo może razić; ostrzega jednak przed formułowaniem pochopnych opinii. – Stereotypowe sądy kojarzą przybyszy z gospodarczą szarą strefą, z przestępczością – czasem zorganizowaną. Jednak pośród tych ludzi jest wiele osób wykształconych. Los zmusił ich do opuszczenia ojczyzny, a nowa nie umie wykorzystać ich potencjału, każąc handlować na targowiskach lub prowadzić inną działalność na pograniczu prawa. Tak też uwagę kierowców zwracają przydrożne dziewczyny, marznące w kusych ciuszkach na przyleśnych poboczach. Rzeczywiście, często są to Bułgarki lub Ukrainki. Zjawisko to jest zbyt złożone, by jednoznacznie je potępiać – stwierdza Marciniak.
Złożone i trudne do oszacowania, gdyż wielu imigrantów przebywa w Polsce nielegalnie. Jak informuje Grzegorz Demich z sekcji prewencji KMP we Włocławku, na 30 miejsc we włocławskim areszcie deportacyjnym, 29 jest zajętych przez nielegalnych imigrantów z kontynentu afrykańskiego, Chin, Wietnamu i Pakistanu. Wcześniej przebywali tu również Czeczeni i Hindusi. O ich ewentualnym wypuszczeniu na wolność lub wydaleniu z Polski zadecyduje wojewoda.