Ekonomiści mówią, że polska gospodarka może liczyć na ożywienie, jeżeli prężnie rozwijać się będzie gospodarka niemiecka. Tymczasem ta ostatnia, będąca jeszcze do niedawna kołem zamachowym Unii Europejskiej, przeżywa poważny kryzys.
Jeszcze nigdy w zjednoczonych Niemczech nastroje społeczne nie były tak złe jak obecnie. Opubliko-
wane 2 stycznia wyniki comiesięcznego sondażu „Deutschlandtrend”, wskazują, że aż 79 procent Niemców z niepokojem patrzy w przyszłość, zaś 59 procent obawia się, że ich standard życiowy w ciągu najbliższego roku obniży się.
Ponure nastroje społeczne są odzwierciedleniem sytuacji gospodarczej, w jakiej znalazły się Niemcy. Co prawda nadal pozostają gospodarczą potęgą, ale wskaźniki ekonomiczne są alarmujące.
Deutsche Wirtschaft
Już od 1994 roku Niemcy rozwijają się gospodarczo w średnim tempie 1,6 proc. rocznie – najwolniej ze wszystkich krajów Unii Europejskiej. W ubiegłym roku zanotowały nawet zerowy wzrost gospodarczy. Prognozy na ten rok nie są również zachwycające – optymistyczne mówią o 1,1 procent, pesymistyczne o 0,3 procent. wzrostu. Udział Niemiec w globalnym eksporcie spadł w ciągu ostatnich dziesięciu lat z 11,8 do 9,7 procent.
Prawdziwą plagę zaczynają stanowić bankructwa. W zeszłym roku było ich o jedną trzecią więcej niż w 2001, który i tak był już pod tym względem rekordowy. W związku z tym rośnie też bezrobocie – obecnie wynosi ono 10,1 procent, co oznacza, że bez pracy pozostaje 4,2 mln obywateli Niemiec. Problem ten dotyczy nie tylko małych i średnich przedsiębiorstw, lecz także gigantów. Na przykład w ostatnich miesiącach dwa wielkie banki – Deutsche Bank i Dresdner Bank – ogłosiły zwolnienia łącznie 25,5 tysiąca osób.
Wiele niemieckich firm, ze względu na wysokie koszty pracy, przenosi swą działalność poza granice. Nic dziwnego, skoro koszty pracy (pensja, ubezpieczenie społeczne i składka emerytalna) w niemieckim przemyśle wytwórczym są o 43 procent wyższe niż w brytyjskim i o 59 procent niż w hiszpańskim. Okazuje się więc, że rozbudowany system państwa opiekuńczego paraliżuje konkurencyjność niemieckiej gospodarki. Dla porównania: koszty opieki społecznej stanowią w Niemczech 24,2 procent zysku z pracy przeciętnego pracownika, podczas gdy w Wielkiej Brytanii tylko 15,5 procent.
Schröder jak Miller
Za zły stan gospodarki obwiniana jest głównie rządząca SPD oraz jej kanclerz Gerhard Schröder. O ile podczas wyborów parlamentarnych we wrześniu ubiegłego roku socjaldemokraci zdobyli 38,5 procent głosów, co dało im zwycięstwo, o tyle teraz mogą liczyć na zaledwie 31-procentowe poparcie. W sondażach popularności tracą do prowadzących chadeków już 16 proc. Jeszcze niżej upadły notowania gabinetu Schrödera – obecnie niezadowolonych z niego jest aż czterech na pięciu Niemców. Żaden niemiecki przywódca po II wojnie światowej nie stracił w tak krótkim czasie tak dużej części swego poparcia. Porównać to można do SLD i spadku poparcia dla rządu Leszka Millera w Polsce.
Opinię publiczną wzburzył zwłaszcza fakt, że przed ubiegłorocznymi wyborami kanclerz ukrył złe wiadomości na temat stanu państwowej kasy. Zdaniem niemieckich publicystów, każdy dyrektor firmy oszukujący w ten sposób radę nadzorczą musiałby trafić do więzienia.
W ostatnich miesiącach przybrały na sile protesty społeczne. Władzy dały się zwłaszcza we znaki strajki organizowane przez związek zawodowy Verdi. Mało brakowało, a doszło by do pierwszego od dziesięciu lat strajku generalnego w sektorze usług publicznych. 10 stycznia zdołano jednak zawrzeć porozumienie między rządem a związkowcami. Rząd na dwa lata kupił więc sobie spokój społeczny w zamian za podwyżki dla sfery budżetowej – 2,4 procent w 2003 i 2 procent w 2004 roku.
