Logo Przewdonik Katolicki

Szansa na pojednanie

ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny
fot. Piotr Łysakowski

Musimy zrozumieć, że bez pojednania nie ma mowy o przyszłości. Pojednanie zaś nie oznacza zapomnienia. Jest też czymś innym niż przebaczenie

W niedzielę, w którą oddajemy Czytelnikom do rąk ten numer „Przewodnika Katolickiego”, abp Stanisław Gądecki i abp Światosław Szewczuk ogłoszą wspólny list na temat pojednania między Polakami i Ukraińcami. Data nie jest przypadkowa. W tych dniach obchodzimy tragiczną rocznicę tzw. rzezi wołyńskiej. 11 lipca obchodzony jest w Polsce jako Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa. Od tamtych dramatycznych wydarzeń minęło 80 lat, rany jednak nie zostały wciąż zagojone, a oczekiwania zaspokojone.
Relacje mają to do siebie, że nigdy nie są łatwe. Są dwie strony i obie mają swoją interpretację tych samych wydarzeń. Nikt nie neguje faktów. Ukraińscy nacjonaliści wymordowali na Wołyniu Polaków. Politycy domagają się wyraźnego „przepraszam”, a także umożliwienia prowadzenia badań i ekshumacji na miejscu tragicznych zdarzeń. Ukraińcy, których poczucie tożsamości narodowej w ostatnich latach budowane jest od nowa, na wydarzenia patrzą z innej perspektywy, widząć je jako część większej, bardziej skomplikowanej historii między narodami polskim i ukraińskim. Naturalnie, nic nie usprawiedliwia przemocy, ale nie można też zamykać oczu na to, jak układały się relacje między Ukraińcami a Polakami w tamtym czasie i w tamtym regionie.
Jeden z komentatorów stwierdził ostatnio, że tematem Wołynia powinni się zająć historycy, a nie politycy. Ci drudzy bowiem chcą zazwyczaj wykorzystać okazję do zbicia politycznego kapitału. A jednak bez woli politycznej historycy nie będą mogli przystąpić do swojej pracy. Trudno więc uciec od problemu także na tym poziomie. Obserwując polską scenę polityczną można stwierdzić, że w znakomitej większości politycy zgadzają się co do tego, że z historią trzeba się uczciwie rozliczyć, rzeczy nazwać po imieniu, a pomordowanym zapewnić godny pochówek. Różnią się jednak co do formy i sposobu osiągnięcia tego celu.
Agresja Rosji na Ukrainę, najpierw w 2014 roku, a następnie – jak się ją określa – pełnoskalowa w roku 2022, zmieniła kontekst, w jakim o Wołyniu rozmawiamy. Szczególnie w tym drugim etapie Polska okazała się jednym z większych sojuszników Ukrainy. Nie tylko gościnnie otworzyła granice milionom uciekających przed wojną uchodźców, ale też konsekwentnie zabiega o interesy Ukrainy na arenie międzynarodowej. Okazanie sobie braterstwa w trudnym momencie niewątpliwie zbliżyło oba narody, pomimo trudnej wspólnej przeszłości.
Z jednej strony jest to dobry moment na to, by tematy trudne poruszać. Wydaje się bowiem, że łatwiej rozmawiać o trudnych sprawach, gdy wzajemne relacje są dobre. Z drugiej, wciąż trwająca wojna sprawy nie ułatwia. Temat nadal wywołuje emocje po obu stronach, a wszelkie, choćby minimalne rysy na obustronnych relacjach Polski i Ukrainy Rosja chętnie wykorzysta militarnie i propagandowo, by osiągnąć swoje cele.
Wracając do listu biskupów reprezentujących dwa obrządki katolickie: łacińskiej i wschodniej tradycji. Ich list z pewnością jest ważnym głosem przychodzącym z innej jeszcze strony. O konieczności pojednania mówił już Jan Paweł II w Kijowie w 2001 roku. Choć kontekst był zupełnie inny, słusznie można z listem wiązać nadzieje podobne do tych, jakie towarzyszyły opublikowaniu listu polskich biskupów do niemieckich. Musimy zrozumieć, że bez pojednania nie ma mowy o przyszłości. Pojednanie zaś nie oznacza zapomnienia. Jest też czymś innym niż przebaczenie.
I wreszcie trzeba na końcu postawić uczciwie pytanie, choć jest to smutna konstatacja. Czy głos Kościoła ma jeszcze dzisiaj takie znaczenie jak kiedyś? Czy jest oczekiwany? I czy może stać się przyczynkiem do zmian ku wzajemnemu pojednaniu? Być może w najbliższym czasie poznamy odpowiedź.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki