To jedno z tych słów, które w kościelnym języku wydają się tak oczywiste, że nie wymagają objaśnień ani uzasadnień. Okazuje się jednak, że wcale tak nie jest. Pokazały to m.in. komentarze w serwisie społecznościowym pod linkiem do artykułu o formacji dorosłych. „Co za koszmarne słowo – «formowanie»” – napisała internautka, dodając, że słychać w nim tylko i wyłącznie przemoc – jej zdaniem – jak w całym Kościele.
Wtórował jej mężczyzna, który napisał, że formuje się w garncarstwie glinę. „Co za parszywy termin upadlający człowieka!” – stwierdził, zaznaczając swoje emocje wykrzyknikiem. Ktoś inny pytał, co to niby jest formowanie. „Do jakiej postaci? Na jakiś wzór? I w końcu po co kogoś formować. Janczarów się formowało w różnych dyktaturach. Nie wystarczy opowiedzieć o Ewangelii krytycznie, dogłębnie?” – dopytywał. Jeszcze ktoś wytknął, że formacja to „uroszczenie prawa do formatowania ludzi”.
Były też inne głosy wśród ponad stu pięćdziesięciu komentarzy. Pewien internauta stwierdził, że „Formacja to jest coś, czego najbardziej brakuje”, zaznaczając, że powinna być ciągła i dotyczyć każdego chrześcijanina.
Czym więc jest ta formacja, która budzi dziś duże emocje, którą jedni uważają za zbędną i poniżającą, a inni za konieczną?
Trwałe wpływy
Polski termin pochodzi od łacińskiego słowa formatio, oznaczającego ukształtowanie albo utworzenie. Jak podpowiada Encyklopedia Katolicka, firmowana przez KUL, chodzi o wywieranie trwałych wpływów przez jedną osobę albo grupę lub instytucję na osobowość innego człowieka, w celu ukształtowania w nim (zgodnie z odpowiednim modelem) psychicznych struktur poznawczo-oceniających. Chodzi o przyjęcie przez człowieka systemu przekonań i systemu wartości oraz wytworzenia wypływających z nich „umiejętnych działań w określonym kierunku”.
Jak zauważył zmarły w lutym br. ks. Zbigniew Marek SJ z Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie, w opublikowanym dziesięć lat temu artykule wskazującym na Katechizm Kościoła katolickiego jako źródło formacji chrześcijanina, pojęcia tego używają przedstawiciele różnych dyscyplin naukowych. Stosują go m.in. pedagodzy, dla których formacja oznacza kształcenie i szerzenie oświaty lub kształtowanie, formowanie.
Według teologa i pedagoga z KUL, ks. Mariana Nowaka (przywołanego we wspomnianym artykule), formacja stanowi nie tylko (obok wychowania) podstawową kategorię pedagogiczną, ale wiąże się z kwestią „osiągania formy” (czyli dochodzenia do właściwej sobie postaci) oraz procesu wewnętrznego przemieniania się człowieka (metanoi). Co istotne, formacja wiąże się z wymiarem duchowym procesu wychowawczego poprzez kształtowanie sumienia osoby oraz budzenie jej świadomości. „Procesy te zachodzą we wnętrzu człowieka, angażując jego siły duchowe poprzez poznanie siebie, drugiego człowieka oraz całego otoczenia” – zaznaczył ks. Marek SJ.
Warunki do spełnienia
W niedługim haśle cytowana już Encyklopedia Katolicka nie zostawia wątpliwości, że formacja znajduje się u podłoża wychowania, zarówno rodzinnego, jak i szkolnego, a także duszpasterstwa, kształcenia, socjalizacji, psychoterapii i… działań politycznych. Zwraca też uwagę na ocenę moralną formacji. Nie zawsze jest ona pozytywna.
Jakie warunki musi spełniać formacja, aby zyskać moralną aprobatę? Po pierwsze, musi podmiotowo traktować osobę, którą poddaje się wpływom. Po drugie, jej celem musi być wszechstronny rozwój umysłowy i moralny człowieka oraz jego wewnętrzna wolność. Po trzecie, formacja powinna się odbywać za wiedzą i zgodą osoby, której dotyczy. Nie wystarczy jednak, że ma świadomość, iż jest obiektem formacji. Musi też znać jej cel, ów „model”, do ukształtowania którego formacja w każdym konkretnym przypadku zmierza.
Jeśli wszystkie te warunki nie są spełnione, formacja zamienia człowieka w przedmiot. Sięgając po różne techniki, takie jak pranie mózgu i manipulacja, ktoś, jakaś grupa lub instytucja, posługuje się formacją do osiągania własnych celów. Może się to zdarzyć także w Kościele. W ostatnich latach media obiegło wiele przykładów niemoralnego nadużywania formacji przez liderów
rozmaitych, mających aprobatę kościelnych władz, wspólnot, zarówno w Polsce, jak i na świecie. Przypuszczalnie jedną z przyczyn takich zdarzeń jest zbyt mała znajomość wśród świeckich, a także duchownych, zasad, jakimi powinna się kierować właściwa formacja chrześcijańska i katolicka.
Nie ma tego słowa
Niejednokrotnie jako przykład i wzór dobrze prowadzonej formacji wskazywana jest publiczna działalność Jezusa Chrystusa. Na przykład Tadeusz Hajduk SJ
w artykule opublikowanym na łamach czasopisma „Pastores” wskazał, że od początku swej działalności publicznej Jezus głosił Dobrą Nowinę na dwu poziomach: zarówno do tłumów, które się do Niego garnęły, jak i do małej wspólnoty uczniów, których dogłębnie formował. „Jezus zatem formuje jednocześnie wielkie rzesze ludzi i małą wspólnotę swoich najbliższych uczniów” – stwierdził.
Okazuje się jednak, że w całym Piśmie Świętym nie pojawia się pojęcie formacji ani formowania. Także w indeksie rzeczowym Katechizmu Kościoła katolickiego formacja nie została ujęta. Podobnie jak w YOUCAT. Katechizmie Kościoła katolickiego dla młodych. Choć termin wydaje się bardzo popularny i często stosowany, można spotkać w Kościele zarówno świeckich, jak i duchownych, którzy niechętnie po niego sięgają.
Powody mogą być różne. Jednym „formacja” kojarzy się przede wszystkim z wojskowością albo szerzej – ze służbami mundurowymi. Innym z geologią albo używanym w materializmie historycznym określeniem społeczeństwa na konkretnym etapie rozwoju. Niektórzy na dźwięk tego słowa najpierw myślą o kabarecie, który używa go w swej nazwie, albo o zespole muzycznym. To może wydawać się śmieszne, ale tak bywa.
Do szablonu i czasowo
Są również tacy, którzy (czasami odwołując się do własnych doświadczeń albo doświadczeń swych bliskich) słysząc o formacji w Kościele, kojarzą ją przede wszystkim z „formatowaniem”. Chodzi o takie kształtowanie, które ma na celu ukształtowanie i wpasowanie wszystkich osób, podlegających formacji w danej społeczności, do pewnego szablonu. To źle prowadzona formacja. Można o niej usłyszeć od niektórych księży, nie najlepiej wspominających lata przeżyte w seminarium duchownym, albo od sióstr z różnych zgromadzeń, opisujących sytuacje, w jakich się czasem znajdowały. Także świeccy, aktywni w ruchach, stowarzyszeniach, grupach parafialnych, opowiadają nieraz o tego rodzaju przypadkach.
Wspomniana na początku wymiana komentarzy w związku z artykułem o kształtowaniu dorosłych, opublikowanym w serwisie „Więzi”, pokazała jeszcze jeden problem związany z rozumieniem formacji. Dotyczy on dość powszechnego (kolejny raz, zarówno wśród świeckich, jak i duchownych), przekonania, że formacja w Kościele powinna trwać do jakiegoś momentu, a potem się zakończyć. Wśród internetowych wpisów pojawił się zarzut, że formacja dorosłych zakłada traktowanie ich jak dzieci, które trzeba wciąż wychowywać.
Można spotkać księży, którzy uważają, iż po skończeniu seminarium duchownego i przyjęciu święceń nie potrzebują więcej żadnej formacji i dlatego nie tylko nie korzystają z żadnych form umożliwiających rozwój intelektualny, ale potrafią przez kilkadziesiąt lat nie uczestniczyć w kapłańskich rekolekcjach.
To nie przywilej
W artykule, który wywołał tak liczne komentarze, teolożka z archidiecezji katowickiej, Magdalena Jóźwik, napisała, że formacja to „wspieranie procesu rozwoju życia chrześcijańskiego, by doprowadzić człowieka do ostatecznego celu, jakim jest świętość”. Podkreśliła, że formacja powinna być i duchowa, i ludzka, i intelektualna, ponieważ jeśli któregoś wymiaru brakuje, nie dochodzi do wewnętrznej integracji człowieka. „My zaś, jako Kościół, nieustannie się dziwimy, dlaczego nasze wysiłki formacyjne nie działają” – zauważyła.
W opublikowanej pod koniec 1988 r. posynodalnej adhortacji apostolskiej Christifideles laici św. Jan Paweł II napisał, że „formacja nie jest przywilejem zastrzeżonym tylko dla niektórych ludzi, ale prawem i obowiązkiem wszystkich”. Wygląda na to, że wciąż ten fakt nie przebił się do świadomości wielu katolików.