Oznacza to jednak poważne problemy dla budżetu. Podpisany przez kraje Unii Europejskiej Pakt Stabilizacji i Rozwoju nakłada na nie obowiązek utrzymywania deficytu budżetowego na poziomie niższym niż 3 procent rocznego produktu krajowego brutto. Kiedy pakt wchodził w życie, Niemcy jako europejscy liderzy pouczali inne państwa, by te nadmiernie nie zwiększały swego deficytu. Tymczasem w roku 2002 to właśnie Niemcy po raz drugi z rzędu nie wywiązały się ze swych zobowiązań – ich deficyt budżetowy sięgnął 3,75 procent PKB. Na początku tego roku Komisja Europejska zagroziła Berlinowi wielomiliardowymi karami, jeśli nie przedstawi szybko wiarygodnego programu, który zlikwidowałby problem finansów publicznych.
Na razie jednak jedyne pomysły socjaldemokratów ograniczają się do zwiększenia obciążeń podatkowych. Jak stwierdził prof. Meinhard Miegel, dyrektor Instytutu Gospodarki i Społeczeństwa w Bonn: „po wojnie tylko raz poziom obciążeń podatkami i składkami socjalnymi był wyższy niż teraz”. Mimo to przywódca frakcji SPD w Bundestagu proponuje wzrost podatku VAT, zaś inni liderzy socjaldemokracji, np. Sigmar Gabriel, chcieliby wprowadzić podatek majątkowy dla najbogatszych obywateli.
Wzburzeni zapowiedziami zwiększenia podatków są jednak nie tylko najbogatsi. Największym hitem niemieckich list przebojów jest piosenka, której wykonawca przedstawia kanclerza jako złodzieja świnek-skarbonek, a naśladując głos Schrödera, obiecuje Niemcom, że zedrze z nich ostatnie koszule. W odpowiedzi na apel piosenkarza każdego dnia przed Urząd Kanclerski ciężarówki przywożą tysiące starych koszul – prezent dla przywódcy od obywateli.
Bush jako Hitler
Okres kłopotów gospodarczych Niemiec zbiegł się w czasie z osłabieniem ich pozycji na arenie międzynarodowej. Ubiegłoroczne wybory Schröder wygrał głównie dzięki radykalnemu sprzeciwowi wobec planów udziału Niemiec w kampanii irackiej. Antyamerykańska retoryka kanclerza i jego ministrów (szefowa resortu sprawiedliwości porównała George’a W. Busha do Adolfa Hitlera) spowodowała oziębienie stosunków z USA. Nic więc dziwnego, że amerykańska administracja przestała liczyć się ze Schröderem jako ważną osobą w skali globalnej.
Zdaniem niemieckich komentatorów, ich kraj przestaje też odgrywać główną rolę w Unii Europejskiej, a warunki coraz częściej dyktują Francja i Wielka Brytania. Rozluźniły się także więzi z Rosją, gdyż po 11 września 2001 roku nastąpiło zbliżenie amerykańsko-rosyjskie i Moskwa nie potrzebuje już Berlina jako pośrednika w kontaktach z Waszyngtonem. Wzrosła także nieufność wobec Niemiec niektórych sąsiadów, zwłaszcza Czech, których zaniepokoiły żądania uchylenia dekretów Benesza. W sąsiedniej Austrii wybory parlamentarne pod koniec ubiegłego roku wygrali konserwatyści, zaś swój sukces zawdzięczali głównie temu, iż straszyli rodaków widmem rządów socjaldemokracji, a jako sztandarowy przykład podawali Niemcy Schrödera.
Opisując grudniowy szczyt Unii Europejskiej w Kopenhadze, korespondent „The Times” zauważył, że „właśnie polityczne niedomagania Niemiec – ślimaczy wzrost gospodarczy, niewydolność instytucji i, przede wszystkim zdezorientowany i coraz bardziej nieobliczalny przywódca – były ukrytym tematem szczytu”.
Mimo tych kłopotów Niemcy są nadal krajem, któremu wiele krajów pozazdrościć może silnej gospodarki. Zawdzięczają to głównie swemu nawykowi pracowitości, precyzji, wysokim standardom zawodowym czy też funkcjonującemu nieźle systemowi czeladniczemu. Problem zaczyna się wtedy, gdy ducha przedsiębiorczości hamują etatystyczne restrykcje, a tych ostatnich socjaldemokracja namnożyła wiele. Czy niemiecki system gospodarczy okaże się zdolny do autokorekty – pokaże czas.