Jest wykonany z żelaza, ma siedemdziesiąt centymetrów długości i… według Jana Długosza, mógł kiedyś należeć nawet do samego św. Piotra. Jeszcze w początkach XVIII wieku poznaniacy oglądali go tłumnie w czasie katedralnych procesji. Teraz spoczywa w szklanej muzealnej gablocie, gdzie na pewno ustępuje sławą włóczni św. Maurycego z wawelskiego muzeum, chociaż jest od niej znacznie starszy.
Jak miecz z pierwszego wieku naszej ery, który powstał i był używany we wschodnich prowincjach Cesarstwa Rzymskiego trafił do Poznania?
Chociaż badacze antycznego miecza różnie zapatrują się na tę sprawę jak i jego autentyczność, to nie sposób pominąć zapisów jednego z najsłynniejszych polskich kronikarzy - Jana Długosza. Dziejopis w "Katalogu biskupów poznańskich" zanotował, że miecz trafił do Poznania za sprawą papieża Stefana, który "by uczynić początki pobytu Jordana milszymi dla kleru i ludu polskiego, ofiarował mu miecz św. Piotra, którym apostoł, jak wierzą, miał uciąć uszy Malachiasza w Ogrodzie Oliwnym. Może ten sam miecz, a może inny zamiast tamtego pobłogosławił na pamiątkę tak świetnego czynu apostoła, aby Kościół w Polsce posiadał jawny klejnot, którym mógłby się poszczycić za sprawą kapłana Chrystusa i następcy Piotra, na chwałę i sławę św. Piotra."
Miecz, przez stulecia z pełnym szacunkiem noszony w katedralnych procesjach, spoczywa teraz w gablocie Muzeum Archidiecezjalnego w Poznaniu na Ostrowie Tumskim. W XVIII wieku stracił swoją procesyjną rolę, bowiem, mimo wszystko, jest to przecież jakiś symbol przemocy.