Gdy sto lat temu, w styczniu 1923 r., rozpoczęła się deportacja Greków z Turcji oraz Turków z Grecji, Europa, mimo świeżych strat poniesionych na frontach wielkiej wojny, była jeszcze kontynentem starej epoki. Państwa monoetniczne stanowiły wtedy mniejszość, a typową dla Europy formacją było państwo wielonarodowe. Ten schemat doznał poważnego wyłomu w ciągu wyżej wspomnianego roku. Na początku 1924 r. mapa etniczna Bałkanów, „podbrzusza” naszego kontynentu, wyglądała zupełnie inaczej niż zaledwie 12 miesięcy wcześniej. A był to dopiero początek długiego procesu ogólnoeuropejskich przesiedleń.
Odległe przyczyny
I wojna światowa postawiła Turcję i Grecję po przeciwnych stronach, ale genezy ich konfliktu należy dopatrywać się znacznie wcześniej. Już przed tysiącem lat ludy tureckie stopniowo podbijały obszar greckiego etnicznie Bizancjum. Ta ekspansja zakończyła się symbolicznie zdobyciem Konstantynopola w 1453 r. Od tego momentu w zasadzie wszystkie ziemie zamieszkałe przez Greków znalazły się pod panowaniem tureckiej dynastii Osmanów. Owa trwająca pięć wieków epoka była czasem ucisku narodowościowego, ale też religijnego: tureccy panowie byli muzułmanami, ich greccy poddani należeli do Cerkwi prawosławnej.
Imperium osmańskie, podobnie zresztą jak walczące z nim cesarstwo „rzymskie” z siedzibą w Wiedniu, pozostało jednak państwem wielonarodowym. Wspólnoty greckie zasiedlały tam nie tylko obszar dzisiejszej Grecji, ale też wielkie połacie Anatolii (Azja Mniejsza), która stanowi rdzeń obecnej Turcji. Podobnie rzecz się miała z muzułmanami żyjącymi w europejskiej części osmańskiego państwa, czyli na obszarach dzisiejszej Bośni, Serbii, Kosowa, Albanii, Macedonii i Bułgarii, a także Grecji. Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku wioski chrześcijan i muzułmanów przemieszane były ze sobą na jednym terenie, co w praktyce uniemożliwiało wytyczenie hipotetycznej i sprawiedliwej pomiędzy nimi granicy.
Większość spośród bałkańskich muzułmanów, w odróżnieniu od greckich chrześcijan z Anatolii, nie miała tureckiego pochodzenia. Byli potomkami miejscowej ludności, która przyjęła islam w wyniku presji lub terroru władzy. Niektórzy z nich zachowali nawet rodzime języki. Ale i tak wszystkich potocznie uważano za „Turków”.
Grecja, na skutek powstania 1821 r.,
wywalczyła niepodległość jako pierwsze z państw bałkańskich. Od tej pory, w ciągu kilku kolejnych wojen, nowe formacje narodowe wyrywają po kawałku europejskie terytoria osmańskiej Turcji. Proces ten przybrał na sile w ostatnich latach przed wybuchem wojny. W 1914 r. z nowo zdobytego na Turkach obszaru północnej Grecji wydalono do Turcji 300 tys. muzułmanów. A był to dopiero początek eksodusu.
Narodziny mitu „piątej kolumny”
30 stycznia 1923 r. w szwajcarskiej Lozannie ustalono nowy porządek na Bliskim Wschodzie. Zwycięskie mocarstwa Zachodu zmusiły Turcję do uznania znaczących ograniczeń terytorialnych, kurczących to eurazjatyckie państwo do jego anatolijskiego rdzenia, w którego granicach pozostaje do dzisiaj. Ważnym elementem tych ustaleń była decyzja o „wymianie ludności”, nakazująca mieszkającym w Turcji Grekom przesiedlić się do Grecji, zaś greckim Turkom – przenieść się do Turcji.
Można uznać, że była to decyzja nie do uniknięcia. Jeśli nowa, powiększona Grecja oraz nowa, pomniejszona Turcja miały rozpocząć własną egzystencję na nowej, etnicznej zasadzie, wprost niemożliwe było to uczynić w sytuacji dotychczasowego narodowościowego przemieszania obu wspólnot, które odnosiły się do siebie z wrogością. Niemniej była to decyzja zła, a przynajmniej tragiczna, wiązała się bowiem z dramatem milionów ludzi, którzy pod przymusem opuścili rodzinne domy. Rządy krajów, w których dotąd mieszkali, uznały ich za okupantów (także Grecja w latach 1919–1922 okupowała zachodnią Anatolię), ale przecież olbrzymia większość z nich, żyjąc tam, gdzie żyła od pokoleń, nie miała nic wspólnego z dyskryminacyjną polityką Stambułu, Ankary czy też Aten. Klamka jednak zapadła. W ciągu 1923 r. wysiedlono z Turcji 1,2 mln Greków, zaś z Grecji 400 tys. Turków.
Jak zmieniło to etniczny obraz obu krajów? Policzmy. W 1914 r. mieszkało w Turcji faktycznie 2,4 mln Greków. W latach wielkiej wojny, która w tym kraju była również wojną domową, władze wymordowały w pogromach około 700 tys. Greków – była to druga, po rzezi Ormian, masakra etniczna w tak masowej skali. Kolejne 100 tys. uciekło do Grecji, w niewiele mniej dramatycznych okolicznościach, kiedy to w 1922 r. tureckie wojska zdobyły miasto Smyrnę (po turecku Izmir). W pomniejszonej, liczącej około 10 mln mieszkańców Turcji, w 1924 r. pozostało oficjalnie zaledwie 340 tys. Greków, z czego aż dwie trzecie w Stambule i najbliższej okolicy. Z kolei w pięciomilionowej Grecji pozostało tylko 140 tys. „Turków”, czyli miejscowych muzułmanów.
W obu wypadkach zmieniło to model państwowości. Ani Turcji, ani Grecji nie można było odtąd uznawać za państwa wielonarodowe, bowiem etniczne mniejszości stanowiły tam już tylko nieznaczny procent ogółu populacji. A to z kolei wiązało się z nieuchronnym zaostrzeniem kursu nacjonalizmu, niechętnego lub nawet jawnie wrogiego wobec własnych mniejszości, uznawanych za „piątą kolumnę” nieprzyjaznego sąsiada.
Dodawanie nowych krzywd do starych
Przesiedlenia zaowocowały znamiennym paradoksem. Wykonawcy postanowień z Lozanny postanowili uznać za Greków wszystkich mieszkających w Turcji prawosławnych, za Turków zaś – wszystkich mieszkających z Grecji muzułmanów. Było to rozwiązanie podyktowane prostotą, gdyż wspólnoty religijne były znacznie łatwiejsze do identyfikacji niż grupy o niesprecyzowanej narodowości. Faktycznie jednak duża część tureckich prawosławnych mówiła po turecku, podobnie jak duża część greckich muzułmanów – po grecku. Teraz wszyscy oni musieli opuścić swoje faktyczne ojczyzny, by udać się do krajów, które jako ich ojczyste zadekretował traktat lozański.
W rezultacie w wielu rejonach Grecji, gdzie nawet w czasach osmańskich nie mówiono po turecku, pojawili się „greccy” imigranci mówiący tym językiem. Podobnie w Turcji, w miejscach, które już przed wiekami uległy językowej asymilacji, osiedlili się „tureccy” przybysze mówiący po grecku. Niewielkie grupy tych osobliwych Greków i Turków utrzymały się do dzisiaj.
Przesiedlenia 1923 roku były początkiem łańcucha wzajemnych deportacji, które trwały przez cały okres międzywojenny, a nawet po zakończeniu II wojny światowej. W Turcji cezurą był 1955 r., kiedy to na skutek krwawego pogromu Greków w Stambule wyniosła się z tego kraju zdecydowana większość greckiej diaspory. W obecnej chwili mieszka w Turcji zaledwie kilka tysięcy Greków. Nieco więcej Turków zamieszkuje Grecję, ale jest to również liczba niewielka.
Przymusowe przesiedlenia z pewnością rozwiązały część problemów, które narastały w relacjach grecko-tureckich. Ale ich realizacja, która nieuchronnie wiązała się z dodawaniem nowych krzywd do starych, przyczyniła się do kolejnych napięć pomiędzy obydwoma państwami. Trwają one do dzisiaj.