Logo Przewdonik Katolicki

Świątecznie i kinowo

Natalia Budzyńska
Fot.

Co roku w okolicach Bożego Narodzenia kina oferują cały zestaw świątecznych filmów, które istnieją na ekranach zaledwie kilka tygodni. Wydawałoby się więc, że powinny być na tyle dobre, żeby przez ten krótki czas mogły na siebie zarobić. W tym roku mamy filmy dla każdego: dla "grzecznych", dla "niegrzecznych" i dla dzieci. Czy warto je obejrzeć urywając trochę czasu na relaks w...

Co roku w okolicach Bożego Narodzenia kina oferują cały zestaw świątecznych filmów, które istnieją na ekranach zaledwie kilka tygodni. Wydawałoby się więc, że powinny być na tyle dobre, żeby przez ten krótki czas mogły na siebie zarobić. W tym roku mamy filmy dla każdego: dla "grzecznych", dla "niegrzecznych" i dla dzieci. Czy warto je obejrzeć urywając trochę czasu na relaks w przedświątecznym szaleństwie?



Amerykańskie filmy są robione z taką myślą, aby nie urazić żadnej mniejszości, która może nawet jest już większością. Dlatego mimo, że mówimy o świętach Bożego Narodzenia, to nie jest powiedziane o jakiego Boga chodzi. Może być jakikolwiek, byle nie uraził żyda, muzułmanina, buddysty i ateisty. Żeby było wszystko jasne: mówiąc o Świętym Mikołaju mamy na myśli wielkiego i grubego krasnala z białą brodą, który mieszka w Laponii lub w centrum handlowym. Święta to po angielsku już nie "Merry Christmas", ale "Holliday". Tylko w takiej sytuacji można stroić domy, sklepy i ulice, obdarowywać się prezentami i zasiadać do kolacji oraz śpiewać "Jingle bells" - nikt nie poczuje się urażony i oto jest święto dla wszystkich. Te obserwacje są tylko wstępem, abyśmy nie oczekiwali rzeczy niemożliwych po tzw. filmach świątecznych.

Cyfrowe dzieci



"Ekspres polarny" reklamowany jako familijny jest chyba filmem życia Toma Hanksa, bo zagrał w aż sześciu rolach! Stworzonych cyfrowo. "Ekspres polarny" jest filmem całkowicie cyfrowym, co dla jednych jest zaletą, dla innych nie. Reżyser Robert Zemeckis ("Kto wrobił królika Rogera", "Forrest Gump") wykorzystał najświeższe możliwości rejestrowania i przetwarzania obrazu filmowego. Dzięki temu możemy wręcz uczestniczyć w szalonej podróży pociągiem po najbardziej zadziwiających okolicach przy szalejącej burzy śnieżnej i wichrze. Tak zbliżone do realnych przestrzenie robią wrażenie. Myślę, że to wrażenie jest jedynym jakie dorosły wyniesie z całego filmu. Dzieciom może spodobać się więcej, wszak wiadomo, że są mniej krytyczne. Trzeba się przyzwyczaić do cyfrowych postaci - mi niestety było trudno. Mimo, że pod animacje podłożone były prawdziwe kreacje aktorskie, to jednak to nie to: ani to żywy człowiek, ani rysunkowy. Powstaje jakiś komputerowy "frankenstein" - bardzo przepraszam.
Kiedy pociąg w końcu dojeżdża do Bieguna okazuje się, że Mikołaj mieszka w przemysłowym mieście przypominającym Katowice (tyle, że dymy z kominów są kolorowe) i otoczony jest gromadą brzydkich zminiaturyzowanych "mikołajków". Pod koniec filmu rządzą morały. Wypowiadają je Mikołaj i Tom Hanks jako Konduktor. Cyfrowe dzieci są wdzięczne za te pouczenia. Są dobre i zaprzyjaźnione wbrew barierom majątkowym i rasowym. Moja córka była zadowolona, a ja nadal marzę o dobrym, niebanalnym świątecznym kinie familijnym. Dla odmiany, po słodkim i sentymentalnym wizerunku Mikołaja (specjalnie nie piszę "Świętego") obejrzałam film dla dorosłych. Zdecydowanie dla dorosłych.

