Początkowo myślałem, że będzie to historia, jakich wiele w kinie. Do bohatera odzywa się ktoś, kogo znał w przeszłości. Okazuje się że ta osoba umiera, więc nasz bohater wyrusza do niej lub niego. I tu jest kilka wariantów zakończenia: albo dociera na czas i daje pokrzepienie umierającej osobie, albo nie zdąża i staje przed smutną prawdą o śmierci. To historia tak prosta, że wielki reżyser David Lynch w 1999 r. wyreżyserował film pod tytułem nomen omen Prosta historia (to ten film, w którym mężczyzna przemierza Amerykę na traktorku, by pogodzić się z chorym bratem).
Co sprawiło więc, że obejrzałem brytyjską produkcję Niezwykła wędrówka Harolda Fry o podobnej fabule? Przyznam, że najpierw przyciągnęła mnie postać drugoplanowa, mianowicie żona protagonisty, Maureen, grana przez Penelope Wilton. To popularna brytyjska aktorka, głównie telewizyjna, wspaniała w roli Isobel Crawley w Downtown Abbey, znana też m.in. z Dumy i uprzedzenia. Jeszcze bardziej popularny jest tytułowy Harold, grany przez Jima Broadbenta, znanego z Gry o tron czy wcielającego się w rolę męża Margaret Thatcher w Żelaznej Damie. I jeszcze dwie wzmianki „techniczne”: reżyserka filmu to Hettie Macdonald, która stoi za sukcesem serialu Normalni ludzie, wyreżyserowała też kilka odcinków Doktora Who. Za scenariusz odpowiada z kolei Rachel Joyce, która jest także autorką powieści pod tym samym tytułem. Sprawa to nierzadka, że za stworzenie fabuły filmowej odpowiadają pisarze, autorzy tych powieści, na podstawie których tworzy się film (przy okazji: książka pojawiła się także na naszym rynku). Mamy już zatem odpowiedź na pytanie, które pojawia się nawet nie tyle po obejrzeniu filmu, ale już po przeczytaniu jego opisu: czy to wydarzyło się naprawdę? Otóż nie, ale gdyby tej opowieści nie wymyślili Brytyjczycy, to trzeba by samemu na taki pomysł wpaść!
Wiara
Kiedy powiemy, że film opowiada o wierze, nadziei i miłości, możemy obawiać się, że jego treść ociera się o banał albo jest bigoteryjna. Nic z tych rzeczy. Jest to w moim odczuciu film religijny, ale jedynie w rozumieniu religii jako więzi, płaszczyzny czasem nawet niewyrażalnych doświadczeń, dzięki którym odczuwamy więź ze wspólnotą. Co prawda słowa te są wymawiane wprost, bohaterowie przemycają pewne rozważania na temat wiary czy nadziei, a nawet miłości, nie mają one jednak moralizatorskiego czy dewocyjnego wydźwięku.
Przejdźmy do konkretów. Harold jest osobą w podeszłym wieku, poznajemy go podczas śniadania, które spożywa z żoną. Wydawało by się – sytuacja tak normalna, że aż nudna (rozważania na temat pogody i wszystko to, co w języku angielskim zowie się small talkiem). Z tej rutyny wyrywa go list, przysłany z miejscowości, w której rodzina Fry nie ma nikogo bliskiego. Pomijając już, że niezwykła jest wymiana korespondencji listownej, to niecodzienna była również nadawczyni listu. Była to Quennie, dawna przyjaciółka z pracy Harolda, która przesyła pożegnania wraz z informacją o śmiertelnej chorobie, przez którą zamieszkała w hospicjum. Harold jest poruszony, ale widząc nutkę złośliwości w zachowaniu żony, postanawia odpisać przyjaciółce, życząc jej zdrowia. Podpisując się, swoje nazwisko bierze w nawias, tak jakby nie do końca wiedział, kim jest, albo swoją tożsamość zawieszał jakoś poza rzeczywistością, wyłączał z niej (jak w powiedzeniu „wziąć coś w nawias”).
