Znam tę sytuację z opowieści ojca, który przeżył w Warszawie całe powstanie. Tak działa przyzwyczajenie do życia pod bombami. Poza tym Kijów, siedziba naczelnych władz walczącego państwa, dysponuje najlepszą, to znaczy najszczelniejszą w kraju tarczą antyrakietową. Z reguły wszystkie rakiety są tu wyłapywane i strącane w powietrzu, zanim osiągną cel. Prawie wszystkie.
Tym razem, po wyjątkowo długiej, trwającej aż 44 dni przerwie, Władimir Putin poczęstował miasto 31 pociskami. Wszystkie na czas strącono. Głównie M „ileś-tam”, ale wśród odłamków znalazły się też szczątki „Kindżału” oraz „Iskandera”. Widziałem skutki upadku takiego odłamka – lej głębokości kilku metrów, kilkanaście samochodów wokół przysypanych ziemią. Padło na parking, w nocy, jak wiadomo, pusty. Co by było, gdyby trafiło w mieszkania?
Na wojnie jak na wojnie…
Kijów jest ludniejszy od Warszawy, liczy sobie trzy, może cztery miliony mieszkańców. Ile dokładnie, nie wiadomo – po frontalnym rosyjskim ataku część ludzi z miasta wyjechała, ale przybyli doń następni, głównie ze wschodu, z terytoriów okupowanych lub najbardziej zagrożonych wojną. Skalę stolicy Ukrainy można oszacować, oglądając ruch uliczny. Tysiące, dziesiątki tysięcy samochodów ciągnących głównymi ulicami. Jest ich tu, na oko, znacznie więcej niż w mojej rodzinnej Warszawie. Ale, o dziwo, nie ma tutaj korków, wozy ciągną powoli, lecz nie stają. Może to wynik wojennej dyscypliny kierowców?
W tej masie budynków nie widać zniszczeń od rosyjskich rakiet. Ale one są. Kiedy Niemcy bombardowali Londyn rakietami V-1, te przylatywały z wielkim hałasem, lecz straty powodowały relatywnie niewielkie. To się zmieniło, kiedy na brytyjską stolicę wypuszczono V-2. Ten cichy morderca potrafił w mig unicestwić całą kamienicę, wraz z jej mieszkańcami, ale ludzie żyjący dwa-trzy bloki dalej nic o tym nie wiedzieli, więc nie było paniki. Zbiorowy strach i realne zagrożenie to najczęściej dwa zbiory rozłączne.
Jednak na te kilka milionów część zawsze reaguje. W schronach i na stacjach metra nie ma tłoku, jak zimą 2022 roku, ale zawsze schodzą tam jacyś ludzie. Matki z małymi dziećmi, w obliczach których nie ma lęku, jest tylko przemożna chęć nieprzerywania snu. Młode panienki, siedzące na posadzce pod ścianą i bez radości przeglądające serwisy w smarftonach. Można by powiedzieć: normalnie, jak to bywa na przystankach metra. Ale to pozory. Tu wszyscy wiedzą, o co idzie gra. Tylko nikt już nie ma potrzeby zgrywania bohatera.
Poranny atak z 21 marca Rosjanie powtórzyli następnego dnia. W poniedziałek 25 marca rakiety nadleciały o godz. 10.30, już w pełnym świetle dnia – i w pełnym ruchu. Również tym razem udało się wszystkie strącić, lecz spadające odłamki wyrządziły większe szkody. Nie obyło się też bez ofiar.
15 milionów bez środków do życia
Za rogatkami Kijowa widok się zmienia, szczególnie na wschodnim, niżowym brzegu Dniepru. Wszystko tu znacznie uboższe i bardziej tymczasowe. Przy głównych szosach znaki wskazujące odległości nadal zamazane czarną farbą. To pamiątka po wiośnie 2022. Co chwila rzędy spalonych domów. Nikt ich nie odbudowuje, bo nie ma to sensu, póki trwa wojna.
I ludzie, kolejki ludzi stojących w punktach pomocy za produktami niezbędnymi do przeżycia. Tu liczy się przetrwanie. Jak w Makarowie, siedzibie gminy o zaludnieniu zbliżonym do Wrześni czy też Krotoszyna. Dwa lata temu środkiem miasteczka przez miesiąc biegła linia frontu. Przez ten miesiąc okupanci zamordowali 90 osób. Dalsze 160 ofiar to żołnierze padli na froncie. 250 ofiar na 30 tys. mieszkańców – to typowa skala strat, jeśli chodzi o zachodni, prawy brzeg Dniepru. Na lewym jest znacznie gorzej.
