Logo Przewdonik Katolicki

Będzie jeszcze ciekawiej

Jacek Borkowicz
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Pomysł na błyskawiczny pokój – kosztem rezygnacji Ukrainy ze wschodnich terytoriów na rzecz Rosji oraz wieczystej rezygnacji z aspiracji do NATO? To się nie może udać

W pierwszych latach po II wojnie światowej pewna podhalańska gaździna, zapytana przez wczasowiczów z miasta o przyszłość Polski pod komunistami, odparła: „Jedne godajo ze nas utopio, drugie ze nas powieso. Dyć one nas zaprzikrzo” (Ale oni nas zanudzą). Komuniści nie rządzą już od dawna, lecz epoka przez nich zainaugurowana przetrwała o całe pokolenie dłużej, i to w wymiarze globalnym. Wszystko wskazuje jednak na to, że owa era zakończyła się definitywnie z dniem 6 listopada – kiedy wiadomym się stało, kto wygrał wybory w USA.
Zwycięstwo Donaldowi Trumpowi zapewniły głosy milionów „zwyczajnych” Amerykanów, aż do mdłości znudzonych liberalnymi frazesami, wtłaczanymi im do głów przez bogaczy i celebrytów. Mówiono im przez lata: bierzcie sprawy w swoje ręce, każdy z was jest kowalem swojego losu i każdy osobiście odpowiada za własny sukces lub klęskę. Ludzie widzą tymczasem, że system, który wygenerował klasę społeczną serwującą masom takie nauki, wcale nie działa równo na rzecz wszystkich. Przeciwnie – piętrzy nierówności. Lepiej żyje się tylko tym na górze, pozostali obywatele mają z roku na rok coraz gorzej. I już nie da się zasłaniać tej prawdy zwietrzałymi frazesami.
Drugim kluczem do wyjaśnienia zmiany jest kwestia bezpieczeństwa. Ludzie zdali sobie sprawę że „lepiej już było” i nie mają zbyt wielkich wymagań – chcą tylko, aby nie było jeszcze gorzej, znacznie gorzej. A to się niechybnie stanie, gdy światowy system stabilności zostanie skonfrontowany z wyzwaniami typu międzynarodowej wojny lub chaosu, zarówno w wymiarze populacyjnym, jak i gospodarczym. Tymczasem system, rzekomo tak dbający o „zabezpieczenia socjalne”, zafiksował się na tracących skuteczność procedurach, które zwykłemu człowiekowi poczucia bezpieczeństwa bynajmniej nie dodają. Różne są te lęki – zwykły człowiek w Ameryce boi się narkomana pukającego do drzwi, zwykły człowiek na Ukrainie boi się rosyjskiej rakiety. Ale łączy je jedno: malejąca wiara w to, że moje własne państwo uwolni mnie od strachu. Sam sobie muszę z nim radzić.
Trump wygrał, negliżując kłamstwa rządzącego establishmentu, ale jednocześnie sam zapowiada, że ma w ręku asy, dzięki którym jego kraj „znowu stanie się wielkim”, zaś świat odnajdzie drogę do pokoju. I tutaj się przeliczy, albowiem prawo nieprzewidywalności, a raczej „prawo znudzenia przewidywalnym”, które wyniosło go na fotel prezydencki, teraz – a właściwie od stycznia, kiedy to obejmie urząd – działać będzie przeciwko niemu.
Pierwszym sprawdzianem tego prawa szybko okaże się Ukraina. Pomysł na błyskawiczny pokój – kosztem rezygnacji tego państwa ze wschodnich terytoriów na rzecz Rosji oraz (co chyba nawet ważniejsze) wieczystej rezygnacji z aspiracji do NATO? Przecież to recepta nie na żaden pokój, lecz stuprocentową kapitulację Ukrainy! To się nie może udać. Ameryka, i owszem, ma możliwość naciskania na Kijów w postaci ograniczenia lub nawet całkowitego wstrzymania dostaw broni, ale nawet ten „bat” z pewnością na Kijów nie podziała. Wielka polityka, na szczęście, to nie tylko realizowanie woli wielkich tego świata. To także balans ciężarów i napięć jeszcze potężniejszych i niepowstrzymanych, jak górska lawina. Jak ona się teraz potoczy – tego oczywiście nie wiemy. Ale będzie ciekawie, głowa do góry!
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki