Logo Przewdonik Katolicki

Tak wygląda chaos

Jacek Borkowicz
Liderem gangów, które rządzą w haitańskiej stolicy, jest Jimmy „Barbecue” Cherizier, były policjant | fot. Giles Clarke/Getty Images

Od wieku jest jednym z najbiedniejszych państw świata, a 14 lat temu padło ofiarą trzęsienia ziemi, którego skutki odczuwa do dzisiaj. Państwo praktycznie nie działa, a władzę sprawują bandyci, którzy właśnie wypuścili z więzień cztery tysiące przestępców. Witamy na Haiti.

Rankiem w sobotę 2 marca śpiących jeszcze osadzonych w centralnym więzieniu w Port-au-Prince, stolicy Haiti, obudziły hałasy dochodzące od głównej bramy. Zanim zdążyli się zorientować, co się stało, do środka wtargnął tłum uzbrojonych mężczyzn. Po krótkiej wymianie strzałów ze strażnikami napastnicy rozbiegli się po korytarzach i pootwierali cele. Więźniowie zrozumieli, że są wolni. Hurmem ruszyli ku otwartej szeroko bramie.
W tym samym czasie podobne wypadki miały miejsce w drugim dużym więzieniu stolicy Haiti, noszącym malowniczą nazwę Krzyż Bukietów (Croix des Bouquets). W sumie z obu więzień Port-au-Prince uciekło wtedy prawie 4 tysiące skazanych.
Wyjścia na wolność odmówiło 99 Kolumbijczyków, odsiadujących karę za zabójstwo haitańskiego prezydenta. Ci ludzie wiedzą, co robią – choć ciąży na ich surowy wyrok, wolą siedzieć bezpiecznie w czterech ścianach swoich cel, niż ryzykować przypadkowe postrzelenie na ulicach, gdzie w obecnej chwili cena ludzkiego życia spadła prawie do zera.

Tonąca wysepka państwowości
W centrum stolicy pałac prezydencki, ongiś piękna budowla z białego marmuru, straszy zawalonym dachem i przekrzywioną kopułą. Ten stan rzeczy trwa już 14 lat i nikt jak dotąd nie potrafił go zmienić. Haiti, wyspiarskie państwo leżące na Karaibach, ma historycznego pecha. Nie dość, że od wieku plasuje się na czołówce czarnej listy najbiedniejszych państw świata, to jeszcze w 2010 r. padło ofiarą trzęsienia ziemi, najgorszego w historii tego kraju. Dotknięty kataklizmem ubogi kraj już nigdy nie podniósł się z ruin, mimo nieśmiałych prób międzynarodowej pomocy.
Co gorsza, równolegle z ruiną materialną postępuje degradacja państwa, a właściwie jego zanik. Dość powiedzieć, że w tej republice, chlubiącej się dwustuletnią historią niepodległości – na dodatek w pierwszym na świecie państwie typu europejskiego, wywalczonym i stworzonym przez samych czarnych wyzwoleńców – od 2016 r. nie było wyborów prezydenckich. W 2021 r., po zakończonej pierwszej kadencji, głowa państwa Jovenel Moïse ogłosił, że po prostu pozostaje na urzędzie. Niebawem zginął w zamachu i odtąd było już tylko gorzej. Realną władzę w kraju, a także na większości terytorium stolicy przejęły gangi przestępcze. Port-au-Prince nawiedziła plaga porwań. Jeśli tylko miałeś porządny garnitur lub nie daj Boże pędziłeś przez miasto własnym samochodem, twój los był przesądzony – na pierwszym lepszym skrzyżowaniu barykada, zamaskowani młodzieńcy z peemami wywlekają cię z wozu… O rabunkach, gwałtach i „przypadkowych” zabójstwach nawet nie ma co wspominać – wiadomo, czym kończy się takie nagłe osuwanie całego kraju w stan anarchii.
Za symboliczny moment można uznać przejęcie przez gangi centralnej dyspozytorni paliw, co stało się we wrześniu 2022 r. Gdy po dwóch miesiącach wojskom rządowym udało się wreszcie odbić ten strategiczny obiekt, w kraju trwała już epidemia cholery.
Centralne więzienie Port-au-Prince położone jest zaledwie 300 metrów od pałacu prezydenckiego. Do 2 marca było ono jednak pograniczną placówką państwa haitańskiego, podobnie jak Chreptiów pana Wołodyjowskiego. Przeciwległą pierzeją domów rządziły już gangi. Z drugiej strony tej oblężonej placówki, 700 metrów od pałacu, zaczynała się już władza innego gangu. Teraz wszystkie gangi, solidarnie, zalały tę ostatnią wysepkę państwowości w centrum stolicy.

