Tego dnia w Moskwie podpisano „Traktat o granicach i przyjaźni”, zawarty między hitlerowską III Rzeszą a Związkiem Sowieckim. Sygnowali go ministrowie spraw zagranicznych obu państw – ze strony niemieckiej Joachim von Ribbentrop, ze strony sowieckiej Wiaczesław Mołotow. Ci sami ludzie, w tym samym miejscu podpisali miesiąc wcześniej (23 sierpnia) osławiony pakt, nazwany później ich imieniem. Jednak rzeczywistymi architektami diabolicznego układu, który zaważył na historii Europy i świata, byli ich przełożeni – Adolf Hitler i Józef Stalin.
Ten drugi, do niedawna znany jako największy przeciwnik faszyzmu we wszelkiej postaci, już od marca 1939 r. dawał sygnały Hitlerowi, że gotów jest zapomnieć o ideologicznych przeszkodach i przystąpić do sojuszu dwóch państw, rządzonych formalnie przez „partie robotnicze” (bolszewicką i NSDAP). Według Stalina prawdziwym przeciwnikiem „ludzi pracy” stały się wtedy nie faszystowskie reżimy, lecz demokratyczne „państwa burżuazyjne”, na czele z Anglią, Francją i Stanami Zjednoczonymi. Hitler, szykujący się do wojny z Polską, z radością przyjął te umizgi. Pakt Ribbentrop-Mołotow utorował drogę do wspólnej agresji: Niemcy zaatakowały nas w tydzień później, Związek Sowiecki dwa tygodnie po Niemcach.
Doszli prawie do Warszawy
Istotę tego układu wyjaśniał tajny protokół, podpisany jednocześnie z podanym do publicznej wiadomości paktem, który mówił jedynie o wzajemnej nieagresji. A był to układ zbójecki, bowiem na mocy protokołu Stalin i Hitler podzielili między siebie wschodnią część Europy. Sowiecki dyktator zastrzegał dla siebie Finlandię, Estonię i Łotwę, a także część Rumunii – tę, która dzisiaj stanowi państwo mołdawskie. Hitler w tym układzie zadowolić się miał Litwą.
Najważniejszy był tu jednak podział przyszłego polskiego łupu. Obaj panowie rozgraniczyli go wzdłuż linii Wisły. Tak to właśnie miało wyglądać: o ile śródmieście Warszawy byłoby wówczas peryferiami III Rzeszy, leżąca po drugiej stronie rzeki Saska Kępa stanowiłaby pograniczny posterunek sowieckiego państwa.
Uderzenia 1 i 17 września prowadzone były dokładnie według tych wytycznych. Niemcy, których pancerne zagony rozpoczęły się wcześniej i miały większą siłę przebicia, w ciężkiej walce z Polakami zdążyli zapuścić się na tereny sowieckiej „strefy interesów”, lecz zgodnie z układem wycofali się stamtąd, ustępując pola Armii Czerwonej. Na tej zasadzie 25 września oddziały Wehrmachtu oddały Sowietom Zamość, który przez dwa tygodnie znajdował się pod zarządem sowieckim. Tego samego 25 września czerwonoarmiści wkroczyli do Chełma.
Na wschód od Warszawy leży miasteczko Kałuszyn. Dobrą szosą można dziś tam dotrzeć ze stolicy w 20 minut. Tam właśnie zdążyli dojść sowieccy żołnierze, zanim układ z 28 września, korygujący ustalenia sierpniowe, nie zatrzymał ich pochodu.
Sowieci wkroczyli do nas nie bez walki, toczyliśmy ją z najeźdźcą po obu stronach Bugu. Na Lubelszczyźnie generał Wilhelm Orlik-Rückemann, jeden z dowódców Korpusu Ochrony Pogranicza, stoczył z nimi bitwę pod Wytycznem. Tamże, pod Jabłonią i Milanowem, generał Franciszek Kleeberg powstrzymał czołowe kolumny Armii Czerwonej, zanim 6 października, wzięty w dwa ognie, nie został zmuszony do kapitulacji pod Kockiem przed Niemcami. Wreszcie legendarny „Hubal”, major Henryk Dobrzański, przekroczył Bug od wschodu w nieustannych potyczkach z wkraczającymi Sowietami.
