Z okazji okrągłej rocznicy zdania matury zorganizowano spotkanie, na które zaproszono między innymi dawnego katechetę. Jak to na takich spotkaniach bywa, dużo jest radości i wspomnień. Rzadko, ale mają miejsce także zdarzenia czy epizody bardzo poważne i wymowne, do których należy na pewno niżej opisany.
Katechezy w tej klasie były bardzo trudne. Część młodzieży, konkretnie jedna dziewczyna i trzech chłopców, dość skutecznie utrudniała przeprowadzanie lekcji religii. Nie pomogły interwencje u rodziców. Czas minął i katecheza się skończyła. Na późniejszym zjeździe klasowym jednak do niej wrócono. Jeden z owej trójki katechizowanych przyszedł do księdza, by go po latach przeprosić za złe, destrukcyjne zachowanie. Powiedział jednak coś niezwykłego: "Nie wiem, czy ksiądz wie, że mój kolega Witek już nie żyje. Zmarł przed kilku laty. Rozmawialiśmy nie raz, jak księdza przeprosić za to wszystko. Wiem, że on przed śmiercią zdążył to zrobić. Ja chcę zrobić to teraz..."
Jeśli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi. Rz 12,18
Rozpoczęliśmy Adwent, czas radosnego przygotowania na Boże Narodzenie. Nie tylko w świecie handlu, ale także w domach i rodzinach z tygodnia na tydzień wzrasta atmosfera świąt. Myślimy o prezentach, gościach, odwiedzinach... także o porządkach i zakupach. Chyba mało, a może wcale, nie myślimy o... pojednaniu i prowadzącym do tego przeproszeniu. Często przy okazji łamania się opłatkiem słowo "przepraszam" bądź "przebaczam" wybrzmiewa, ale czy jest wówczas owocem wielu przemyśleń i modlitw, czy tylko chwilowym poruszeniem serca?
Pan Jezus przyszedł na świat, aby nas pojednać z Bogiem Ojcem. On za nas przeprosił Ojca za nasze grzechy. Jesteśmy zbawieni, bo Zbawiciel swoją śmiercią na krzyżu dokonał przebłagania. Boga przepraszamy poprzez przystępowanie do sakramentu pojednania. By jednak to pojednanie było naprawdę, a nie na niby, musi prowadzić do pogodzenia się z bliźnim, a więc do szczerego wypowiedzenia owych "sakramentalnych" słów: "przepraszam", "przebaczam". Trzeba z tym zdążyć na czas w dwojakim znaczeniu. Po pierwsze, zdążyć przed śmiercią swoją, bądź tego, kto od nas te słowa winien usłyszeć. Po drugie, zdążyć na te święta. Jest to zaś tym ważniejsze i konieczne, im trudniejsze, a miarą tego trudu jest wielkość krzywdy. Łatwo przebaczyć i przeprosić za małą krzywdę, o wiele trudniej za dużą krzywdę. Niekiedy bywa, że jedna ze stron nie chce podjąć wyciągniętej ręki na zgodę. Cóż, trzeba to wtedy zawierzyć Bogu i cieszyć się z tego, że swoje zrobiliśmy.
Wspomniani na początku panowie, dawniej uczniowie, nie raz rozmawiali na temat przeproszenia swojego katechety za swoje złe, naganne zachowanie. Obaj zdążyli to zrobić. Trzeba jednak pamiętać, że zdążyli, bo bardzo chcieli i pragnęli tego pojednania. Przed nami cały Adwent, oby i nam zależało na wzajemnym pojednaniu. Rozmawiajmy o tym, módlmy się o to i wykorzystujmy okazje, by zdążyć... każdy na swój czas. Szczęść Boże.