Znamy się kilka lat. Po obu stronach tylko życzliwość. Obecność na niedzielnych Mszach wzorowa. Niestety, Danuta i Jacek do stołu Pańskiego nie mogą przystępować. Rozmawiając kiedyś na ten temat, sam zachęciłem ich do starania się o stwierdzenie nieważności małżeństwa. Podjęli tę zachętę i rozpoczęli działanie w tym kierunku. I tak trwa to już... pięć lat. Dlaczego aż tak długo? No właśnie, tu jest problem.
*
Niejeden dziekan, otrzymując „hurtowo” koperty z sądu biskupiego z dokumentami do przesłuchania świadków w sprawie o nieważność małżeństwa, niekiedy po miesiącu czy dwóch przekazywał je proboszczom. I tak sprawy o nieważność małżeństwa potrafią ciągnąć się wiele lat. Jest w tym część winy nas, kapłanów. Dlaczego? Spraw ludzi, którzy chcą po Bożemu ułożyć sobie drugie małżeństwo jest coraz więcej. I dla nas pracy z tym związanej jest coraz więcej. Na przesłuchanie jednego świadka często nie wystarczy jedna godzina. My, kapłani, musimy niekiedy stawiać pytania krępujące obie strony, np. kto i kiedy zaproponował współżycie seksualne? Jeżeli było ono nieudane, to z jakiego powodu? I tak dalej. Bywa, że niektórzy księża nie dają wiary, że w sprawie konkretnego małżeństwa można wydać orzeczenie o jego nieważności. Takie myślenie zawiera pewien subiektywizm. Przecież nieważność małżeństwa stwierdzić może tylko i wyłącznie sąd biskupi. My, kapłani, mamy wyłącznie przeprowadzić przesłuchania świadków i stron. Nic więcej. Zdarza się, że ksiądz jeszcze przed rozpoczęciem jakichkolwiek działań w sądzie biskupim już wypowiada wobec zainteresowanych opinię, że... to się da załatwić... teraz te sprawy idą szybko... Nic bardziej zgubnego, jak wydawanie opinii, które robią nadzieję bez jakichkolwiek obiektywnych faktów czy przesłanek. Nie tylko ja, ale wielu księży wśród swoich bliskich i przyjaciół ma małżeństwa niesakramentalne. Bywa, że razem martwimy się takim stanem rzeczy. Dotykamy dramatu ludzi, których życie tak właśnie się potoczyło... Podtrzymujemy na duchu. Zachęcamy do dobra i wiary w Boże Miłosierdzie. Modlimy się. I cóż więcej można...?
Kończąc ten jedyny w swoim rodzaju felieton, bardzo proszę braci kapłanów o sumienne podejście do tej pracy, którą nam sąd biskupi zleca. Zróbmy zawsze na czas i dobrze to, co do nas należy.