Matka Urszula szczerze miłowała Kościół i Ojca Świętego. Doskonale zdawała sobie sprawę z krzyża, który muszą dźwigać wszyscy kolejni Następcy Piotra; zwłaszcza ci, którym przychodzi prowadzić Kościół w czasach naznaczonych upadkiem wiary i obyczajów. Z kwietnia 1932 roku pochodzi takie oto rozważanie bł. Urszuli, poświęcone trudom papieskiego posługiwania:
(...) W sposób zastraszający szerzy się bezbożność, otwarta walka z Bogiem, więcej nawet - kult szatana. Spotykamy - a jest to już chleb powszedni - zupełną obojętność dla Boga, dla wiary. Ubolewamy nad coraz jawniejszym zanikiem skromności, a w konsekwencji wszelkiej moralności. Upada życie rodzinne, naruszona zostaje świętość i nierozerwalność małżeństwa. Całe narody czynią zakusy na to, co święte: prześladują wiarę, Kościół święty, zabijają, więżą, wypędzają kapłanów (...). Jaki to ból dla ojcowskiego serca Zastępcy Chrystusa na ziemi, który z Watykanu nieustannie czuwa nad powierzoną sobie owczarnią i któremu tak bliskie są wszystkie sprawy...
Tak często, niestety, nawet wśród katolików spotkać się można z obojętnością dla Głowy Kościoła. O, bo nie rozumiemy, że wielki krzyż dźwiga na swych barkach ten Sługa sług Bożych, że na tym krzyżu jego ciąży cały świat, że co minuta ze wschodu czy z zachodu, z południa czy z północy spadają nań nowe gromy, pod którymi ugiąć mu się nie wolno - bo on stać musi jak Maryja, Matka Jezusa, u stóp krzyża, stać samotny! On jeden, aby podtrzymywać wszystkich. Jakżebym pragnęła wlać w serca wasze czułą, dziecięcą miłość do naszego Ojca świętego!...
Niech co dzień wznosi się ku niebu z serc naszych ta modlitwa: "Abyś Ojca świętego w służbie świętej zachować i od złości wrogów uchronić raczył, Ciebie prosimy, wysłuchaj nas Panie!"