Niegrzeczny Mikołaj



Film "Zły Mikołaj" jest reklamowany jako obraz braci Coen. W rzeczywistości wkład Coenów jest tylko producencki, reżyserował go Terry Zwigoff. Na pierwszy rzut oka film jest obrazoburczy. Choć to czarna komedia, to jednak może urazić ukazaniem całej świątecznej otoczki w krzywym zwierciadle. Wielu Amerykanów obraziło się obrazem Mikołaja, który klnie jak szewc, bezustannie pije (wcale nie coca colę), nie lubi dzieci, za to bardzo lubi płeć przeciwną. To oczywiście nie sprawka Mikołaja tylko Williego (Billy Bob Thornton), który co roku zakłada na siebie odpowiedni strój i zarabiając w ten sposób w centrach handlowych przy okazji "załatwia" sobie zarobek innego rodzaju. Jest zwykłym złodziejem. I tak co roku. Reżyser mówił w wywiadach: "Świąteczne filmy realizowane z myślą o widzach, którzy do kina pójdą w Boże Narodzenie, są na ogół sentymentalnymi historiami o miłości. Ten scenariusz dawał możliwość ukazania w krzywym zwierciadle prawdy o nastroju panującym powszechnie w Święta". Ale oprócz tego, że film wyśmiewa najnowsze obyczaje świąteczne, to znaczy niepohamowaną konsumpcję, to jednak jest trochę sentymentalny: zły Mikołaj zmienia się pod wpływem bezinteresownej miłości osieroconego dziecka. Billy Bob Thornton jest tak ohydny w tym filmie, że boję się, że już zawsze będę patrzeć na niego przez pryzmat tej roli. Dostał za nią zresztą nominację do Złotego Globu. Jeśli ktoś nie rozumie i nie lubi humoru Tarantino i Coenów, niech sobie daruje "Złego Mikołaja" i nie martwi się: również dla niego znajdzie się coś "świątecznego".

Dobry sentymentalizm



"Święta last minute" są idealne dla utrudzonych gospodyń domowych, na które obowiązki domowe zwaliły się z siłą wodospadu i wobec tego w geście rozpaczy postanowiły wyjść z domu i zostawić wszystko (karpie, uszka do barszczu, makowiec i rozbitą gwiazdkę choinkową) na pastwę losu. Po obejrzeniu gwarantuję przypływ sił i wzrost wiary w sens rodzinnych spotkań przy stole. Co ciekawe, to film z rodzaju tych sentymentalnych i pełnych rodzinnego ciepła, o których z pogardą mówił reżyser "Złego Mikołaja", a jednak pewna cecha tych dwóch różnych filmów jest wspólna. "Amerykanie!" - wołają filmy - "Obudźcie się! W Świętach zakupy nie są najważniejsze! Ani choinki, ani jedzenie! Rozejrzyj się, nie jesteś sam! Najważniejszy jest drugi człowiek!".
Otóż "Święta last minute" to bardzo ciepła i sympatyczna komedia o małżeństwie w średnim wieku (Jamie Lee Curtis i Tim Allen, których znamy z "Rybki zwanej Wandą" oraz ze "Śniętego Mikołaja"), którzy myśleli, że Święta to tylko bezsensowna otoczka, z której można zrezygnować. Okazuje się jednak, że jeśli ta otoczka czemuś służy to wcale nie jest zła. "Film ma wyraźne przesłanie - święta to nie tylko kupowanie choinki i prezentów. To przede wszystkim rodzina, przyjaciele i jedyne w swoim rodzaju chwile, które będziemy długo pamiętać".
I ten film, niespodziewanie dla siebie samej, polecam jako okołoświąteczną rozrywkę. Trochę sentymentalizmu nie zaszkodzi.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki