Ksiądz odpowiada
ks. Jan
Fot.
(...) Od kilku lat obserwuję w mojej rodzinnej parafii bardzo przykre zjawisko. Kiedy tylko jest uroczysta Msza z okazji jakiegoś parafialnego święta, w kościele jest zdecydowanie mniej ludzi. Nie dotyczy to świąt Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, ale odpustu, wizyty biskupa, Mszy okolicznościowej, na którą proboszcz szczególnie zaprasza. Wtedy naprawdę jest mniej ludzi niż normalnie....
(...) Od kilku lat obserwuję w mojej rodzinnej parafii bardzo przykre zjawisko. Kiedy tylko jest uroczysta Msza z okazji jakiegoś parafialnego święta, w kościele jest zdecydowanie mniej ludzi. Nie dotyczy to świąt Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, ale odpustu, wizyty biskupa, Mszy okolicznościowej, na którą proboszcz szczególnie zaprasza. Wtedy naprawdę jest mniej ludzi niż normalnie. Widziałem, jak ostatnio proboszczowi było rzeczywiście przykro, kiedy na odpust przyszła garstka osób. Rozmawiałem ze znajomymi i w innych parafiach dzieje się podobnie. Dlaczego tak jest? Przecież w ten sposób giną nasze polskie zwyczaje i tradycje! Dlaczego ludzie nie chcą razem świętować?
Szymon
Bardzo trafna uwaga. Rzeczywiście, od pewnego czasu obserwujemy taką tendencję i jesteśmy nią poważnie zaniepokojeni. Piszę w liczbie mnogiej, bo myślę o całym środowisku kapłańskim. Gorzej, my czujemy się wobec tego zjawiska bezsilni. Trudno znaleźć i zrozumieć jego przyczyny. Nie wiemy, co można zrobić, by to zmienić.
Na naszych oczach dokonuje się rewolucja obyczajowa. "Rewolucja" to właściwe słowo. Najpierw dlatego, że zmiany dokonują się tak gwałtownie, szybko. I jak w większości rewolucji, nie niosą ze sobą zbyt wiele dobra. Poza tym tak naprawdę trudno przewidzieć, w jakim kierunku one pójdą. Przez długie lata ludzie wierzyli w postęp, nie tylko techniczny. Wierzyli, że ludzkość stanie się lepsza, że mniej będzie chorób, wojen, niesprawiedliwości społecznej, chciwości; więcej solidarności, wzajemnej pomocy, zrozumienia, tolerancji. Zamiast tego coraz bardziej sami się siebie boimy.
Ludzie nie chcą i nie potrafią przeżywać we wspólnocie intymnych wzruszeń, jakimi są przeżycia religijne. Koncerty, zabawy, mecze, demonstracje tak, ale wspólna modlitwa nie. A z drugiej strony, doświadczyliśmy choroby i śmierci Ojca Świętego, które były przyczyną wielu masowych religijnych spotkań. Jak to wytłumaczyć?
Najprościej można by pomyśleć, że uroczystości tego rodzaju cieszą się złą sławą, ponieważ wtedy Msza Święta trwa dłużej. Może za mocno kojarzy się nam taka kościelna uroczystość z brakiem spontaniczności, oficjalną stroną religijności? Może wydaje się nam, że przy takich okazjach brakuje autentyczności? Może po prostu przestaliśmy rozumieć sens wymiaru życia religijnego? Może, może, może...
Na pewno jednym z ważnych powodów takiego stanu rzeczy jest ciągłe wmawianie ludziom przekonania, że religia to prywatna sprawa każdego człowieka. Tak, przekonania religijne są kwestią osobistego wyboru i wolności sumienia. Mają też jednak wymiar społeczny, o którym nie można zapominać. Chrześcijanin jest wręcz powołany do publicznego dawania świadectwa swej wierze, do przeżywania jej we wspólnocie. Poza Kościołem nie ma zbawienia. W nim znajduje on swoją pełnię przyjaźni między Bogiem a człowiekiem. Nie wolno nam o tym zapomnieć!
Pan Jezus zostawia nam sposoby przezwyciężania wszelkich złych zjawisk we wspólnocie Kościoła. Są to modlitwa, post i ofiara. To jest podpowiedź dla nas wszystkich zatroskanych o przyszłość owczarni Pańskiej.