Następnie wychodzi do skrzynki pocztowej i kolejnej, i kolejnej, bo coś powstrzymuje go przed tym, by tylko wrzucić list i wrócić do swojego życia. Przeżywając wątpliwości, kupuje mleko na stacji benzynowej, a tam uprzejma młoda kasjerka podpytuje, do kogo chce wysłać trzymany w dłoniach list. Po zwierzeniu się Harolda ze swoich zamiarów, młoda dziewczyna opowiada mu swoją historię – o tym, jak wiara w zwycięstwo nad chorobą uratowała jej ciotkę. To sprawia, że Harold postanawia w jednym momencie ruszyć w wędrówkę: pieszo i 500 mil na północ od swojej miejscowości, by odwiedzić umierającą. Ach, mogliby tu teologowie odnaleźć wiele cech wskazujących na wiarę: odczytywanie znaków i odpowiedź na nie bez zbędnej zwłoki, powierzanie innych z wiarą, że wyzdrowieją, wiara jako wyjście poza strefę, którą się zna, niczym biblijny Abraham, Tobiasz czy Mojżesz. Wreszcie wiara, która nie jest pozbawiona wątpliwości, ale po przeżyciu ich się wzmacnia. Takie pojęcie wiary sprawiło, że agnostyczny Harold intensywniej zaczął się jej przyglądać.
Nadzieja
„Nie umieraj, nie umieraj” – powtarza wędrujący pieszo przez Anglię Harold. Dlaczego więc owe 500 mil (około 840 km) pokonuje w ponad dwa miesiące? To znaczy, że przechodził dziennie około 13 km, a to summa summarum niedużo. Czy wydłuża tym samym życie swojej przyjaciółki, czy też musi oczyścić swoje życie z niezałatwionych spraw, zanim ją spotka? Bohater ufa, że jego pielgrzymka przyniesie spodziewany efekt. Miłosz pisał o nadziei: „Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli,/ Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną/ W ogrodzie świata byśmy zobaczyli”.
Zmieniając perspektywę, Harold zauważa nie tylko piękno otaczającej przyrody, ale też mądrzej patrzy na to, co go spotkało w życiu. Bo wędrówka ta staje się także konfrontacją ze swoją przeszłością, traumami, jest dojrzewaniem do wybaczenia sobie i innym. Wreszcie Harold jest kimś, kto dzieli się nadzieją – zarówno z przyjaciółką, do której idzie, jak i z poznanymi po drodze ludźmi. Jak bardzo są oni głodni nadziei, niech świadczy fakt, że kilkadziesiąt osób po drodze chce dołączyć do Harolda. Ten jednak wkrótce opuszcza grupę, bo czuje, że swoją drogę musi przebyć sam. Jak pięknie mówi: bez tego, co zbędne, doświadczając prostoty. Ma nadzieję na to, że siła jego nóg i dobroć ludzi, których spotka, pomogą mu osiągnąć cel.
Miłość
Pomyśli kto: staruszkowi przypomniała się stara miłość, która, jak wiadomo, nie rdzewieje, a skoro tak, to ruszył jak na skrzydłach do dawnej kochanki, która umiera. Otóż nic z tych rzeczy, ale prawdy nie zdradzę, by nie odbierać przyjemności oglądania filmu.
Harold jest po prostu dobroduszny, ale też doświadczony przez życie. Z pewnością jego nagła decyzja wystawia na próbę jego relację z żoną, która sama też musi przepracować niezamknięte sprawy z przeszłości. Maureen chce dla męża jak najlepiej, próbuje siłą sprowadzić go do domu, choć robi to także dlatego, że na samotność reaguje paniką i natrętnym sprzątaniem. Ostatecznie daje jednak mu wolność, co świadczy o tym, że ich miłość, mimo spędzonych razem lat, wciąż dojrzewa. To nie znaczy, że miłością będzie tylko taki akt, w którym ktoś przechodzi pieszo 500 mil, by złapać kogoś umierającego za rękę – wtedy niewielu z nas miałoby na miłość szansę. Każdy może jednak wyjść ze swojej rutyny, odważyć się zmierzyć z sobą, dopuścić do siebie prawdę o swojej słabości. Wtedy rozpoczniemy naprawdę niezwykłą wędrówkę.
---
Niezwykła wędrówka Harolda Fry
reż. Hettie Macdonald
premiera polska 16 czerwca 2023 r.