Z arcybiskupem Astany Tomaszem Petą, posługującym od piętnastu lat w Kazachstanie,
rozmawia Michał Bondyra
W Kazachstanie - byłej republice radzieckiej - komunizm przez dziesiątki lat próbował wykorzeniać wiarę. Jak to wygląda w niepodległym dziś kraju?
- Czternaście lat temu wraz z uzyskaniem niepodległości ludzie odzyskali też wolność religijną. Dzięki temu dziś bez strachu mogą wyznawać swoją wiarę.
W co zatem wierzą mieszkańcy Kazachstanu?
- Niecałe 60 proc. z 15 milionów ludzi zamieszkujących Kazachstan to muzułmanie, 30 proc. to prawosławni, reszta zaś to wyznawcy innych religii, bądź ci, którzy jeszcze nie odnaleźli własnej drogi do Boga. Pamiętajmy jednak, że przytaczając te liczby, mówimy tu o korzeniach, a nie o tych, którzy regularnie przekraczają progi świątyń.
A jak wygląda kwestia katolików?
- Jest ich tu niewielu, zaledwie trzysta tysięcy, a więc 2 proc. całej populacji tego kraju. - Trudno powiedzieć ilu z nich praktykuje. Nie mamy dokładnych danych, bo nie wszędzie jeszcze dotarliśmy. W całym kraju jest tylko 82 kapłanów i około 100 sióstr zakonnych.
Patrząc na liczbę różnych wyznań i narodowości, Kazachstan jest swoistym tyglem kulturowym. Czy zatem na tle religijnym lub narodowościowym nie dochodzi tu do konfliktów?
- W Kazachstanie żyje około stu dwudziestu różnych narodowości, które stanowią 50 proc. populacji. Drugą połowę stanowią Kazachowie. Przez to też jest bardzo wiele religii i wyznań. Nie dochodzi tu jednak do żadnych spięć, wręcz przeciwnie, Kazachstan, co podkreślał śp. Jan Paweł II podczas swej wizyty w 2001 roku, jest przykładem pokojowego współistnienia wielu nacji i religii. Zresztą dwa lata temu muzułmański prezydent Kazachstanu, na wzór spotkań w Asyżu, zorganizował Kongres Religii Świata. Obecni na nim byli przedstawiciele wszystkich wielkich religii świata, na czele z delegacją z Watykanu pod przewodnictwem kardynała Tonko.
Wracając jednak do Kościoła katolickiego. W przekazach telewizyjnych przewijają się obrazy osób starszych modlących się w kościołach. A co z młodzieżą? Czy ona także uczestniczy w życiu religijnym kazachskiego Kościoła?
- W naszych parafiach modlą się wierni w bardzo różnym wieku. Co do młodzieży i dzieci, to w naszym sanktuarium narodowym Matki Bożej Królowej Pokoju w Odziornoje, w północnym Kazachstanie, od sześciu lat odbywają się spotkania młodzieży z parafii całego kraju. Pomimo problemów z dojazdem i trudną sytuacją materialną, co roku w sierpniu spotyka się tam od 300 do 400 młodych ludzi. Młodzi jeżdżą też na pielgrzymki do Wiornoje oraz do Matki Boskiej Częstochowskiej. Stale uczestniczą też we Mszach Świętych, adoracjach Najświętszego Sakramentu oraz w modlitwie różańcowej.
Wspomniał Ksiądz Biskup o Różańcu. Mamy październik - miesiąc różańcowy, Czy w Kazachstanie jest on także poświęcony tej modlitwie?
- Ogólna pobożność w parafiach skoncentrowana jest właśnie na Różańcu i na adoracji Najświętszego Sakramentu. Różaniec odmawiany jest przed każdą Mszą św., nie tylko w październiku, ale przez cały rok. Podobnie jest z adoracją. W wielu parafiach wierni adorują Pana Jezusa pół godziny przed Eucharystią. Są jednak i takie kościoły, gdzie Chrystus adorowany jest przez cały dzień, a nawet całą dobę.
Powróćmy jednak do Różańca. Skąd to wielkie przywiązanie kazachskich katolików do tej modlitwy?
- Różaniec nie jest traktowany jako październikowa modlitwa, ale jako głębokie spotkanie z Panem Bogiem, przygotowujące do jeszcze głębszego - Eucharystii. Tu przez dziesiątki lat nie było niczego poza nim. Nie było kapłanów, dostępu do sakramentów. Różaniec stał się w Kazachstanie fundamentem Kościoła katolickiego, który wiele pokoleń przeprowadził przez okres prześladowań i mimo represji pomógł zachować im wiarę katolicką. Dziś, w okresie wolności, odejście od Różańca oznaczałoby przekreślenie swoich korzeni. To niesamowite uczucie, kiedy na godzinę przed niedzielną Mszą św. w katedrze spora grupa ludzi w różnym wieku czeka na Różaniec i adorację. Mogliby przyjść tylko na Eucharystię, ale oni by czuli, że czegoś im brakuje, że coś stracili...
Po Mszy św. też od razu nikt nie wychodzi, jak to ma miejsce w wielu polskich kościołach...
- Tak to prawda. Po Mszy wszyscy najpierw śpiewają pieśni, później razem się modlą. Nikomu się nie spieszy, a ludzie cieszą się wspólną obecnością na modlitwie.