Choć teren KL Dachau jest najgłośniejszym miejscem pamięci na terenie Niemiec, autentyczna „substancja historyczna” tam zachowana może w pierwszym momencie nawet nieco rozczarować, zwłaszcza polskiego przybysza. Znając grozę ocalałych kompleksów Oświęcimia czy też Majdanka, szukamy analogii, porównujemy. Nie do końca słusznie. Działający dwanaście lat nazistowski „kacet” został w dużej mierze zmieniony rękoma swoich dawnych więźniów, którym przyszło przebywać tam szereg miesięcy po oswobodzeniu; leczyć się, organizować. Oni nie chcieli i nie mogli żyć w nienaruszonej scenerii swojej tragedii. W pierwszych powojennych latach nie było, także w Polsce, jednolitej wizji przyszłości odkrywanych kombinatów śmierci. Pojawiały się nawet pomysły, aby podobne miejsca burzyć, wymazywać z map. Zwyciężyła ostatecznie doktryna ochrony, badań, tworzenia placówek memorialnych i muzealnych. Polska uczyniła w tej materii bardzo wiele.
Dzisiejszy kształt ekspozycji w Dachau powstał ostatecznie w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Podmonachijskie miejsce pamięci cechuje wyraźny duch ekumenizmu, nowoczesne muzealnictwo, dydaktyka. Warto je poznać.
Nie wszystko można mierzyć ilością zachowanych zabudowań, narzędzi kaźni… Dachau, jak również inne obozy koncentracyjne, obecne są najgłębiej w ludzkich sercach i umysłach. W myślach i słowach ostatnich żyjących ofiar oraz tych, którzy o ich losie pamiętają. Oddajmy głos niektórym uczestnikom naszej peregrynacji.
Dotykając relikwii
Jan Drożkowski
– Przyjechałem tu, aby oddać cześć wujowi, Bronisławowi Kostkowskiemu, który był alumnem seminarium duchownego we Włocławku, a wychowywał się w Bydgoszczy. Zginął w Dachau. W roku 1999 został ogłoszony błogosławionym, wśród zaszczytnej grupy 108 męczenników. Od 10 lat zbieram wszelkie pamiątki i świadectwa dotyczące tego heroicznego młodego człowieka! Jeśli w diecezji powstanie muzeum, izba pamięci, chętnie nawiążę współpracę. Do Dachau przybywam pierwszy raz. Stworzono wyjątkową okazję, aby świeccy mogli tu stanąć wraz ze swoim biskupem, kapłanami. Chodząc po tutejszej ziemi, kamieniach, mam wciąż wrażenie, że dotykam relikwii. Ta męczeńska ziemia jest dla mnie święta.
Przy baraku nr 5
Mirosław Dachtera
– Dla mnie, dla mojej żony pielgrzymka była ogromnym wzruszeniem. Odszukaliśmy miejsce, gdzie dawniej wznosił się barak „5” – w nim faszyści umęczyli mojego stryja, błogosławionego ks. Franciszka Dachterę. Cel II Pielgrzymki Diecezjalnej był bardzo szczytny i ważny. Chciałbym, aby nasza peregrynacja wydała owoce w postaci trwałych śladów – pamięć, która jest żywa w moim pokoleniu, musi bowiem zostać przekazana i utrwalona. Bydgoszcz jest miastem dynamicznym, rozwijającym się – przybywa miejskich ulic. Nadając im nazwy, nie zapominajmy o męczennikach.
Za co?
Budzisława Stromczyńska-Szczuka
– Mój wujek, ks. Bolesław Zimny, zginął w obozie koncentracyjnym w Mauthausen. Mam powody, aby przypuszczać, iż w Dachau przebywał również. Zaaresztowano go, gdyż podczas litanii w kościele, wezwał: „Królowo Korony Polskiej, módl się za nami!”. Ktoś doniósł na gestapo. Mógł ocalić życie, wyrzekając się kapłaństwa, ale tego nie zrobił. Wytrwał. Ciężko mi powstrzymać łzy w miejscach kaźni. Przeżywam wstrząs. Powtarzam wciąż w myślach: „Za co zgotowano niewinnym taki los?! – Wujku, oddałeś życie za wierność powołaniu! Nigdy nie zapomnę twojej ofiary!”.
Siła ciszy
Krzysztof Barczyński, kleryk Wyższego Seminarium Duchownego im. bł. Michała Kozala BiM w Bydgoszczy
– Myślę, że wszystkie moje odczucia najlepiej obrazuje zdanie, które niegdyś, podczas modlitwy w Oświęcimiu, wypowiedział Ojciec Święty Jan Paweł II. Zacytuję z pamięci. Papież rzekł, iż „w obliczu prawdy słowa wydają się zbędne”. To głębokie. W czasie Eucharystii w Karmelu nastąpiła długa cisza. Każdy z pielgrzymów przeżył ją na swój sposób.