Rodzina i Sojusznicy
Natura, także polityczna, próżni nie znosi, więc gdzie brak struktur państwa, władzę przejmują bandyci. Co więcej, na swój własny, ułomny sposób próbują oni władzę państwową zastąpić. Nie sposób przecież wszystkich obrabować i zgwałcić, jeśli jesteś jedyną siłą w promieniu obejmującym dziesiątki tysięcy ludzi, po prostu musisz jakoś się nimi zająć. W Port-au-Prince lokalne gangi szybko zaczęły łączyć się w „federacje”, te zaś w „konfederacje”. Przed kilkoma miesiącami na ich czele stanął Jimmy Cherizier, były policjant, szef najsilniejszego gangu w centrum stolicy. Mówią na niego „Barbecue”, gdyż – jak sam mówi – jego matka miała w okolicy budkę ze smażonymi kurczakami. Niektórzy mówią jednak półgłosem, że ten pseudonim wziął się z obyczaju palenia żywcem ludzi w ich własnych domach – o ile nie zapłacili okupu.
Cherizierowi udało się w krwawych walkach pokonać gangsterów z grupy G-Pep, rywalizującej o rządy nad stolicą. W obliczu tego zwycięstwa mniejsze gangi, jak Mawazos (Źli Chłopcy), Chen Mechan (Złe Psy, obie nazwy w miejscowym żargonie pochodzącym od francuskiego) czy też Cracheurs de feu (Plujący Ogniem) przyłączyły się „dobrowolnie” do najsilniejszego. Koalicja bandytów przybrała początkowo nazwę „G9” (od liczby gangów, ale teraz jest ich znacznie więcej, bo 20), obecnie przedstawia się jako „Rodzina i Sojusznicy”.
„Barbecue”, co było do przewidzenia, w końcu poczuł w sobie powołanie zbawcy narodu. W piątek, kilka godzin po otwarciu więzień, ogłosił się jedyną władzą w kraju i wezwał obywateli do wypowiedzenia posłuszeństwa rządowi – tam, gdzie jeszcze posiada on jakiekolwiek wpływy.

Unia Utrzymania Porządku
Można by w tym momencie zadać pytanie: jak do tego w ogóle doszło? Dlaczego obywatele godzą się z tą sytuacją? Otóż godzą się, bo nie widzą dobrego wyjścia. Naprzeciw gangsterów mają tylko skorumpowany rząd. Niepopularny premier Ariel Henry kilka miesięcy temu obiecał ludziom, że ustąpi przed 7 lutego tego roku. Obietnicę złamał. Teraz, w obliczu krachu, jeździ po świecie, namawiając rządy różnych krajów do wysłania na Haiti wojsk interwencyjnych. Jak na razie kilkuset żandarmów obiecała mu Kenia, po kilkudziesięciu wyspiarskie państewka Karaibów. Henry nie kwapi się do powrotu prosto w łapy „Barbecue”, zresztą w tej chwili bandyci walczą z wojskiem o stołeczne lotnisko. W imieniu premiera resztówką państwa rządzi Patrick Boivert, nominalnie minister finansów.
A „Barbecue”? Kiedy pełnił urząd policjanta, nie był lepszy, niż jest teraz. Kierował jednostką o nazwie „Unia Utrzymania Porządku”, nominalnie walczącą z anarchią. Jednak w jego nalotach na biedne dzielnice, siedlisko drobnej przestępczości, więcej od gangsterów ginęło niewinnych cywilów.
Sytuacja, w której zwykli ludzie, zmuszeni przemocą do skrajnych wyborów, godzą się na rządy bandytów, ponieważ legalna władza niewiele różni się od tych ostatnich – jest stanem desperacji. Wydaje się, że na Haiti już gorzej być nie może. Oby nie było to kolejnym złudzeniem.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki