Logo Przewdonik Katolicki

Debata o areszcie tymczasowym

fot. Magdalena Bartkiewicz

Bohaterka rozmowy skarżyła się na warunki w areszcie, na bezmyślne reguły służby więziennej. Brzmiało to przekonująco. Rzecz w tym jednak, że te reguły nie powstały w ostatnich miesiącach.

Wypuszczenie z aresztu, po siedmiu miesiącach, ks. Michała Olszewskiego i dwóch dawnych urzędniczek resortu sprawiedliwości to zdarzenie, z którego można się tylko cieszyć. Prawicowe media świętują. Z kolei „Newsweek” drwi, pytając, czy na głowie księdza widać było cierniową koronę.
Tymczasem areszt był bezzasadny i to w świetle dawnych wypowiedzi Adama Bodnara, kiedy nie był jeszcze partyjnym funkcjonariuszem, a rzecznikiem praw obywatelskich. Metody traktowania, zwłaszcza u początków, jawią się jako podłe. Zakuwanie kapłana czy kobiet w zespolone kajdanki, rezerwowane dla najgroźniejszych przestępców, powinno niepokoić każdego. Podobnie trzymanie tych ludzi w niemal kompletniej izolacji, łącznie z niedopuszczaniem rodziny. Tymczasem liberalne i lewicowe media gotowe są ich bronić – w imię plemiennego odruchu. Dla ludzi kojarzonych z PiS nie ma krztyny humanitaryzmu. 
A zarazem… Panie nazywane z reguły „dwiema urzędniczkami” zyskały wreszcie nazwiska. Oglądałem wywiad z jedną z nich w Telewizji Republika. Rozmowę ciepłą i osobistą, prowadzoną przez główną prowadzącą tamtejsze wiadomości Danutę Holecką. Bohaterka rozmowy skarżyła się na warunki w areszcie, na bezmyślne reguły służby więziennej. Brzmiało to przekonująco.
Rzecz w tym jednak, że te reguły nie powstały w ostatnich miesiącach. Były takie same za władzy poprzedniej. Można też domniemywać, że kadry się nie zmieniły. Więcej nawet, pisowski rząd kładł nacisk na jak najtwardsze traktowanie więźniów, więc przy okazji i aresztantów. Choć przecież są ludźmi, którym nie udowodniono winy. Ba, mogą się okazać niewinni.
Sam sprzyjałem prawicowemu hasłu: „Więzienie to nie sanatorium”. Dziś powtarzają je bezrefleksyjnie posłowie obecnej koalicji. A ta zasada nie jest bezdyskusyjna ani nieograniczona. Kłopot w tym, że ludzie prawicy odkrywają to dopiero wtedy, kiedy represje dotykają jej ludzi. 
Czy pojawi się na ten temat refleksja wykraczająca poza doraźność? Oglądałem w innej prawicowej telewizji, WPolsce 24, wywiad z doktorem Michałem Sopińskim z Akademii Wymiaru Sprawiedliwości. Stanowczo sprzeciwiał się traktowaniu aresztu tymczasowego jako namiastki kary. Choć tak go traktuje w wielu wypadkach tak zwana opinia publiczna. 
Powinien być on stosowany wyjątkowo, kiedy rzeczywiście zachodzi groźba ucieczki czy mataczenia. Pan doktor ma w stu procentach rację. Notabene powtarzał to przez lata jak mantrę właśnie Bodnar. Zapowiadał nawet, jako minister, zmianę kodeksu postępowania karnego w tym kierunku. A równocześnie patronuje najgorszej formie aresztu wydobywczego. Bo dotyczy ludzi kojarzonych z politycznymi przeciwnikami.
To rażąca obłuda, ale czy dopuszcza się jej tylko strona obecnej koalicji? Doktor Sopiński powtarzał, słusznie, że takie było podejście każdej władzy.  Prowadząca nie przypomniała widzom, że PiS jeszcze zaostrzył kryteria stosowania aresztu tymczasowego. Do jego zastosowania wystarczy, za sprawą poprzedniej władzy, tylko jedna przesłanka: zagrożenie domniemanego czynu podejrzanego wysoką karą. Prawnicy z tym polemizują, ostatnio adwokaci trójki aresztantów, ale cóż z tego? Twarde prawo, ale prawo. Stosuje je dziś skwapliwie dawny krytyk tej zmiany, minister Bodnar. Przecież jego prokuratorzy wnioskowali, aby ksiądz i urzędniczki dalej siedzieli. To pani sędzia oparła się naciskowi.
Rzecz powinna być przedmiotem debaty i refleksji ponad ideowymi podziałami. Ale przecież w dzisiejszej, ba, także wczorajszej Polsce, to nieosiągalne. Strony zamieniają się rolami, kiedy trzeba bronić „swoich” przed „nieswoimi”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki