Od czasu, kiedy prezydent USA Joe Biden uroczyście przedstawił 11 lipca pierwsze opracowane przez naukowców zdjęcia z najnowocześniejszego i najpotężniejszego teleskopu świata nazwanego imieniem Jamesa Webba, nie mogę oderwać od nich oczu. Owszem, platformy społecznościowe już się nauczyły, że często oglądam zdjęcia kosmosu, fotografie z sond, Słońca, Marsa, ale też inne planety, obrazy z dalszych części Galaktyki czy informacje na temat ostatnich odkryć naukowych. Dlatego też i one regularnie podrzucają mi informacje na temat tego, co wypatrzył w przestrzeni teleskop Webba.
Urządzenie było budowane kilkanaście lat. W zeszłym roku wystrzelono je w kosmos. Przez ostatnie miesiące urządzenie odleciało na tyle daleko od Ziemi, by działalność człowieka nie przeszkadzała mu w obserwowaniu kosmosu, i przeprowadzano jego kalibrację. I właśnie otrzymaliśmy na Ziemi pierwsze obrazy, które naukowcy stworzyli dzięki temu teleskopowi.
Ujawniono dopiero kilka fotografii. Na jednej widać najdalszy dotąd fragment wszechświata. Naukowcy twierdzą, że to obraz z tak daleka, że światło potrzebowało kilkunastu miliardów lat, by do nas dotrzeć. To oznacza, że to obraz przedstawiający tworzenie się galaktyk i gwiazd relatywnie niedługo po początku naszego wszechświata. Zatem dzięki tym obrazom podróżujemy w czasie, mogąc zaglądać w najodleglejsze miejsca kosmosu z kilkuset milionów lat po Wielkim Wybuchu, który, jak twierdzą naukowcy, oznaczał początek tego wszystkiego, co znamy.
Oczywiście teleskop Webba przekazał też przepiękne zdjęcia chmur zimnego wodoru, z których dopiero kształtują się nowe gwiazdy. Chmur zachwycających swoim pięknem, ale właśnie to zaglądanie w przeszłość niezwykle pobudza wyobraźnię. Część naukowców utożsamia Wielki Wybuch ze stworzeniem świata przez Boga i w ten sposób godzi naukę z wiarą. Niektórzy zaś twierdzą, że Bóg jest hipotezą zbędną dla zrozumienia fizycznego świata.
Ale piękno i głębia obrazów przedstawianych przez teleskop Webba u mnie, u osoby wierzącej w to, że to Bóg stworzył wszechświat, budzi podziw. Dla Boga, ale i dla Jego stworzenia. I chodzi nie tylko o piękne mgławice, które pokazuje nam to narzędzie, ale również o ludzki umysł, który też jest dziełem Bożym, który pozwala nam stwarzać naukę, dzięki której możemy zaglądnąć pod podszewkę wszechświata, niemal podglądnąć Boga w procesie stwarzania kosmosu.
Piszę o tym nie tylko dlatego, że mnie samego głęboką zadumą i podziwem napełniają te obrazy. Piękno świata, które ukazuje nam nauka, jest nauką jeszcze o czymś innym: o tym, że wiara nie wyklucza nauki. Że – jak czytamy w zapomnianej nieco encyklice Fides et ratio – rozum i wiara to dwa skrzydła, na których duch ludzki unosi się do poznania prawdy. Mam wrażenie, że wiele osób wierzących coraz częściej traktuje naukę jako coś sprzecznego z wiarą, podchodzi do niej z nieufnością, doszukując się w niej raczej czegoś szatańskiego, a nie boskiego.
Może obrazy z najdalszych zakątków świata, które przekazuje nam Webb, to sygnał dla wierzących, by nauka i wiara szły razem, a nie osobno, działały na rzecz wspólnego dobra, a nie przeciwko sobie.