Logo Przewdonik Katolicki

„Papież ubogich” i myśl, która trwoży

| 30.04.25r
fot. Magdalena Bartkiewicz

Przyjaciel ubogich, obrońca migrantów, opiekun bezdomnych – powtarzano w zachwycie po śmierci Franciszka i podczas jego pogrzebu. Przyznam, że trochę mnie to wzburza, bo przecież, jak przypomina Katechizm Kościoła katolickiego, „Jezus Chrystus rozpozna swoich wybranych po tym, co uczynili dla ubogich”.

Uwiera mnie zatem owo podkreślanie faktu, że w centrum nauczania Franciszka byli właśnie ubodzy. Dlaczego to dziwi, skoro Kościół na nauce Chrystusa jest zbudowany, Jego nauczania ma strzec, tym nauczaniem ma się kierować i krzewić aż po krańce ziemi? Czemu aż tak bardzo świat fascynuje się tą Franciszkową apoteozą ubogich i wszystkich żyjących na peryferiach – geograficznych czy egzystencjalnych – skoro przecież sam Jezus tłumaczył, że „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają”?

Czyżby poprzedni papieże, myślałem sobie, czegoś w tej dziedzinie zaniedbali? Chyba nie. Karol Wojtyła zaznaczał, że swoją decyzję o kapłaństwie zawdzięcza Adamowi Chmielowskiemu, który porzucił karierę malarską i jako Brat Albert wybrał ewangeliczny radykalizm, poświęcając się najuboższym. Jako metropolita krakowski mieszkał dosyć ubogo, a nazajutrz po wyborze na papieża w programowych przemówieniu do kardynałów wyrażał troskę o „kalekich, ubogich, chorych, utrudzonych i strapionych”. Jako Jan Paweł II przypomniał polskim księżom, by stylem życia byli bliscy przeciętnej, a nawet uboższej rodziny. Niezliczone były jego spotkania, pod różnymi szerokościami geograficznymi, z ubogimi w slumsach, przytułkach i innych miejscach skoncentrowanego ubóstwa. Ci ludzie zaś widzieli w nim obrońcę, orędownika praw, adwokata ich godności. W encyklice z 1987 r. – na progu ery galopującej globalizacji zysku – piętnował pogoń za „egoizmem, żądzą nadmiernego zysku i władzy”, upominając się o tych, którzy cierpią pod „nieznośnym ciężarem nędzy”.

Być może mniej spektakularny w swoich gestach wobec ubogich był Benedykt XVI, co wynikało też z jego introwertycznej osobowości. A jednak i on już w pierwszej encyklice akcentował, że miłość Boga nie może być oddzielona od miłości bliźniego, która leży u podstaw chrześcijaństwa.
Zastanawiam się więc, dlaczego to właśnie papież z Argentyny zapisał się w pamięci ludzkości jako przyjaciel i obrońca ubogich. Jedną z przyczyn upatrywałbym po prostu w nieznajomość faktu, że Kościół w swoim nauczaniu stawia człowieka ubogiego w centrum uwagi, a miłość bliźniego czyni wymogiem fundamentalnym. A może przyczyną jest niewiedza o pontyfikatach poprzedników Franciszka? A może fakt, że jego głos na temat ubogich wywołał w świecie tak wielkie wrażenie mówi nam coś szczególnie istotnego nie tyle o nauczaniu Kościoła i Franciszku, ile o świecie właśnie? Może świadczy o tym, że przybywa ludzi żyjących na peryferiach? Może dowodzi tego, że rosną zastępy zmarginalizowanych, samotnych i cierpiących biedę, nie tylko materialną zresztą? Może przyczyna aż tak powszechnego rezonansu papieskich słów odzwierciedla powszechną biedę naszego świata: deficyt miłości, zainteresowania, empatii?

Przypomnienie prawdy o tym, że Chrystus utożsamia się z maluczkimi okazało się dla świata rewelacją. Może dlatego – to moje ostatnie domniemanie – że świat takiego Kościoła na co dzień nie doświadcza? Oznaczałoby to, że Kościół jest dziś, po prostu, za mało ewangeliczny. Ta myśl zatrważa. Oby prowadziła do nawrócenia.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki