Gdy przygotowywaliśmy to wydanie „Przewodnika Katolickiego”, miałem okazję obejrzeć szereg fotografii dzieci… Nie piszę od razu „dzieci pierwszokomunijnych”, bo odniosłem wrażenie, że część z nich to po prostu „dzieci w strojach pierwszokomunijnych”. Za sprawą swoich rodziców, rodziny i znajomych zostały w jakimś stopniu pozbawione tego, co w dniu Pierwszej Komunii Świętej najważniejsze – głębokiego i pełnego skupienia spotkania z Panem Jezusem. Były na tych różnorakich zdjęciach twarze skoncentrowane, radosne, uchwycone w tym szczególnym momencie, gdy czuły, że to najważniejsza chwila ich życia. Ale były też – niestety – te, na których dziewczynki przypominały lalkę Barbie w ślubnym stroju, a chłopcy rolkarzy, którzy przed wejściem do skateparku zapomnieli zdjąć białą albę…
Wierzę, że nawet największa głupota i duchowa płycizna dorosłych nie jest w stanie tak bardzo zamknąć dziecięcego serca, by Jezus nie mógł tam zamieszkać na zawsze, ale z pewnością może na drodze do tego spotkania postawić niejedną przeszkodę. Warto więc, czytając artykuły poświęcone Pierwszej Komunii Świętej, zadać sobie pytanie o miejsce dorosłych w tych wielkich dziecięcych przeżyciach. Chodzi przecież o to, by te najszczersze uczucia, które dziecko z niezwykłą mocą kieruje ku Chrystusowi w tym wyjątkowym dniu, przełożyły się na jego wiarę, codzienny sposób bycia i ostatecznie mogły owocować przez całe życie.
Może warto też sięgnąć po zdjęcia z naszej Pierwszej Komunii Świętej i zadać sobie pytanie, co z tamtego czasu pozostało. Może patrząc na nasze mniej lub bardziej stare fotografie, przypomnimy sobie, jak to było naprawdę: czy są to zdjęcia dziecka, które cieszyło się spotkaniem z Jezusem, czy może tylko zdjęcia w pierwszokomunijnym stroju? Nawet gdyby wnioski okazały się przykre, nie warto się załamywać. Przed nami wciąż istnieje możliwość, by jakoś nadrobić stracone szanse, rozwijać swoje życie eucharystyczne i dać też szansę innym – tym małym, którzy nie mogą się już doczekać tego najpiękniejszego majowego dnia.
Mój cytat
Była to piękna marcowa niedziela 1936 r., a więc 69 lat temu. Tego dnia świeciło słońce, kościół był piękny, grała muzyka, było wiele pięknych rzeczy, które pamiętam. Było nas blisko trzydzieścioro chłopców i dziewcząt z naszej małej wioski, w której mieszkało nie więcej niż 500 osób. Ale wśród tych wszystkich radosnych i pięknych wspomnień najważniejsza jest jedna myśl – i to samo powiedział wasz przedstawiciel – zrozumiałem, że Jezus przyszedł do mojego serca, odwiedził właśnie mnie. A z Jezusem sam Bóg jest ze mną. I że jest to dar miłości, który rzeczywiście wart jest więcej niż wszystko inne, co może dać mi życie; i dlatego napełniła mnie naprawdę wielka radość, bo Jezus przyszedł do mnie.
I zrozumiałem, że teraz rozpoczyna się nowy etap w moim życiu, miałem 9 lat, wiedziałem, że w tym momencie ważne jest, bym dochował wierności temu spotkaniu, tej komunii. Na ile potrafiłem, obiecałem Panu: «Chciałbym być z Tobą zawsze», i modliłem się: «Ale przede wszystkim to Ty bądź ze mną». I tak potoczyło się moje życie. Dzięki Bogu, Pan zawsze trzymał mnie za rękę, prowadził mnie również w trudnych sytuacjach. I w ten sposób ta radość I Komunii stała się początkiem wspólnej wędrówki. Mam nadzieję, że również dla was wszystkich I Komunia, którą przyjęliście w tym Roku Eucharystii, będzie początkiem przyjaźni z Jezusem na całe życie. Będzie początkiem wspólnej wędrówki, bo kiedy idziemy z Jezusem, idziemy dobrą drogą, i życie staje się dobre.
Benedykt XVI
Spotkanie z dziećmi pierwszokomunijnymi
15 października 2005 r.