Nie zgadzam się z antypolskimi tezami profesora Jana Grabowskiego i dlatego potępiam antypolskie zachowanie posła Grzegorza Brauna na jego wykładzie. A potępiam, ponieważ Braun uniemożliwia mi dalsze niezgadzanie się z Grabowskim.
Drodzy rodacy, chcecie, żeby było mocno i jasno, więc wypowiedziałem się mocno i jasno, w duchu przedwyborczej kampanii. Teraz wyjaśnienia.
Rozsądni ludzie wiedzą, że dorobku profesora nie wypada sprowadzać do antypolskości, o którą hurtem oskarżają Grabowskiego hurrapatrioci. Ale jest w całości jego piśmiennictwa, jego wypowiedzi, jego postawy pewien wydźwięk, który właśnie takim terminem należy określić. Ostra linia podziału, którą wyznaczył pomiędzy „Polakami” a „Żydami”, następnie dyskretna i stopniowa, krok po kroku, lecz konsekwentna tendencja do oczerniania tych pierwszych i wybielania tych drugich w opisie ich wzajemnych relacji podczas hitlerowskiej okupacji. I nie chcę przez to powiedzieć, że Polacy podczas okupacji zachowywali się całkiem „na biało”, Żydzi zaś bez reszty „na czarno”. Ta uwaga jest znowu pod adresem zwolenników prostych odpowiedzi.
Jesienią ubiegłego roku w Ottawie, na międzynarodowej konferencji poświęconej Zagładzie, polemizowałem na tym tle z profesorem. Podobnie polemizował też obecny tam Robert Kostro, dyrektor Muzeum Historii Polski. Rolę mieliśmy niełatwą, jako że 90 proc. uczestników konferencji stanowili badacze z krajów od Polski odległych, mimo specjalizacji w swojej dziedzinie nieznający polskiego kontekstu tamtej epoki. Grabowski, który w Ottawie mieszka i tam wykłada, ma świetną okazję, żeby im ten polski kontekst wyjaśniać, podobnie jak kiedyś czynił to Adam Michnik, gdy wyjeżdżał do żydowskich środowisk Nowego Jorku. Ale profesor tego nie robi, mówi tym ludziom to, co chcą usłyszeć. I o to mam do niego pretensję.
Aż o to i tylko o to. Bo profesor Grabowski ma prawo do głoszenia swoich poglądów. Wyrywanie mu mikrofonu z ręki, niszczenie sprzętu – to wszystko są gesty barbarzyńskie. Inaczej mówiąc – chamskie. Panie pośle Braun, jest pan przecież skoligacony z polską arystokracją, więc wie pan chyba, co oznacza ten przymiotnik?
Jasne, obaj wiemy, o co chodzi. Zbliżają się wybory, więc musi być skutecznie. Znaczy – trzeba przywalić. A skoro Grabowski na miejsce swojego wykładu zaplanował akurat Niemiecki Instytut Historyczny, to przecież sami się prosili. Wiadomo, „nie będzie Niemiec pluł nam w twarz”.
Tyle że poseł Braun swoim wyczynem psuje wieloletnią, trudną i żmudną robotę takim ludziom jak Robert Kostro i dziesiątki innych, z wyżej podpisanym włącznie. I nie chodzi tu o nasz prywatny interes. Rzecz idzie o Polskę właśnie, o tę Polskę, którą pan, panie pośle, tak lubi sobie twarz wycierać. Ma ona wielu wrogów, tak, nie brakuje ich na świecie i wcale nie trzeba ich sobie na siłę wymyślać. Teraz dał pan tym wrogom do ręki antypolski argument w najlepszym gatunku. Sam cymes – jak to kiedyś nad Wisłą mówili nasi starsi bracia w wierze.