Logo Przewdonik Katolicki

W chórze nie śpiewam

Artur Boiński
Fot.

Z marszałkiem Sejmu RP Markiem Jurkiem rozmawia Artur Boiński Rozmawiamy dzień po odrzuceniu przez Sejm wniosku o skrócenie kadencji. Rozumiem, że należy Panu współczuć? ­ Dlaczego? Bo głosował Pan za tym, żeby już nie mieć tej roboty, a tu trzeba nadal kierować tym Sejmem... Nie patrzę na to w tych kategoriach. W tym parlamencie do tej pory bardzo trudno było...

Z marszałkiem Sejmu RP Markiem Jurkiem rozmawia Artur Boiński

Rozmawiamy dzień po odrzuceniu przez Sejm wniosku o skrócenie kadencji. Rozumiem, że należy Panu współczuć?
­– Dlaczego?

Bo głosował Pan za tym, żeby już nie mieć tej roboty, a tu trzeba nadal kierować tym Sejmem...
– Nie patrzę na to w tych kategoriach. W tym parlamencie do tej pory bardzo trudno było wyłonić zadowalającą większość. Dlatego zaproponowaliśmy wybory. Przekonywałem do tej koncepcji, choć zaproponowanie wcześniejszych wyborów nigdy nie jest decyzją społecznie w pełni akceptowalną.

Zwłaszcza gdy w ubiegłym roku mieliśmy jesienny wyborczy maraton...
– Spora część opinii publicznej nie ma jeszcze nawyku demokracji i traktuje instytucje demokratyczne jako bardziej potrzebne politykom niż Polsce, ludziom, społeczeństwu. Niezależnie od tych nastrojów uważałem, że należy stworzyć szansę wyboru, być może dającego mocniejszy mandat ugrupowaniu, które zostanie zobowiązane do kierowania sprawami polskimi. Oczywiście, miałem nadzieję, że będzie to wzmocnienie mandatu dla PiS. W tym parlamencie koalicja z PO okazała się niemożliwa, a koalicja z Samoobroną niesie pewne ryzyko i trudności. Co prawda okazało się, ku pewnemu zaskoczeniu, że można znaleźć pole współpracy między nami a Samoobroną, że Andrzej Lepper, który wcześniej był symbolem radykalizmu, w tej kadencji prowadzi politykę przewidywalną i ma zdolność współpracy. My jednak, ze względu na dawniejsze doświadczenia, nie dążyliśmy do koalicji z Samoobroną. Jeśli w ogóle taki temat się pojawił, to wyłącznie w efekcie postawy PO.

Zostawiając na boku szukanie winnych tej sytuacji, należy stwierdzić, że Lepper to symbol nie tylko radykalizmu, ale też tego, co w znacznym stopniu wpływa na fatalną opinię Polaków o politykach – nieparlamentarnych zachowań, problemów z prawem. Stąd pojawia się pytanie o znaczenie wartości w polityce – czy ważniejsza jest wierność im, czy jedynie liczy się skuteczność?
– Nasze wartości są stałe. Chcemy Polski wiernej cywilizacji chrześcijańskiej; dbania o interes narodowy w polityce zagranicznej; Europy solidarnej, w której jest miejsce dla krajów środkowoeuropejskich; polityki solidarności społecznej, przede wszystkim wyrażającej się w ochronie praw rodziny; bezpieczeństwa obywateli; usunięcia wpływu różnego rodzaju grup nacisku, które chciałyby zdominować państwo, szczególnie wywodzących się z nomenklatury komunistycznej.

Te elementy uda się zachować w koalicji z Samoobroną?
– Myślę, że jest na to szansa. Niezbędne są z pewnością warunki progowe, wobec których nie ma mowy o pójściu na kompromisy: budowa silnej pozycji Polski w strukturach świata zachodniego, ze szczególnym uwzględnieniem relacji atlantyckich oraz odpowiedzialność budżetowa. To ostatnie jest niezbędne, bo jeśli rząd ma zrealizować swoje zamiary – szczególnie w dziedzinie polityki prorodzinnej – to nie jest możliwe mnożenie wydatków publicznych tylko po to, by jakiś minister czy jakaś partia zdobywały popularność.