W Boryspolu, w kolejce, do której docieram, przeważnie nie stoją rodowici boryspolanie, ale uchodźcy ze wschodnich obwodów. Ci, którzy przyszli tutaj dosłownie z jedną plastikową torbą w ręku. Przeważnie osoby starsze, ale jest też młoda kobieta z dzieckiem w wózku. Pozostała piątka siedzi w bloku. Nie wypada zapytać, gdzie podziewa się mąż.
Te dzieci są ofiarami wojny w podwójnym znaczeniu tego słowa. Na Ukrainie pracują tylko szkoły dysponujące schronami. Ile schronów i w jakim czasie można wybudować w warunkach wojny? Tak wygląda sytuacja w regionach oddalonych od strefy walk, bo na obszarze przyfrontowym, co chyba oczywiste, w ogóle nie ma mowy o jakimkolwiek nauczaniu. W rezultacie nauki pozbawiona jest obecnie połowa ukraińskich dzieci. Tam, gdzie się da, wprowadzono nauczanie zdalne, ale po wioskach jest ono rzadkością.
Dorzućmy coś jeszcze ze statystyki. Osób w materialnej potrzebie, korzystających lub niekorzystających z charytatywnej pomocy, żyje na Ukrainie 15 mln ludzi. To 40 proc. obywateli mieszkających dzisiaj na nieokupowanych terytoriach. Wszystkie powyższe dane są sprawdzone, podaję je za wyliczeniami ukraińskiej Caritas, prowadzonej przez Cerkiew greckokatolicką.
Wszystkie dochody dla ludzi
Wspólnota greckokatolicka, zwarta wokół Lwowa i Tarnopola, w Kijowie jest niewielką mniejszością. Jednak spośród wspólnot religijnych to właśnie ona najbardziej zaangażowała się w dzieło charytatywnej pomocy. Katedra i przylegający do niej budynek patriarchatu (niedaleko hotelu „Bratysława”) to budowle nowe, postawione z solidnych materiałów. Ale widać, że niedokończone: schody nie mają poręczy, w ścianach widnieją otwory na niezainstalowane dotąd elektroniczne gadżety. Wszystkie środki archidiecezji idą na pomoc ludziom.
O wiele liczniejsza Ukraińska Cerkiew Prawosławna nie wykazuje nawet części tej aktywności. Nie wynika to bynajmniej z jakiegoś mniejszego poczucia patriotyzmu, prawosławni skupieni wokół UCP są tak samo zdeterminowani do walki z najeźdźcą. To sprawa głęboko zakorzenionych różnic kulturowych, nie ma tutaj miejsca, by je opisywać. Ale fakt pozostaje faktem.
Kniażycze to pierwsza wioska na wschód od Kijowa. Od wielkomiejskich bloków oddziela ją tylko las. Nad tym lasem strącana jest większość rosyjskich pocisków, miejscowi przestrzegają przed spacerem wśród sosen. Przy samym lesie stoi greckokatolickie seminarium duchowne. W 2022 r. do tego miejsca doszli Rosjanie, kleryków ewakuowano, ale budynku okupanci już nie zdążyli zająć. Dziś studiuje tutaj prawie setka młodych Ukraińców z różnych stron kraju. Jak wygląda ich formacja? Nie wiem, byłem tam tylko kilka godzin. Ale wiem jak się modlą. Będzie z nich przyszłość Ukrainy.
We wschodnim obrządku kleryk żeni się przed święceniami, potem już nie może. – Dyskretnie czuwamy także nad tymi dziewczynami – mówi mi rektor. – Uświadamiamy im, że wyjdą za mąż nie tylko za swojego chłopaka, ale i za całą przyszłą parafię.
Przy pożegnaniu jak zwykle uśmiechnięty rektor prosi o podziękowanie Polakom za pomoc, której Ukraińcy nigdy nie zapomną. A obecny kryzys? – Cóż, jeśli my przegramy, a wy zostaniecie sam na sam z Rosjanami, wasi rolnicy na granicy ich nie powstrzymają.