Owocna współpraca
28 września kapitulowała Warszawa, zaś w Moskwie dokonano korekty świeżo nabytego łupu. Hitler „oddawał” Stalinowi Litwę, w zamian zaś ustępował z Lubelszczyzny, zgadzając się na przeniesienie niemiecko-sowieckiej granicy z linii Wisły na linię Bugu. Tym samym zasadnicza część etnicznych ziem polskich znalazła się pod panowaniem niemieckim, razem z niepodzieloną Warszawą. Hitler nosił się początkowo z zamiarem powołania tam marionetkowego państwa polskiego, mniej więcej na wzór Słowacji. Jednak stanowczo przeciwstawił się temu Stalin, dla którego jakakolwiek forma istnienia „białopolskiej” państwowości była niedopuszczalna.
Tajny protokół zawierał jednak znacznie więcej ciekawych punktów. Jednym z nich była współpraca Gestapo i NKWD w zwalczaniu polskiego ruchu niepodległościowego. Od jesieni 1939 aż do wiosny 1940 r. odbyło się nawet kilka wspólnych konferencji. Gestapowcy i enkawudziści spotykali się w Brześciu, Przemyślu, Zakopanem i Krakowie. Krwawym plonem tamtych ustaleń były represje wymierzone przeciw inteligencji: niemiecka AB-Aktion oraz sowieckie aresztowania i deportacje. Obie służby współpracowały także na innych polach, m.in. sprowadzając z Warszawy do Moskwy córkę Wandy Wasilewskiej, czołowej polskiej komunistki i dobrej znajomej Józefa Stalina.
Kolejnym sukcesem nazistowsko-sowieckiej współpracy było gospodarcze wsparcie Niemiec. To dzięki surowcom wydobywanym w kopalniach Donbasu i Syberii wojska Hitlera mogły z powodzeniem zaatakować Belgię, Holandię i Francję. Wreszcie wspomnieć trzeba o skonsumowaniu ustalonego podziału reszty wschodniej Europy. Zaledwie w miesiąc od pokonania Polski Sowieci zaatakowali Finlandię i tylko dzielny, kilkuletni opór Finów sprawił, że ZSRR nie pochłonęło całego kraju, zadowalając się jego wschodnią częścią (co trwa do dzisiaj). Litwę, Łotwę i Estonię Moskwa zaanektowała w czerwcu 1940 r., w tym samym roku oderwała też od Rumunii Besarabię (dzisiejsza Mołdawia). Był to prawdziwy początek ery, która zakończyła się dopiero w 1991 r., z momentem rozpadu Związku Sowieckiego.
Historyczny fałsz nadal obecny
Niestety, haniebne szczegóły „drugiego dna” paktu Ribbentrop-Mołotow znajdują się praktycznie poza zasięgiem potocznej świadomości. O ile 17 września – data rozpoczęcia sowieckiej agresji – po 1989 r. przestała być w Polsce tematem tabu, o tyle 28 września – dzień kończący miesiąc współpracy Moskwy i Berlina na nieco innych warunkach – nadal pozostaje szerzej nieznany. Uproszczona wersja historii mówi, że pakt Ribbentrop-Mołotow utrwalił granice na Bugu, rozszerzając stan posiadania sowieckich republik Ukrainy i Białorusi, zaś siłą historycznych następstw doprowadzając do takiego kształtu tej części Europy, jaki obowiązuje do dzisiaj. Jest to fałsz, gdyż 23 sierpnia w Moskwie ustalono podział całego regionu w sposób typowo złodziejski, dzieląc na pół stolicę Polski i nie licząc się przy tym z żadnymi argumentami etnicznymi. Te pojawiły się dopiero później, gdy granicę dwóch zaprzyjaźnionych państw przesunięto z linii Wisły na linię Bugu.
Ta powszechna niewiedza, nie wiadomo dlaczego, utrwalana była odgórnie nawet po odzyskaniu niepodległości. Dość powiedzieć, że przez pierwsze dwie dekady istnienia III RP wydawano szkolne atlasy historyczne, na których zasięg sowieckiej agresji w 1939 r. zaznaczono czerwonymi strzałkami tylko do Bugu – jak gdyby Armia Czerwona we wrześniu tamtego roku w ogóle owej rzeki nie przekraczała. To się na szczęście zmieniło, współczesne wydawnictwa pedagogiczne skorygowały ten błąd. Jednak w potocznej świadomości pokutuje on nadal.