To teraz o innym nieco kłopotliwym sojuszniku obecnej władzy... Dlaczego zdecydował się Pan napisać napominający list do ojca Tadeusza Rydzyka?
– Napisałem list w konkretnej sprawie – wypowiedzi Stanisława Michalkiewicza na antenie Radia Maryja, gdyż uważałem, że tu nie powinno być żadnych dwuznaczności. Wydarzeniom szczególnym w historii ludzkości, a Holocaust był wydarzeniem zupełnie wyjątkowym, należy się szczególny szacunek, niezależnie od kontekstu, w jakim się o nim mówi. Generalnie my, jako chrześcijańska opinia publiczna, powinniśmy przeciwstawiać się brutalizacji życia publicznego i temu wszechogarniającemu lekceważeniu zasad, autorytetów, uczuć i wartości.

W tym kontekście nie dziwi Pana zapewne napomnienie wobec Radia Maryja ze strony Stolicy Apostolskiej?
– Głos Sekretariatu Stanu nawiązuje do stałej prawdy politycznej, że Kościół nie utożsamia się z żadnym porządkiem politycznym ani z żadną siłą polityczną. Należy to jednak rozumieć właściwie. To, że się z jakimś porządkiem nie utożsamia, nie oznacza, że na politykę patrzy z niechęcią. Nasza religia jest religią Wcielenia, czyli raczej zbliżania tego, co duchowe i tego, co społeczne, materialne. Drogą Kościoła, jak sformułował to Jan Paweł II, zawsze jest człowiek i dlatego dla Kościoła sprawy społeczne, polityczne zawsze są ważne. Na pewno reakcja Sekretariatu Stanu Stolicy Apostolskiej będzie w Radiu Maryja przemyślana i wnioski zostaną wyciągnięte. To nie jest jednak łatwe, jako że chodzi przecież o Radio, a dziennikarze to ludzie bardzo przywiązani do własnej niezależności...

Czyli nie odbiera Pan tego głosu Stolicy Apostolskiej w ten sposób, że media katolickie powinny trzymać się z dala od polityków?
– Nie, a dowodem fakt, że właśnie ze sobą rozmawiamy... Przecież ja pisałem do większości ogólnopolskich gazet katolickich, występowałem w bardzo wielu rozgłośniach radiowych i nigdy ani nie budziło to oporów mojego sumienia, ani nie budziło kontrowersji opinii katolickiej. To jest stan zupełnie naturalny. Nie chodzi więc o to, by Radio Maryja było obce życiu publicznemu, tylko żeby zachowywało stosowną perspektywę i dystans.

To przypadek, że Pana list zbiegł się w czasie z głosem Stolicy Apostolskiej?
– Zupełny przypadek. Pewnie gdybym wiedział wcześniej, że będzie ta interwencja Sekretariatu Stanu, zastanawiałbym się nad wysyłaniem tego listu właśnie teraz. Bo choć lubię śpiewać w kościele, nigdy nie śpiewałem w chórze i już się do chóru nie zapiszę.

Wracając do pomysłu ze skróceniem kadencji parlamentu. Nie miał Pan wątpliwości co do tego, że w tej sytuacji wybory miały się odbyć w miesiącu, w którym planowana jest pielgrzymka Ojca Świętego do Polski?
– To była dość nieszczęśliwa zbieżność, ale w chrześcijaństwie nawet niedziela, nawet wielkie święta, nie wstrzymują działalności państwa czy instytucji publicznych.

A jak podobała się Panu w tym kontekście wypowiedź prezydenckiego ministra Andrzeja Urbańskiego, który dość obcesowo zareagował na opinię kardynała Stanisława Dziwisza?
– Bardzo mi się nie podobała. Chętnie bym napisał ministrowi Urbańskiemu to samo, co Ojcu Dyrektorowi...

Rozmawiamy dwa dni przed Pana spotkaniem w Watykanie z Benedyktem XVI i kilka tygodni przed wizytą Papieża w Polsce. Czego się Pan spodziewa po pielgrzymce Ojca Świętego, jeśli chodzi o skutki dla życia publicznego?
– Przede wszystkim spodziewam się radości ze spotkania z Namiestnikiem Chrystusa. To jest zawsze pierwsze, choć na tym nie może się kończyć. Spodziewam się umocnienia prawowierności wśród Polaków. Wierzymy po katolicku, ale powinniśmy być świadomi zagrożeń dla wiary w dzisiejszym chrześcijaństwie. Sądzę, że będzie to także powtórzenie przesłania, przekazanego już Polsce poprzez naszych biskupów, że powinniśmy zachować nasze dziedzictwo katolickie i narodowe. Także w kontekście europejskim, w którym Papież, Rzym bardzo liczy na Polskę. Obecność Polski z tym, co prezentujemy, jest bardzo potrzebna Europie. Jak widać, papieże często widzieli w naszym życiu publicznym więcej, niż my sami widzimy. I wierzę, że widzieli dobrze.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki