Logo Przewdonik Katolicki

Przodownicy pracy

il. Agnieszka Robakowska

Mk 6, 30–34 Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie

Obraz zapracowanych apostołów silnie przemawia do naszej wyobraźni. Sami bowiem jesteśmy poddani swoistemu terrorowi wydajności, efektywności, maksymalizmu, włączamy się w wyścigi osiągnięć i produktywności. Nie mam tutaj na myśli wyłącznie wszechobecnie dokuczającego naszemu społeczeństwu pracoholizmu i przeświadczenia, że jeśli chcemy przetrwać, to nie mamy wyjścia – musimy stanąć do tej gonitwy za sukcesami, osiąganiem celów, zaspokajaniem ambicji. Rzecz w tym, że ta ciężka choroba naszych czasów dotyka również Kościół. My również stajemy do wyścigu. I w Kościele nie brakuje „przodowników pracy”. Cele może są inne, ale sposób ich osiągania – bardzo podobny.
„Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu”. Znamy to spalanie się w służbie Bogu i drugiemu człowiekowi. Bywa, że tak bardzo skupiamy się na pracy duszpasterskiej czy posłudze ewangelizacyjnej, że tracimy z oczu właściwy cel naszych wysiłków. Bo czy naszym celem jest poprawa statystyk powołaniowych, wypełnienie kościołów młodymi ludźmi, wzmocnienie społecznej roli Kościoła, przywrócenie nadszarpniętego autorytetu kapłanom, wspieranie misji, budowa kolejnych ośrodków i instytucji…? Można wymieniać wiele spraw, na których się koncentrujemy. Tymczasem najważniejsze jest zbawienie – nasze i innych. Być może Pan Bóg ma dzisiaj na to inny pomysł niż to, do czego się przez lata przyzwyczailiśmy i co wciąż próbujemy forsować jako najlepsze, najbardziej efektywne podejście do głoszenia Dobrej Nowiny?
Aby jednak usłyszeć to pytanie i odpowiedzieć na nie w sposób uczciwy i głęboki, potrzebny jest dystans. Trzeba zejść z kołowrotka spraw, który wciąż rządzi naszymi kolejnymi krokami. Trzeba odejść na pustkowie i zaczerpnąć tchu. Trzeba wreszcie się spotkać – z sobą samym, z ludźmi tworzącymi nasz świat i dzielącymi te same troski i odpowiedzialności, a wreszcie – i najważniejsze – z Bogiem. Możliwość zatrzymania się w biegu i podzielenia się ze sobą metodami i owocami naszej pracy, naszym entuzjazmem i zmęczeniem, radością i wypaleniem jest kluczowa. Drugi człowiek pokazuje nam inną perspektywę, wnosi swoją wrażliwość i doświadczenie, zadaje pytania, których w naszym zabieganiu nie jesteśmy w stanie usłyszeć, nie mówiąc o szukaniu odpowiedzi. Każdy robotnik Winnicy Pańskiej, każdy apostoł, każdy pasterz potrzebuje bezpiecznej przestrzeni, która da mu szansę na to, by stanął twarzą w twarz ze swoimi dylematami i pragnieniami, zweryfikował je i pogłębił.
Tę przestrzeń tworzy zarówno wspólnota, jak i nasza samotność przed Bogiem. Dlatego Jezus mówi: „Pójdźcie wy sami osobno na pustkowie”. Potrzebujemy zatrzymać się, oderwać od świata, by nie zapomnieć, czemu i Komu służymy, po co podejmujemy wysiłki, stajemy do kolejnych wyzwań, mocujemy się ze słabościami i znużeniem.
Potrzebujemy także zaakceptować prosty fakt, że nie jesteśmy Supermanami, ale zwyczajnymi ludźmi powołanymi do wielkich rzeczy. W naszym życiu jest miejsce na zmęczenie, poczucie, że obowiązki nas przerastają, a misja wydaje się wciąż trudna. To bardzo ludzkie doświadczenia. Jezus je rozumie. Patrzy z miłością na swoich współpracowników i chce zadbać o ich komfort i regenerację. Widzi też jednak tłumy ludzi wciąż spragnionych Jego słowa, potrzebujących Jego miłosierdzia, szukającego u Niego nadziei i uzdrowienia.
Jak czytamy dzisiaj, Pan zlitował się nad nimi i zaczął nauczać. Ewangelista nie pisze, że znów wysłał do nich swoich zmęczonych uczniów. Sam wyszedł z łodzi do tłumów. To dla nas bardzo ważna lekcja. Nie jesteśmy niezastąpieni w głoszeniu. Co więcej, ostatecznie głoszącym zawsze jest Pan, który może posłużyć się nami, ale może także znaleźć inne sposoby dotarcia do ludzi.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki