Nie mam wątpliwości, że obecna koalicja rządząca traktuje obecną opozycję z brutalnością nieznaną w dziejach III RP. Pozbawiła ją budżetowych pieniędzy za przewinienia, których w kolejnych kampaniach sama się dopuszczała. Poddała ją naciąganym śledztwom prokuratorskim, tyle że same represje były i są realne. Dopuściła się przy okazji wielokrotnych przekroczeń prawa, przejmując instytucje z naruszeniem przepisów i odmawiając uznania tych norm i sądowych wyroków, które pochodziły od ludzi, także sędziów, z poprzedniego rozdania. Dodajmy też usiłowania pozbawienia koncesji silnych prawicowych mediów, zwłaszcza stacji telewizyjnych.
Piszę o tym nieraz, w Polsce nie ma równych szans wyborczych. To jednak nie oznacza, abym miał się zgadzać z wszystkimi inicjatywami opozycyjnej prawicy. Oto jeden z przykładów. Prawicowe telewizje i portale triumfalnie obwieszczają, że aż 71 proc. ankietowanych popiera ustawodawczy pomysł Karola Nawrockiego, prezydenckiego kandydata PiS. Zażądał on wprowadzenia zasady pierwszeństwa Polaków przed cudzoziemcami w korzystaniu ze służby zdrowia.
Rzecz wynikła z powtarzanych wiele razy od masowego napływu wojennych uchodźców w roku 2022 plotkach, jakoby zdarzały się przypadki uprzywilejowania ukraińskich pacjentów. Czasem ogłaszali to nawet pod nazwiskiem antyukraińscy znani komentatorzy typu Łukasza Warzechy. Był z tymi rewelacjami jeden kłopot: brak konkretnych przykładów. To samo dotyczyło analogicznych twierdzeń odnoszących się do szkół. Z powodu niżu demograficznego nie ma w nich tłoku. Ukraińscy uczniowie ratują często nauczycieli przed bezrobociem.
Wieści dotyczące rzekomych nieprawidłowości w służbie zdrowia podchwycił Nawrocki. Na wiecach spotykał się z owacjami. Ale kiedy opowiadał o rzekomym pierwszeństwie Ukraińców w rozmowie z Krzysztofem Stanowskim w internetowym Kanale Zero, nie potrafił wskazać ani jednego takiego przypadku. Oczywiście Sławomir Mentzen też jest za „walką z ukraińskimi przywilejami”, Konfederacja była zresztą pierwsza w sianiu antyukraińskiego niepokoju. Ale ostatnio to niestety specjalność PiS, który na początku strasznej wojny ścigał się z innymi partiami na okazywanie uchodźcom życzliwości.
Przemyślmy to spokojnie. Mowa o osobach korzystających, jak rozumiem, z publicznej służby zdrowia. Żeby mieć do niej dostęp, trzeba być ubezpieczonym. Rozmawiamy więc o ludziach, którzy tu pracują, pomnażają polski dochód narodowy, płacą podatki, także składkę zdrowotną. Czy to sprawiedliwe, aby takich ludzi, gdy zachorują, spychać na koniec kolejki? Co byśmy powiedzieli, gdyby podobne zasady zastosowano w innych krajach wobec pracujących tam i ubezpieczonych Polaków? I jak miałoby to organizacyjnie wyglądać? Czy w ciągu jednego dnia zapisów do przychodni ukraińskim pacjentom kazałoby się czekać, choćby zgłaszali się pierwsi? Czy może w wielomiesięcznych kolejkach do specjalistów mieliby być zawsze za Polakami? To mogłoby oznaczać, że nie dostaną się do lekarza nigdy, bo Polaków w takich kolejkach będzie zawsze więcej…
Nie wiemy, bo nie istnieje żaden konkretny projekt. I pewnie nie powstanie – to tylko propagandowa figura na potrzeby kampanii prezydenckiej. A jednak budzi to mój smutek. Ludzie PiS-u sami mają wystarczająco dużo powodów, aby mieć poczucie dyskryminacji – tej politycznej. I nie przeszkadza im to w domaganiu się dyskryminowania innych. Dzieje się to na dokładkę akurat wtedy, kiedy Ukraina jest w marnym położeniu. Wspierająca ją wcześniej Ameryka chce ją teraz zmusić do upokarzających ustępstw wobec Władimira Putina.